Jelcz C422 z ceną wywoławczą 100 tys. złotych – ta strażacka oferta może zaskakiwać

Zdjęcie dołączone do omawianego ogłoszenia

Omawiane ogłoszenie znajdziecie na Facebooku OSP Sarnaki.

Od kilku lat sporo dyskutuje się o cenach używanych Maluchów lub Polonezów. Z jednej strony, sentyment uczynił z nich pojazdy typowo kolekcjonerskie, przez co ceny ciekawych egzemplarzy poszybowały o kilkaset procent w górę. Z drugiej strony, wielu ekspertów bije się przy tym w czoło, przypominając, że zwłaszcza późne egzemplarze nie są tych pieniędzy warte, będąc po prostu kiepskimi samochodami. Czy natomiast podobne dyskusje czekają nas teraz w temacie Jelczy? Niewykluczone, co pokazuje dzisiejsze ogłoszenie OSP Sarnaki.

Ta ochotnicza jednostka ze wschodu województwa mazowieckiego wystawiła na sprzedaż ciągnik siodłowy Jelcz C422 z 1996 roku, połączony z o siedem lat starszą naczepą-cysterną Metalchem CN18. Strażacy postanowili zorganizować transakcję na zasadzie przetargu, a więc do 3 maja będą zbierali mailowe oferty, wraz z cenowymi propozycjami. Od razu też wskazano cenę minimalną, z którą ewentualne oferty musza się zrównać lub nawet ją przekroczyć. I właśnie tutaj pojawia się ciekawostka, jako że mowa o 100 tysiącach złotych.

Jelcz ma tylko 12 tys. kilometrów przebiegu, dysponuje kabiną sypialną z oryginalnym spojlerem i posiada silnik polskiej produkcji, czyli 11,1-litrową, 280-konną jednostkę na licencji Leylanda. Tym samym wydaje się to idealny materiał na transportowego klasyka, upamiętniającego branżę przewozową z połowy lat 90-tych. Trzeba też przyznać, że Jelcze serii 400 stają się na drogach olbrzymią rzadkością, a wiele strażackich egzemplarzy zostało w ostatnim czasie przekazanych na Ukrainę. skąd raczej nikt już nie wróci. Jeśli natomiast spojrzymy na zachodnie ciężarówki z połowy lat 90-tych, okazuje się, że egzemplarze z bardzo małymi przebiegami bywają wystawiane nawet dwukrotnie drożej, po 40-50 tys. euro. Mówiąc więc krótko, tak wysoka kwota może znaleźć pewne uzasadnienie.

Nie zmienia to jednak faktu, że sześciocyfrowa cena minimalna za Jelcza to widok, który zwyczajnie zaskakuje i może być nazwany historycznym przełomem. W końcu jeszcze niedawno nikt takich pojazdów nie szukał i tym samym ceny szorowały po dnie. Nadal zdarzają się też przetargi wojskowe, gdzie Jelcze serii 400 z naczepami otrzymują ceny wywoławcze rzędu 20-30 tys. złotych (niedawny przykład tutaj). A do tego symboliczny jest po prostu fakt, że w połowie lat 90-tych, a więc w czasach nowości omawianego ciągnika, Jelcz robił się już samochodem niechcianym. Pomijając bowiem różne legendy o zachodnich ingerencjach, przyczyna ówczesnego upadku tej marki była prosta – sprzedaż leciała na łeb, na szyję, gdyż przewoźnicy i kierowcy masowo woleli nawet używany sprzęt „wielkiej siódemki”.

Poglądowe zdjęcia wnętrza z rocznika 1998 (opis tutaj):