Gdy pierwsze kraje europejskie wprowadzały zakazy odbywania odpoczynków tygodniowych w kabinach, śmiano się, że część firm zacznie lokować kierowców w namiotach. I choć takie scenariusze na szczęście się nie sprawdziły, jest w cywilizowanym świecie miejsce, gdzie kombinacje z namiotami jak najbardziej się pojawiają. Uświadomiłem to sobie wczoraj, gdy zobaczyłem ogłoszenie sprzedaży tej oto zaskakującej naczepy:
Zdjęcia: ogłoszenie z „Buy, Sale or Trade Scottsburg, Indiana”
Ta zielona konstrukcja to dwuosobowy namiot typu „pop up”, wyposażony w sztywne zadaszenie i składający się na płasko. W założeniu takie konstrukcje przeznaczone są do montażu na dachach samochodów terenowych, by umożliwić biwakowanie z dala od dzikich zwierząt lub wilgotnego podłoża. W tym jednak przypadku namiot ustawiono na tak zwanej „łabędziej szyi”, czyli przedniej części niskopodwoziowej naczepy. Pełni on tam rolę budżetowej kabiny sypialnej i jak zachwala sprzedający, zapewnia komfortowe warunki do spania dla osoby powyżej 180 centymetrów wzrostu, a przy tym jest akceptowany w czasie kontroli czasu pracy kierowców.
Naczepy takie jak ta, oferujące około 12-metrową platformę, to popularny widok w Stanach Zjednoczonych. Łączy się je tam z ciężkimi wariantami pickupów (jak Ford F-350, Chevrolet Silverado 3500, czy Ram 3500) i tworzy zestawy popularnie zwane „hot shot trucks”. Ich założeniem jest szybkie przemieszczanie z całopojazdowymi, ale niezbyt ciężkimi ładunkami, często na dalekich trasach, a nawet z międzystanowymi przerzutami. Wiele takich pojazdów nie wymaga też zawodowego prawa jazdy, jako że już podstawowa kategoria dopuszcza w Ameryce aż 11,8 tony DMC zestawu. Można więc powiedzieć, że to podobne zjawisko jak z 3,5-tonowymi „międzynarodówkami” w Europie, z tą jednak różnicą, że sprzęt jest nieporównywalnie większy, a także podlega pod normy czasu pracy kierowców (obowiązujące już od 4,5 tony).
Typowy zestaw typu „hot shot”:
Zazwyczaj zestawy tego typu tworzy się na bazie pickupów z podwójnymi kabinami. Tylna kanapa jest wówczas zastępowana łóżkiem i dla kierowców o umiarkowanym wzroście tworzy to dosyć sensowne miejsce do spania. Podkreślam, tylko przy umiarkowanym wzroście, jako że mowa o kabinach mających 2 metry szerokości zewnętrznej, a więc na materac zostaje jakieś 160 centymetrów. Oczywiście możliwy jest też montaż osobnej, szerszej kabiny sypialnej, dedykowanej dla takich pickupów, ale to bardzo drogie i niepopularne rozwiązanie (opisywane na przykład tutaj lub tutaj). I tak oto pojawił się pomysł, by sypiać w namiotach, które montowane są bezpośrednio na naczepach. W ostatnim czasie ewidentnie zyskuje to na popularności, gdyż łatwo znalazłem kolejne egzemplarze z takim wyposażeniem.
Problem ograniczonej długości materaca jak najbardziej w takim przypadku znika. Namiot jest tańszy niż wspomniane, dedykowane sypialnie. Na tym chyba jednak kończą się zalety, gdyż wszelkie inne kwestie zapowiadają się naprawdę nieciekawie. Pod względem bezpieczeństwa na parkingach trudno mówić o jakiejkolwiek ochronie. Z uwagi na wysokie umiejscowienie i miękkie ściany, nienajlepsza będzie też osłona przed złymi warunkami atmosferycznymi oraz hałasem. Poza tym, by doprowadzić do namiotu prąd i ogrzewanie, Amerykanie ustawiają na naczepach generatory, co też trudno uznać za wygodne. A i pod względem przestrzegania przepisów cała sprawa jest mocno kontrowersyjna. Wbrew bowiem temu, co napisano w omawianym ogłoszeniu, amerykańskie przepisy zabraniają kabin sypialnych w naczepach. Zakaz ten wprowadzono z bardzo konkretnego powodu, gdy w latach 50-tych ubiegłego wieku przewoźnicy zaczęli stosować takie oto, skrajnie niebezpieczne konstrukcje (źródło zdjęcia: Kabina sypialna podwieszona pod podłogą naczepy – kierowca spał tam w czasie jazdy):