Ciężarówki gaśnicze z silnikami odrzutowymi – ogromna wydajność i akcja w Polsce

Autor tekstu: Krystian Pyszczek

Ekstremalnie wydajne wozy strażackie to temat naprawdę pełen ciekawostek. W zeszłorocznych artykułach mieliście okazję poznać już niecodzienne rozwiązania rodem z Ameryki w tym m.in. strażacki ciągnik z 88-litrowym dieslem na naczepie, czy też pompy do betonu wykorzystywane do celów gaśniczych. Dzisiaj dla odmiany zawędrujemy jednak na drugą stronę naszego globu, a konkretnie do ZSRR, gdzie powstały niezwykłe ciężarówki gaśnicze z… silnikami odrzutowymi.

Historia odrzutowych wozów strażackich zaczyna się w połowie lat 60-tych ubiegłego wieku, kiedy to radzieckie władze zdały sobie sprawę z konieczności posiadania wyspecjalizowanego sprzętu gaśniczego przeznaczonego do zwalczania pożarów szybów naftowych i gazowych. Chodziło przede wszystkim o to, iż takie zdarzenia były niezwykle trudne do opanowania, głównie ze względu na bardzo dużą wysokość płomienia oraz niezwykle wysoką temperaturę występującą podczas spalania wyżej wymienionych surowców. Nic zatem dziwnego, iż potrzebowano czegoś znacznie bardziej wydajnego od klasycznego wozu wyposażonego w standardową pompę, a ponieważ w silnie zmilitaryzowanym Związku Radzieckim nie brakowało odrzutowców, na strażackie ciężarówki zaczęto montować typowo lotnicze silniki.

W ten oto sposób w 1965 roku narodził się niezwykły agregat AGWT-100, w rosyjskojęzycznych źródłach określany mianem gazowo-wodnego pojazdu gaśniczego. Jako bazę dla całego systemu wykorzystywano klasyczne terenowe ciężarówki użytkowane wówczas w ZSRR – głównie były to ZiŁy 157 i 131, choć nie pogardzano także czechosłowackimi Tatrami 138. Jednak o ile same podwozia można było określić mianem standardowych, tak ich zabudowa z pewnością należała do rozwiązań całkowicie egzotycznych. Otóż w części użytkowanej zamontowany został silnik odrzutowy Klimow WK-1 o ciągu 26 kN, który na co dzień napędzał m.in. myśliwce MiG-15 oraz MiG-17. Tuż obok dyszy wylotowej lotniczej jednostki zamontowane zostały mocne, stalowe przewody, które doprowadzały wodę tuż pod strumień gorących gazów wylotowych. Ich odpowiednio dobrana temperatura oraz zawartość tlenu sprawiały, iż woda zamiast wyparowywać była wyrzucana na dużą odległość dzięki czemu możliwe było gaszenie pożarów znajdujących się nawet na znacznych wysokościach.

Choć koncepcja ta w teorii wydaje się być pomysłem kompletnie abstrakcyjnym, w rzeczywistości system ten był niezwykle przemyślany. Każda ciężarówka, oprócz zbiornika na środek gaśniczy, tuż za kabiną posiadała dodatkowy zbiornik, w którym mieściło się paliwo napędzające silnik odrzutowy. Najczęściej miał on od 1700 do 2000 litrów pojemności, co starczało na około 45 minut ciągłej pracy. Oczywiście wszystko to zależało od ciągu na jakim pracowała lotnicza jednostka, bowiem AGWT-100 wyrzucał od 18 do nawet 60 litrów wody.. w ciągu zaledwie jednej sekundy! Sam silnik natomiast montowany był na obrotowej podstawie, dzięki czemu możliwe było jego regulowanie zarówno w płaszczyźnie pionowej jak i poziomej. Całością systemu sterował odpowiednio do tego przeszkolony strażak, który nadzorował pracę agregatu albo z kabiny kierowcy, albo za pomocą specjalnej konsoli, która umożliwiała na oddalenie się od wozu na około 25 metrów. Jeśli natomiast chodzi o masę całkowitą tak wyposażonej ciężarówki, to wynosiła ona około 10 ton, a więc stosunkowo niewiele. Dzięki temu osiągi nie ulegały znaczącemu pogorszeniu, co oznaczało, iż nawet przestarzałe ZiŁ-y mogły z takim sprzętem rozwinąć prędkość maksymalną na poziomie około 80 km/h.

Szybko okazało się, iż AGWT-100, choć nietypowy konstrukcyjnie, jest rozwiązaniem bardzo skutecznym, które może być z powodzeniem wykorzystywane także w tradycyjnym pożarnictwie. Oprócz gaszenia szybów naftowych i gazowych agregat dedykowano także m.in. do zwalczania pożarów archiwów, bibliotek czy też placówek bankowych. Nic zatem dziwnego, iż wiele miast w ZSRR, w tym m.in. Charków, Czernihów, czy Tiumień zakupiły tego typu wozy na swoje własne potrzeby. Co więcej „odrzutowe” wozy strażackie pojawiły się również i w Polsce, choć nie rezydowały tutaj na stałe. Dla przykładu, 9 grudnia 1980 roku w Karlinie pod Białogardem, na wiertni „Daszewo-1”, doszło do pożaru ropy naftowej, którego przez długi czas nie dało się opanować standardowymi środkami. W efekcie na początku stycznia 1981 roku do akcji zadysponowano łącznie 3 sztuki AGWT-100, które przyjechały do naszego kraju z ukraińskiej Połtawy. Pomoc tych wozów okazała się być nieoceniona w usuwaniu ognia, który ostatecznie ugaszony został 8 stycznia.

AGWT-100 podczas akcji w Karlinie:

Sukces jaki odniósł AGWT-100 sprawił, iż technologię odrzutowego agregatu postanowiono rozwijać. W efekcie w połowie lat 70-tych opracowano mocniejszy wariant AGWT-150 wykorzystujący silnik R11 V-300 pochodzący z nowszego MiG-a 21. W przypadku tego sprzętu znacząco wzrosła wydajność, bowiem nowa jednostka dysponowała większym ciągiem na poziomie 44 kN, co umożliwiało wyrzucanie do nawet 90 litrów wody na sekundę. Zmieniły się także bazy przeznaczone dla samego systemu, bowiem od tej pory zaczęto na szerszą skalę wykorzystywać nieco świeższe Urale 375 i KrAZ-y 255. Jeśli natomiast chodzi o ogólną zasadę działania to wszystko zostało mniej więcej po staremu. Najwyraźniej konstruktorzy uznali, iż nie ma powodów, by cokolwiek poprawiać.

Wydawać by się mogło, iż technologia gaszenia pożarów przy pomocy silnika odrzutowego odejdzie w końcu do przysłowiowego lamusa. Tak się jednak nie stało i AGWT-150 produkowany jest aż do dnia dzisiejszego, przy czym według dostępnych źródeł stanowi on obecnie system unikatowy na skalę światową. Współcześnie bazą dla tego typu urządzeń nadal są najnowsze modele Kamazów i Urali, jednak istnieją także odmiany montowane na lekkich zachodnioeuropejskich konstrukcjach takich jak na przykład Volvo FL. Przy okazji warto wspomnieć, iż pożarnictwo to nie jedyna dziedzina, w której Rosjanie wykorzystują silniki odrzutowe montowane na ciężarówkach. Swego czasu niezwykle popularne było także odladzanie pasów startowych na lotniskach o czym opowiedziałem szerzej w następującym artykule: Ciężarówki odśnieżające silnikami odrzutowymi – rosyjski sposób na najostrzejszą zimę

Późniejsze egzemplarze:

A na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym „odrzutowym” wozie strażackim, który co prawda nie jest ciężarówką, jednak pominięcie go w tym artykule stanowiłoby niewybaczalny grzech. Choć tak jak wspomniałem opisywane tutaj agregaty najczęściej montowano na pojazdach kołowych, istniały także warianty oparte na podwoziach gąsienicowych. Najbardziej  ekstremalnym przykładem takiego wozu jest opracowany przez węgierskich inżynierów „Big Wind” (ang. „Duży Wiatr”). Jest to nic innego jak stary czołg T-34, który zamiast wieżyczki z działem posiadał nie jeden, ale dwa (sic!) silnik odrzutowego z Mig-a 21. Ten niezwykły pojazd zbudowany został w 1991 roku podczas I Wojny w Zatoce Perskiej, kiedy to wycofujące się oddziały irackie podpaliły 732 szyby naftowe zlokalizowane w sąsiadującym Kuwejcie. Na poniższym filmie możecie zobaczyć pracę tego niezwykłego monstrum: