Ciężarówki i transport w Kamerunie, z punktu widzenia polskiego kierowcy (cz. 2)

Autorem poniższego tekstu oraz zdjęć jest Sławomir Wróbel, zawodowo kierowca ciężarówki z wieloletnim doświadczeniem, a prywatnie entuzjasta dalekich podróży. Dotychczas dzięki jego relacjom mogliśmy już zobaczyć jak odbywa się ruch drogowy na terenie Korei Północnej, czym charakteryzują się ciężarówki jeżdżące po Pakistanie, jak wygląda transport w Sudanie Południowym (najmłodszym kraju świata), a także jakie ciężarówki spotkamy w targanym wojnami Iraku. Dzisiaj natomiast przeniesiemy się do Kamerunu.

Z uwagi na bardzo dużą ilość zdjęć, artykuł musiał zostać podzielony na dwie części. Pierwszą z nich znajdziecie pod tym linkiem, a poniżej zapraszam na część drugą.


Republika Kamerunu – kraj leżący w Afryce Środkowej, nad Zatoką Gwinejską, nazywany jest „Afryką w miniaturze”, ze względu na różnorodność klimatu oraz mnogość grup etnicznych, których jest obecnie ponad 200. To też kraj o nietypowej historii kolonialnej, w XIX wieku należący do Niemiec, a następnie podzielony między Francję i Wielką Brytanię. Dzisiaj przeciętny Europejczyk raczej niewiele jest w stanie powiedzieć o tym kraju, a dla fana futbolu państwo to jest kojarzone wyłącznie z silną reprezentacją w piłce nożnej, oraz z gwiazdami występującymi w najlepszych ligach Europy. W styczniu tego roku można było usłyszeć o Kamerunie jako o gospodarzu turnieju finałowego Pucharu Narodów Afryki, czyli najważniejszej imprezy piłkarskiej na kontynencie. Tak się złożyło, że w tym samym czasie podróżowałem po tym państwie, pokonując trasę z północy, przez wschodnią i południową część kraju, aż do najdalej na zachód wysuniętego regionu Południowo-Zachodniego. I w tym czasie, oprócz uczestnictwa w meczach piłkarskich, miałem możliwość obserwacji ruchu drogowego w Kamerunie i szczerze mówiąc, nie nudziłem się.

Nikogo pewnie nie zaskoczę pisząc, że najliczniej reprezentowanym producentem samochodów ciężarowych, w tym afrykańskim kraju, jest Mercedes-Benz. Gama modeli obecnych w Kamerunie jest zaskakująco szeroka i oprócz oczywistych Actrosów MP1 do MP4, spotkać można również Axora, Atego, serie SK oraz NG, a także zabytkową już serię L, z silnikiem przed kabiną. Ku mojemu zaskoczeniu seria L była już jednak bardzo nieliczna.

Bardzo popularne w Kamerunie są również samochody rodem z Chin i to od różnych producentów. Licznie reprezentowane jest Howo Sinotruk, czy współpracujący z Mercedesem Foton. Spośród Fotonów spotkałem ciągnik Auman TX 1834 z dzienną kabiną, oraz solówka Aumark. Mniej znane firmy, których samochody jeżdżą po tym kraju, to Hohan w modelu J7B38, JAC Gallop czy Shacman F2000, powstały na licencji starych MAN-ów.

Kolejny producent, którego ciężarówki często można spotkać na kameruńskich drogach, to Renault z modelem Premium na czele. Obecne są również Kerax oraz seria C/T. Najbardziej zaskoczyła mnie obecność modelu CBH 385, z silnikiem przed kabiną. W Europie takowe można zobaczyć w zasadzie jedynie w barwach straży pożarnej czy wojska. Swoją liczną reprezentację posiada również Iveco, przede wszystkim w modelach Stralis i Trakker.

Na kameruńskich drogach obecne są również niderlandzkie DAF-y, ale jedynie na północy kraju, na przyjezdnych, nigeryjskich rejestracjach (podobnych do amerykańskich). Mowa tutaj przede wszystkim o solówkach w modelu CF85. W przeciwieństwie do Nigeryjczyków, kameruńskie firmy raczej nie zaufały temu producentowi. Podróżując po Kamerunie widziałem jeszcze pojedyncze sztuki MAN-a, Volvo czy Scanii, ale jest to marginalny udział w ruchu. Zdarzyły się również mniej oczywiste dla nas samochody, takie jak chińskie Dongfengi, włoska Astra, czy japońskie Toyota oraz Hino. Najciekawsze samochody mogłem jednak zobaczyć na parkingu celnym w miejscowości Garoua Boulaï, tuż przy granicy z Republiką Środkowoafrykańską, gdzie obecne były chociażby czeskie Tatry Phoenix, aczkolwiek ze względu na charakter tego miejsca, nie mogłem tam pospacerować, ani tym bardziej robić zdjęć. Co też ciekawe, sporo po tym afrykańskim kraju jeździ samochodów z polskimi naczepami marki Wielton. Niestety nie udało mi się ich uwiecznić na zdjęciach, ale wyraźnie widać, że ekspansja Wieltonu na Afrykę działa.

Dla nas Europejczyków, samochody, również te ciężarowe, które trafiają do Afryki, są po prostu kupą złomu, z której nie będzie już użytku. Tam są one „reanimowane” i służą swoim nowym właścicielom jeszcze kilka dobrych lat, ale co potem? Zawsze się zastanawiałem gdzie się kończy żywot takiego pojazdu. Czasami, tak jak w Sudanie Południowym, porzuceniem na pastwę losu, ale w Kamerunie znalazłem miejsce gdzie praktycznie każda część ciężarówki jest poddana recyklingowi i robi się z niej najbardziej nieoczywiste rzeczy. Nawet nie wiedziałem, że różne podzespoły samochodów można wykorzystać do wykonania młotków, siekier, dłuta, taczek, śrubokrętów, krzeseł czy nawet prowizorycznych kuchenek, gdzie po wsypaniu węgla, elektryczny wiatrak pomoże w rozpaleniu ognia. Pod tym względem, kreatywność Afrykanów nie zna granic.

Infrastruktura drogowa w wielu krajach, które odwiedziłem, pełna jest absurdalnych rozwiązań inżynieryjnych. Na temat tych absurdów można by napisać osobny artykuł, jest ich tak dużo, jednak do tej pory unikałem tego wątku. W Kamerunie spotkałem jednak coś tak niedorzecznego, że muszę o tym napisać. Mianowicie jest to gigantyczny most nad rzeką Faro (GPS: 8°32’33.9″N 12°44’44.6″E), którego nie powstydziłoby się żadne europejskie państwo, podobno drugi najdłuższy w całym kraju, o długości około 800 metrów (taką wskazówkę otrzymałem od lokalnej społeczności, jednak nigdzie nie znalazłem informacji na ten temat, więc nie ma potwierdzenia z innego źródła), który w zasadzie służy jedynie pieszym i motocyklistom. Sporadycznie zdarza się, że przejeżdża tamtędy samochód osobowy. Dlaczego o tym piszę? Bowiem przeprawa ta jest dostosowana do ciężkiego ruchu towarowego, jednakże drogi prowadzące do niej uniemożliwiają wszelkim ciężarówkom, dojazd do tego miejsca. Poza tym most łączy drogę P34 z Parkiem Narodowym Faro, więc w jakim celu miałby odbywać się tam wzmożony ruch samochodowy, a tym bardziej ciężarowy? Rozumiem konieczność istnienia przeprawy przez rzekę dla lokalnej ludności, ale budować coś tak absurdalnie gigantycznego, na potrzeby społeczności bez jakiegokolwiek środka transportu? Zdecydowanie wystarczyłoby coś o wiele mniejszego z nośnością na poziomie kilku czy kilkunastu ton. Moim zdaniem jest to nie potrzebne wydawanie pieniędzy przez kraj, w którym raczej nie narzekają na zbyt dużą ilość gotówki. Na pytanie w jakim celu zbudowano ten most, odpowiedziałbym cytując klasyka: „nie wiem, ale się domyślam”.