Transport w Pakistanie z punktu widzenia polskiego kierowcy ciężarówki (cz. 1)

Autorem poniższego tekstu jest Sławomir Wróbel, kierowca ciężarówki z wieloletnim doświadczeniem, a prywatnie też entuzjasta dalekich podróży. W ubiegłym roku za sprawą jego relacji mogliśmy zobaczyć jak odbywa się ruch drogowy na terenie Korei Północnej. Tej jesieni Sławomir wybrał się zaś do Pakistanu, po raz kolejny przywożąc solidny zestaw zdjęć oraz wrażeń. Z dwuczęściowego reportażu dowiemy się więc w jakich warunkach poruszają się pakistańscy kierowcy, a także jakie wrażenie wywarło to na międzynarodowym kierowcy z Europy. Część pierwsza (poniżej) przedstawi nam ogólne warunki drogowe, a w części drugiej (pod tym linkiem) zapoznamy się z pakistańskimi ciężarówkami.


Pakistan, a właściwie Islamska Republika Pakistanu. Kraj w zasadzie nieistniejący w świadomości przeciętnego Europejczyka, a jeżeli już, to raczej są to negatywne skojarzenia. Jedyne muzułmańskie państwo i zaledwie jedno z dziewięciu na świecie, posiadające broń atomową, a konkretnie około 100 głowic.  Z programów informacyjnych można wywnioskować, że to kraj wręcz skrajnie niebezpieczny, jednak moje doświadczenia z podróży do Pakistanu, są zupełnie inne. Chociaż gdyby brać pod uwagę wyłącznie ruch drogowy, to faktycznie muszę stwierdzić, że tak bezpiecznie nie jest. Ograniczenia prędkości czy zakazy wyprzedzania Pakistańczycy traktują raczej jak sugestię, aniżeli zakazy czy nakazy.

Sieć drogowa i jej zagęszczenie zależne jest od regionu. Pakistan jest bardzo zróżnicowany geograficznie, znajdziemy tam pustynie, żyzne nizinne gleby oraz najwyższe góry świata. Północna część kraju, którą ja odwiedziłem, zdominowana jest przez aż 3 najwyższe pasma górskie na naszym globie, są to – Himalaje, Karakorum i Hindukusz. W nizinnej stolicy kraju, Islamabadzie, znajdziemy całkiem nieźle rozwiniętą sieć drogową, ale im dalej na północ, tym gorzej i z gęstością i z jakością nawierzchni, a najlepiej skomunikowany jest wschód Pakistanu. Autostrady (oznaczenie M) niewiele różnią się od tych europejskich. Znajdziemy na nich pas awaryjny, pas zieleni oddzielający jezdnie w przeciwnych kierunkach, asfaltową nawierzchnię, do której nie można mieć zastrzeżeń, rozmieszczone co kilkaset metrów telefony alarmowe oraz parkingi, na których znajdziemy stacje benzynową, restauracje czy toalety. Na stromych zjazdach, spotkamy również pasy ewakuacyjne dla ciężarówek pozbawionych hamulców, które pozwolą bezpiecznie zatrzymać pojazd. Pakistańskie autostrady są płatne.

W Pakistanie istnieją również drogi ekspresowe i także one nie odbiegają od standardów znanych w Europie. Nawierzchnia jest równa, chociaż zdarzają się starsze odcinki, na których są dziury. Zarówno na autostradach jak i ekspresówkach, napotkamy na tunele, które mają wszystko co powinny mieć tego typu konstrukcje. Jest oświetlenie, wyjścia ewakuacyjne czy wentylacja. Większość tuneli ochraniana jest przez uzbrojoną w broń długą policję lub wojsko i zdarzają się punkty kontrolne przed wjazdem. Również drogi ekspresowe są płatne, poprzez miejsca do poboru opłat. Mam jednak wrażenie, że Pakistańczycy nie do końca wiedzą jak korzystać z dróg szybkiego ruchu. Zdarzają się samochody czy motocykle jadące pod prąd, pojazdy nie trzymające się jednego pasa ruchu, piesi spacerujący po poboczu, a nawet pojazdy utrzymania autostrady jadące pod prąd w tunelu! I to bez jakiegokolwiek oświetlenia, nie mówiąc już o światłach ostrzegawczych na dachu (koguty) czy znakach ostrzegających, że prowadzone są jakieś prace! Wjazd do pakistańskiego tunelu to ruletka, trzeba się spodziewać niespodziewanego.

Po zjeździe z głównych tras drogi zmieniają się diametralnie. Nawierzchnia miejscami przypomina bardziej klepisko niż jezdnię, po której poruszać mają się pojazdy. Droga natychmiastowo staję się węższa, bez wyznaczonych pasów ruchu i trzeba być przygotowany na wielki chaos na drodze. Na tego typu jezdniach, kierujący pojazdami i piesi nie zawracają sobie głowy przepisami ruchu drogowego, a do tego dochodzą zwierzęta chodzące samopas. Jednak Pakistańczycy, w sobie tylko znany sposób, odnajdują się w tym naprawdę dużym ruchu ulicznym. Obserwując to z boku, miałem tylko jedną myśl – kontrolowany chaos. Wyprzedzanie „na trzeciego”, wymuszanie pierwszeństwa, zatrzymywanie pojazdów w każdym miejscu, nie zwracając uwagi na to, że robi się to na zakręcie czy wzniesieniu, to wszystko jest na porządku dziennym. Sam manewr wyprzedzania przypomina czasami walkę, a pojazd wyprzedzany, mam wrażenie, jest postrzegany jako przeciwnik, którego należy pokonać, bywa że za cenę zepchnięcia z drogi lub zmuszenia do hamowania. Nikt się jednak nie obraża, nikt się nie złości, panuje ogólne zrozumienie. Najważniejszym wyposażeniem samochodu to zdecydowanie klakson, bez tego lepiej nie wyjeżdżać na drogę.

Karakorum Highway – jedna z najsłynniejszych dróg w Pakistanie, która jest celem wielu turystów z całego świata. Cała trasa licząca 1300 kilometrów, została oddana do użytku w 1986 roku, po 20 latach budowy i można się nią dostać z okolic Islamabadu, a konkretnie z Hassan Abdal, do granicy z Chinami na przełęczy Khunjerab (droga N35). Jest to najwyżej na świecie położone drogowe przejście graniczne, na wysokości 4693 m.n.p.m. (dla porównania – najwyższy szczyt Polski to Rysy 2499m.n.p.m.). Dzięki temu jest to również najwyżej położona, międzynarodowa utwardzona droga na świecie. Dla ciekawostki dodam, że znajduje się tutaj najwyżej położony bankomat na świecie, zarządzany przez NBP…. czyli Narodowy Bank Pakistanu. Jakby ktoś miał wątpliwości – tak, jest to granica dla samochodów ciężarowych, podróżujących pomiędzy Pakistanem, a Chinami. Ze względu na warunki atmosferyczne, granica jest zamknięta od 30 listopada do 1 kwietnia. Najcięższa dla kierowców zdecydowanie jest różnica wysokości, która na odcinku 100 kilometrów, wzrasta z 2700 m.n.p.m. w miejscowości Sost do 4693 m.n.p.m na granicy. Sama droga, w zdecydowanej większości, jest bardzo dobrej jakości, o co zadbał chiński rząd i o czym przypominają liczne tablice mówiące o przyjaźni pomiędzy tymi narodami.

Dlaczego na granicy stały same naczepy: Naczepy czekające na granicy bez kierowców i ciągników – system ciągłej wymiany

Największym wyzwaniem, zarówno dla samochodów jak i dla ludzi, są jednak drogi, którymi poruszają się mieszkańcy małych wiosek, usytuowanych gdzieś pomiędzy szczytami Himalajów czy Karakorum. Najlepszym przykładem są wioski Tattu i Fairy Meadows, leżące u stóp dziewiątej najwyższej góry świata – Nanga Parbat (8126 m.n.p.m.). Droga ta w zasadzie wykuta jest w skale, nawierzchnia jest szutrowa, a często po prostu kamienista. Nie ma na niej znaków drogowych, pozbawiona jest także jakichkolwiek barierek oddzielający od kilkuset metrowej przepaści, przez co kierowcy muszą być nieustannie skupieni. Półka skalna, po której poruszają się pojazdy, jest szerokości jednego samochodu, ale cały czas trwa na niej ruch dwukierunkowy. Manewr mijania wzrasta do rangi wielkiego wyczynu. Droga ta ma około 17 kilometrów, jednak na pokonanie jej potrzeba aż dwóch godzin. Pojazdy, które pokonują ten wymagający odcinek, ograniczają się do jednej marki oraz jednego modelu, a konkretnie do Jeep’a CJ5. Innych samochodów tutaj się nie spotka. Transport ciężarowy, jak się pewnie domyślacie, na takiej drodze nie występuje, jednak towary dla mieszkańców muszą zostać dowiezione, do czego wykorzystywane są wspomniane Jeep’y. Jednak problem z transportem do Fairy Meadows jest taki, że droga kończy się w Tattu, dalej wszystkie towary muszą zostać zaniesione przez zwierzęta, jak na przykład osły lub konie, oraz przez ludzi, a trasa nie jest łatwa i do tego miejscami stroma. Transportowane w ten sposób jest wszystko, od spożywki po materiały budowlane.

Nie tylko w tak ciężko dostępnych miejscach są problemy z dojazdem do wiosek. Wszędzie tam, gdzie liczba mieszkańców nie jest zbyt duża, występują tego typu niedogodności. Wąskie uliczki z fatalną nawierzchnią spowodowały, że najbardziej sensownym środkiem transportu, są pojazdy z napędem na cztery koła i dużym prześwitem. Po dotarciu do takich miejscowości zaskakiwał mnie fakt, że są tam stacje benzynowe. Do tej pory zastanawiam się jak wyglądają tam dostawy paliwa. Oferta takich stacji nie jest za bogata, szczególnie w sklepie, gdzie wybór jest ograniczony do kilku rodzajów oleju silnikowego.

Kolejnym ciekawym temat są roboty drogowe. Jako kierowca ciężarówki zjeździłem niemal całą Europę, ale takich „zabezpieczeń” jeszcze na swojej drodze nie spotkałem. Po drogach północnego Pakistanu przejechaliśmy 3200 kilometrów, różnymi środkami transportu, ale nie widziałem ani jednego pachołka, „sierżanta”, czy barierek oddzielających roboty drogowe od ruchu ulicznego. Nawet z oznakowaniem jest gigantyczny problem, ponieważ ostrzeżenia o pracach na jezdni pojawiają się tylko na autostradzie i to nie zawsze. Najpopularniejszym sposobem na „zabezpieczenie”, na przykład dziury w nawierzchni jest poustawianie kamieni wzdłuż wyrwy. Po prostu. Najciekawiej robi się po zmroku, na nieoświetlonych trasach, na których dodatkowo często można zostać oślepionym przez pojazdy jadące z naprzeciwka. Najbardziej zaskoczyli mnie jednak robotnicy pracujący przy remoncie nawierzchni, na drodze N45, pomiędzy miejscowościami Chitral i Timergara. Ruch drogowy odbywał się także na terenie remontu, a pracujący przy nim ludzie przechodzili pomiędzy jadącymi samochodami. Problem pojawiał się gdy maszyny budowlane musiały się przemieścić. Wtedy wstrzymywany był cały ruch. W Europie odwiedziłem wiele placów budowy i na każdej dbano o bezpieczeństwo robotników, tutaj oprócz zagrożenia ze strony jadących pojazdów, pracownicy nie mieli podstawowych środków ochrony osobistej, pracując w klapkach na nogach, nie mówiąc o stroju roboczym czy rękawicach.

Część druga: Transport w Pakistanie z punktu widzenia polskiego kierowcy ciężarówki (cz. 2)