„Dzień Tira” i jego podłoże historyczne – to już ponad 70 lat rozwoju transportu

Kalendarze wskazują 27 sierpnia, więc w Polsce obchodzony jest dzisiaj Dzień Tira. W założeniu ma to być święto dalekobieżnych kierowców oraz ich pojazdów (wszystkiego najlepszego!!). Domyślam się jednak, że wielu z Was taka nazwa może wprawić w pewną konsternację. Jak bowiem wiadomo, nazywanie ciężarówki „tirem” to wyrażenie bardzo potoczne, a jednocześnie za tą nazwą stoi konkretne rozwiązanie transportowe, coraz rzadziej spotykane w Europie. Zatrzymajmy się tu więc na chwilę, w ramach historycznego wyjaśnienia.

W ubiegłym roku upłynęło 70 lat, od kiedy firmy transportowe korzystają z karnetu TIR, ułatwiającego procedury celne i zapewniającego dodatkowe ubezpieczenie. Konwencja regulująca to rozwiązanie została co prawda zawarta w 1949 roku, ale dopiero trzy lata później – dokładnie 9 stycznia 1952 roku – karnet TIR po raz pierwszy został wykorzystany w praktyce. Jeszcze w tym samym roku do przewoźników trafiło kolejne 3 tys. karnetów, w 1960 roku ich liczba przekroczyła już 100 tysięcy, natomiast dzisiaj liczy się je po prostu w milionach. Zakres obowiązywania karnetu zaczął się też rozszerzać, początkowo pozwalając na transport międzynarodowy, a z czasem też na międzykontynentalny. Od 1975 roku zaczęto stosować go także w transporcie kombinowanym, a więc na przykład przy kontenerach.

Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczął się szczególnie ciekawy okres w historii karnetu TIR. Zaczęto go bowiem stosować w przewozach drogowych między Europą a krajami Bliskiego Wschodu, wówczas bardzo popularnych za sprawą przepełnienia bliskowschodnich portów, bardzo szybkiego rozwoju krajów eksportujących ropę naftową, a przy tym po prostu kryzysu w europejskim transporcie. Jak wyglądało to w praktyce, możemy zobaczyć we fragmencie racji z lat 60-tych.

Fot. IRU


Ciężarówka z fotografii to angielski, 165-konny AEC Mammoth Major Mk5, który w grudniu 1966 roku załadował drobnicę z Londynu do Teheranu. Pojazd ciągnął przy tym dwuosiową przyczepę, a trasa jego przejazdu miała liczyć 6,5 tys. kilometrów. W założeniu dwóch kierowców miało pokonać ten dystans w 14 dni, a o szybkie przekraczanie europejskich granic miał zatroszczyć się właśnie karnet TIR (obejmujący wówczas kraje europejskie oraz Turcję, bez Iranu). Problem jednak w tym, że na wschodzie Turcji kierowcy trafili na ekstremalne warunki pogodowe, które wywołały ogromne opóźnienia. Na przełęczy Tahir nocne temperatury spadły nawet do -40 stopni Celsjusza, a na jednym z postojów układ napędowy AEC najzwyczajniej w świecie zamarzł. Ciężarówka została przy tym unieruchomiona na pięć dni, a czekający na poprawę pogody kierowcy wykonali dołączone zdjęcie.

Pokonanie trasy w ciągu 14 dni okazało się po prostu niemożliwe. Niemniej AEC w końcu zjechał z przełęczy, przejazd udało się ukończyć, a właściciel ciężarówki – firma Asian Transport – krótko później uruchomił stałe połączenie drogowe między Wielką Brytanią a Iranem. Dało to początek masowym przewozom drogowym na Bliski Wschód, które tak powszechnie wykonywano w latach 70-tych oraz 80-tych. Rozpropagowało to też karnet TIR na skalę międzykontynentalną, już w 1975 roku obejmując nim pierwsze kraje Bliskiego Wschodu. A przy okazji wschodnioturecka zima oraz niesławna przełęcz Tahir na całe lata stały się zmorą europejskich kierowców. Mogliście o tym przeczytać między innymi w polskiej serii opowiadań „Tirem do Iranu”, spisanej przez pana Adama Frąckowiaka z Pekaes Warszawa.


By cały system był jak najbardziej uniwersalny, TIR został podporządkowany Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ). To sprawiło, że szybko dołączały się do niego kolejne kraje, w tym także państwa bloku wschodniego. Jeszcze w okresie PRL-u konwencja odegrała więc istotną rolę w Polsce, ułatwiając wykonywanie przewozów zagranicznych. Charakterystyczne, niebiesko-białe tablice pojawiały się wówczas zarówno na wspomnianych już ciężarówkach Pekaesu, jak i nawet na pojazdach z towarowych oddziałów PKS-u. Starsi Czytelnicy mogą więc pamiętać tablice TIR montowane chociażby na Jelczach. Gdy natomiast doszło do przemiany ustrojowej, pod karnetem odbyła się prywatna rewolucja w polskim transporcie. Dopóki bowiem nie weszliśmy do Unii Europejskiej, TIR stanowił istotne ułatwienie dla naszych przewoźników, zaczynających podbijać zachodnie rynki. Stąd też utrwalenie słowa „tir” jako nazwy na dalekobieżną ciężarówkę. Według Słownika Języka Polskiego wydawanego przez PWN, oznacza ono „duży samochód ciężarowy służący do przewozu towarów na trasach międzynarodowych”. Słownik dopuszcza nawet pisownię małymi literami. Swoją drogą, coś takiego przyjęło się nie tylko u nas, gdyż podobnie pełnowymiarowe ciężarówki nazywają na przykład Włosi, Rumuni lub Turcy.

Dzisiaj dotarliśmy już do momentu, gdy rocznie wydawanych jest ponad milion karnetów. Zasięg konwencji coraz bardziej rozszerza się przy tym na Azję, z takimi krajami jak Arabia Saudyjska, Pakistan, czy Chiny. Jeszcze niedawno też myślano, że i te wydarzenia będą duża szansą dla polskich przewoźników,  zwłaszcza w kwestii transportu do Chin. W praktyce wyszło jednak zupełnie inaczej, w następstwie pandemii, a później też wojny na Ukranie. To jednak tematy na tyle rozbudowane, że prześlę Was teraz do trzech innych tekstów:

Arabia Saudyjska uzna karnety TIR. Jak zaś wyglądał transport do tego kraju 30 lub 40 lat temu? (2017)

Ciężarówki z Pakistanu przywiozły kontenery do Europy – 5300 km w niewielkim Isuzu (2021)

5. rocznica wprowadzenia karnetu TIR w Chinach – pandemia, wojna i konkurencja (2023)

Na koniec, dla miłośników klasyków z TIR-em, Ford Transcontinental z 1977 roku: