Ciężarówki oraz drogi w Sierra Leone, oczami kierowcy zawodowego z Polski (I)

Autorem tego tekstu oraz zdjęć jest Sławomir Wróbel, zawodowo kierowca ciężarówki z wieloletnim doświadczeniem, a prywatnie entuzjasta dalekich podróży i autor instagramowej strony @transportowy_swiat. To właśnie dzięki jego relacjom mogliśmy zobaczyć jak odbywa się transport i jak wyglądają ciężarówki na drogach Korei PółnocnejPakistanuIrakuKamerunu, SomaliiSudanu Południowego, Demokratycznej Republiki Konga oraz Nigerii. Dzisiaj natomiast Sławomir zabierze nas do Sierra Leone, czyli do kraju w Afryce Zachodniej, który zaskoczył go pod wieloma względami.

Poniżej zapoznacie się z pierwszą częścią tekstu, poświęconą warunkom drogowym. Jest to więc szersze spojrzenie na realia ruchu w Sierra Leone, a także kilkadziesiąt fotografii z dokumentacją najciekawszych zjawisk. Część druga, poświęcona typowo samochodom ciężarowym, znajduje się pod tym linkiem.

Sierra Leone na mapie Afryki Zachodniej:

Republika Sierra Leone – niewielki kraj, z którego istnienia zdaję sobie sprawę niewielu  Europejczyków. Państwo to targane było wieloletnią wojną domową, w której życie straciło dziesiątki tysięcy ludzi, a niezliczona ilość osób została inwalidami, głównie z powodu utraty kończyn, przez które Sierra Leone było nazywane „światową stolicą amputacji”. Tak krwawe działania toczyły się w związku z dużym bogactwem naturalnym tego afrykańskiego kraju, w którym znajdują się złoża tytanu, boksytu, złota, rutylu, czy przede wszystkim diamentów, których państwo to jest jednym z największych producentów na świecie. Ciemną stroną tego konfliktu było również „powoływanie” siłą dzieci do armii, głównie do oddziałów rebeliantów. Szacuje się, że nieletni stanowili około połowę wszystkich żołnierzy biorących udział w walkach. Dolna granica wieku nie była określona i znane są przypadki zmuszania do walki z bronią w ręku nawet ośmioletnie dzieci! Na szczęście jednak wojna domowa skończyła się w 2002 roku i dzisiaj sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Społeczeństwo jest niemal całkowicie rozbrojone, zaledwie 6 osób na 1000 ma obecnie dostęp do broni palnej i kraj powoli się też odbudowuje. Zapewne minie wiele lat zanim osiągnięty zostanie odpowiedni poziom rozwoju, ale już teraz widać przysłowiowe światełko w tunelu, o czym osobiście mogłem się przekonać, podróżując po Sierra Leone w marcu tego roku.

Drogi w Sierra Leone nie posiadają żadnej numeracji, ani skonkretyzowanej klasy. Wszystkie jezdnie o nawierzchni asfaltowej nazywa się autostradą, co ma oczywiście niewiele wspólnego z europejską drogą tej rangi. W oficjalnych terminologiach używa się po prostu nazw większych miast połączonych tą drogą, na przykład szosę łączącą miejscowości Kenema oraz Bo na wschodzie kraju, nazwano „Bo-Kenema Highway”. Po raz pierwszy w historii moich wyjazdów do Afryki zostałem pozytywnie zaskoczony stanem dróg i szczerze mówiąc, nigdy nie przypuszczałem, że będzie miało to miejsce właśnie w Sierra Leone. Przed wyjazdem sporo czytałem, żeby mieć mniej więcej pojęcie co mnie czeka, w tym celu słuchałem również opowieści ludzi, którzy odwiedzili ten kraj kilka lat wcześniej, to wszystko wykreowało mi obraz fatalnej infrastruktury drogowej i gigantycznych wręcz problemów z poruszaniem się pomiędzy miastami. Te problemy państwo to ma już na szczęście za sobą, dzisiaj stan nawierzchni głównych dróg jest bardzo dobry, zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że niejeden europejski kraj chciałby mieć takie szosy u siebie. Asfalt jest równy, zdarzają się oczywiście dziury, jednak jest ich relatywnie mało, pobocza są utwardzone, co jest rzadkością na kontynencie, w wielu miejscach występują bariery energochłonne, co ważne niezniszczone, łączenie mostów z nasypem drogowym jest zaskakująco równomierne, co także nie jest częste w Afryce. Mógłbym tak wymieniać bardzo długo, widać, że trasy są po prostu w miarę nowe. Infrastruktura drogowa jest już, przynajmniej jak na warunki afrykańskie, bardzo dobrze rozwinięta, a już szczególnie mówiąc o kraju, w którym przez wiele lat trwała wojna domowa. Uwagę zwraca też bardzo mały ruch. Oczywiście w dużych ośrodkach miejskich, takich jak stolica Freetown, Waterloo, Bo, czy Kenema, ilość samochodów jest duża, ale już w ruchu międzymiastowym nie spotkamy ich wiele.

Co też bardzo zaskakujące, oznakowanie tych dróg jest, jak na warunki afrykańskie, bardzo dobre. Spotkamy zarówno znaki informacyjne, ostrzegawcze, zakazujące i nakazujące, jak i drogowskazy, które w oczywisty sposób ułatwiają dotarcie do konkretnego miasta. Oczywistością w Sierra Leone jest również bardzo czytelne oznakowanie poziome. Dostrzegłem nawet słupki kilometrowe, wyznaczające pas drogowy, których jeszcze nigdy wcześniej na tym kontynencie nie spotkałem. Najważniejsze drogi w kraju są oczywiście płatne. Należność pobierana jest poprzez klasyczne punkty poboru opłat, a ceny kształtują się następująco: samochody osobowe – 2 leony (po niedawnej denominacji to około 40 groszy), małe busy – 4 leony (około 80 groszy), autobusy – 18 leonów (około 4 złote), samochody ciężarowe – 83 leony (około 16 złotych). Co też ciekawe, pierwszy raz podczas moich podróży po Afryce zobaczyłem punkty poboru opłat, które służyły tylko do swojego pierwotnego celu. 

Drogi boczne mają różne nawierzchnie, niektóre mają bardzo dobrej jakości asfalt, inne są szutrowe i te są najmniej uczęszczanymi trasami, po których porusza się znikoma ilość pojazdów. Większość tych szos jest zaskakująco równa, przynajmniej spośród tych, którymi ja miałem przyjemność podróżować. Tutaj muszę zaznaczyć, że podczas tej wyprawy nie odwiedziłem północnej części kraju, więc nie wiem jak tam wyglądają drogi. Trasy te odbiegają nieco jakością od tych głównych, co nie jest zaskakujące, ale w tym wypadku nie znaczy to nic złego, może oprócz oznakowania, które na tych drogach jest mizerne. Podczas podróży samochodem można również spotkać się z szosą o bardzo złej nawierzchni, jednak takowe prowadzą głównie do mało zaludnionych wiosek. Nadal trwają prace remontowe, mające zapewnić lepszy standard podróży, co również warte jest uwagi. Jak przystało na kraj, w którym przez lata toczyła się wojna domowa, w Sierra Leone można oczywiście spotkać wojskowe lub policyjne punkty kontrolne. Są one rozmieszczone nieregularnie, przede wszystkim na głównych trasach tranzytowych, ale nie są one szczególnie uciążliwe. Tylko raz zdarzyła się sytuacja, że kontrolowano paszporty, ale było to w strefie przygranicznej, niedaleko sąsiedniej Liberii, do której zresztą zmierzaliśmy.

Podczas podróży po Sierra Leone nie spotkałem ani jednego parkingu dedykowanego samochodom ciężarowym, jednak jak to w Afryce bywa, miejsc do postoju nie brakuje. Przy większości stacji benzynowych znajduje się plac, przy którym można się ustawić. Nie widziałem, by ktoś z takiego terenu wyganiał kierowcę. Jednak kłopot polega na tym, że miejsca te występują głównie w większych miastach, więc podróż musi być dobrze zaplanowana. Nie widziałem żeby ktoś zdecydował się na postój poza terenem zabudowanym, chociaż na głównych drogach zdarzają się zatoczki parkingowe, w mniejszych miejscowościach lub wioskach. Co ciekawe, cena za diesel jak i za benzynę jest jednakowa i to w całym kraju, wynosi 21,50 leona za litr, to jest około 4,50 zł. Jak na jeden z najbiedniejszych krajów świata, jest to bardzo wysoka cena. Zaskakująco bogato wyposażone były sklepy na stacjach, oferując coś zimnego do picia oraz przekąski, co nie jest w Afryce takie oczywiste.

Poprzednia część reportażu czeka pod tym linkiem.