Volvo FH z Polski i amerykańska chłodnia marki Hyundai – nietypowy zestaw na trasie

Kilka dni temu na europejskich drogach pojawił się zupełnie zaskakujący widok. Było to Volvo FH w barwach dużego, polskiego przewoźnika, ciągnące za sobą naczepę chłodniczą koreańskiej marki Hyundai. Czyżby więc Koreańczycy zaczynali ekspansję na kolejny europejski rynek? Zaraz to wszystko wyjaśnię, bo sprawa wymaga nieco dłuższego opisu.

Początek tej historii cofa nas do 1989 roku, gdy Koreańczycy dopiero zaczynali odgrywać większą rolę w motoryzacji. Ktoś w Hyundaiu wpadł wówczas na pomysł, by wejść na północnoamerykański rynek naczep, tworząc z tego nowe źródło dochodu. Koncern założył więc spółkę o nazwę Hyundai Translead, rejestrując ją w Kalifornii, a następnie zaczął wytwarzać naczepy o amerykańskich konfiguracjach. Pojazd otrzymały więc przesuwane wózki na bliźniaczym ogumieniu i lekkie podwozia bez klasycznych ram.

Cały projekt okazał się być wielkim sukcesem. W 2017 roku Hyundai Translead ogłosił bowiem objęcie pozycji lidera na naczepowym rynku Stanów Zjednoczonych, ciesząc się tym tytułem do dzisiaj. W międzyczasie firma otworzyła już trzecią fabrykę w północnym Meksyku, tuż za amerykańską granicą, a w samym USA rozwinęła sieć ponad 100 punktów dealerskich. Dlatego z czasem zaczęło dochodzić do nawet tak symbolicznych sytuacji, jak kupowanie naczep koreańskiej marki przez amerykańską armię.

I tak dochodzimy do chłodni Hyundai Translead z agregatem Thermo King, która znajdowała się w amerykańskiej bazie wojskowej pod Stuttgartem w Niemczech. Pojazd ten został ostatnio wystawiony na sprzedaż, a jego zakupu dokonał Bartek Sołtys, czyli kolekcjoner amerykańskich ciężarówek spod Opola, znany też jako „Henry Hill” (o jego wyjątkowych pojazdach pisałem już między innymi tutaj oraz tutaj). By natomiast sprowadzić używanego Hyundaia do Polski, gdzie zostanie on podpięty do jednego z amerykańskich ciągników, Bartek poprosił o pomoc zaprzyjaźnioną firmę Piomar z Opola, zajmującą się transportem międzynarodowym.

I tak typowo europejskie Volvo FH 460 I-Save Globetrotter XL, prowadzone przez kierowcę Jarka Kielara, zostało podpięte do używanej, typowo amerykańskiej naczepy Hyundai Translead, tworząc zupełnie niespotykany zestaw. Na szczęście naczepa okazała się być krótszym z amerykańskich wariantów, mając tylko 40 stóp długości (powszechnie występują też warianty 53-stopowe). W przeliczeniu to 12,2 metra, więc nawet po uwzględnieniu przesuniętego do przodu sworznia królewskiego nie było problemu z długością. Za to pewnych kombinacji wymagał układ elektryczny, jako że europejskie Volvo ma instalację 24V, a w amerykańskich naczepach nadal stosuje się napięcie 12V. Dlatego trzeba było podpiąć tymczasową belkę z 24-voltowym oświetleniem, jakie stosuje się przy holowaniu.

Na koniec dodam, że amerykańskie wojsko powszechnie ściąga do Europy swoje własne naczepy, wykorzystują je między innymi w dostawach produktów dla żołnierzy. Pojazdy te widuje się także w Polsce, ciągane przez Scanie na amerykańskich tablicach. Opisywałem to między innymi w tym artykule: Amerykańska Scania w Polsce, z naczepą zza oceanu – kolejna generacja w AAFES

Czym różni się amerykańska naczepa od europejskiej?

Oba pojazdy mają bowiem zupełnie inną konstrukcję i tym samym zupełnie inne możliwości. Dla przykładu, amerykańskie naczepy z nadwoziami furgonowymi zwykle nie posiadają typowych ram. Wszystko trzyma się na podłodze o układzie drabiny, ze stalowymi lub aluminiowymi poprzeczkami. To oznacza bardzo niską masę własną, ale też mniejszą wytrzymałość.

Skoro natomiast nie ma ramy, to jak mocuje się wózek jezdny? Przy podłodze amerykańskiej naczepy znajdziemy dwie szyny z otworami, na których trzyma się właśnie wózek jezdny. Ponadto, cały wózek można na tych szynach przesuwać, luzując mocowania i podjeżdżając lub cofając ciągnikiem. Dzięki temu koła – zazwyczaj dwie osie na bliźniakach – mogą znaleźć się albo na samym końcu naczepy, albo bliżej jej środka. Wszystko w zależności od tego, jak chcemy rozłożyć nacisk na poszczególne osie zestawu, jak bardzo zależy nam na stabilności przy szybkiej jeździe i jakie mamy zdolności w zakresie manewrowania.

Są też inne ciekawostki. Jako że amerykańska naczepa nie ma ramy, zderzak z belką przeciwnajazdową mocowany jest bezpośrednio do nadwozia. Pojazd nie ma też belek przeciwnajazdowych po bokach, gdyż nie są one w USA wymagane. Co więcej, warto jeszcze zwrócić uwagę na oświetlenie, które dosłownie wpuszczono w podłogę pojazdu. Ktoś mógłby powiedzieć, że taki system utrudni wymianę żarówek. A jednak, Amerykanie nie mają tego problemu, gdyż żarówek po prostu nie wymieniają. To dlatego, że oświetlenie do naczep zostało w USA znormatyzowane i całą okrągła lampę kupimy na pierwszym lepszym parkingu. Będzie ona pasowała do każdej naczepy i będzie bardzo łatwa w wymianie.

Widok na podwozie i proces przesuwania wózka: