Autor tekstu: Krystian Pyszczek
Ciężarówki z zasilaniem gazowym to temat, który powraca niczym bumerang. Filip regularnie pisze na ten temat w aktualnościach, w odniesieniu do nowych pojazdów na CNG, LNG, a ostatnio też Bio-LNG (na przykład tutaj). Ja natomiast zaprezentuje Wam epizod historyczny z tą formą napędu, cofający nas do lat 80-tych i Socjalistycznej Republiki Rumunii.
Lata 80-te w Europie Środkowo-Wschodniej generalnie kojarzą się z dosyć ponurym okresem, natomiast sytuacja Rumunii była wówczas naprawdę wyjątkowo zła. Wszystko to za sprawą słynnego dyktatora Nicolae Ceausescu, który dzięki swoim nieudolnym inwestycjom doprowadził kraj do prawdziwej ruiny. Ceausescu był znany między innymi z programu budowy licznych rafinerii, który zakończył się spektakularną klapą. Spadek cen ropy oraz związany z tym kryzys sprawiły bowiem, iż rumuński przywódca wysyłał całe zapasy tego surowca na eksport. W efekcie dla mieszkańców samego państwa pozostało stosunkowo niewiele.
Nie trzeba mówić, iż niedobory ropy na rodzimym rynku poważnie zachwiały transportem w Rumunii. Aby więc temu zaradzić, tamtejsi inżynierowie postanowili napędzać silniki wysokoprężne sprężonym metanem, a więc wedle dzisiejszej nomenklatury CNG. Taki rodzaj napędu był w Rumunii znany już od wielu lat. W 1947 roku w lokalnej prasie opublikowano artykuł, który prezentował takie rozwiązanie:
„17 kwietnia w zakładach „Astra” w mieście Brasov testowano zupełnie nowy typ silnika Diesla, którego główną cechą jest to, że jako paliwo wykorzystuje metan. Test zakończył się pełnym sukcesem! Silnik pracuje doskonale, ku wielkiemu zadowoleniu pracowników fabryki i techników. Ponieważ to oni – technicy i pracownicy fabryki „Astry” dokonali tej godnej podziwu innowacji. Pomysł należy do towarzysza inżyniera Mircea Bornemisa, młodego elementu w fabryce i na polu pracy. Pomógł mu towarzysz konstruktor Abraham Tiberiu który wykonał obliczenia i szkice modyfikacji, jakie należy wprowadzić w silniku Diesla. Zespół prowadzony przez towarzysza Koronţi wykonał części silnika z dużą dokładnością. Sekcja 430 prowadzona przez towarzysza Manteli zainstalowała gazociąg metanowy. Pierwsze przeprowadzone testy wykazały, że samochód wymaga dalszych modyfikacji i ulepszeń. Robotnicy wytrwale doprowadzili pracę do końca. Ostatnia próba wykazała, że samochód – silnik diesla zasilany metanem – był w doskonałej kondycji. Znaczenie tej innowacji jest oczywiste. Dzięki zastosowaniu metanu zamiast oleju napędowego osiąga się niezwykle ważną oszczędność. Poza tym innowacja ma tę wielką zaletę, że zapewnia ciągłą pracę silników, czego nie można powiedzieć o silnikach zasilanych olejem napędowym.”
Oczywiście sam tekst to typowo propagandowa notka, jednak potwierdza fakt istnienia takich konstrukcji. Konstrukcji, która niecałe 40 lat później miała być lekarstwem na paliwowy kryzys. Rumuni doszli bowiem do wniosku, że użycie sprężonego gazu pozwoli im znacznie zmniejszyć krajowe zapotrzebowanie na olej napędowy.
Autobus miejski marki Roman z omawianą instalacją:
Ten awaryjny plan zaczęto wdrażać w 1982 roku. Początkowo w zasilanie CNG zamierzano wyposażać autobusy miejskie, jednak z czasem działania te rozszerzono o ciężarówki, a nawet niewielkie auta dostawcze. W większości były to wiekowe konstrukcje o nazwie Bucegi, technicznie wywodzące się z amerykańskich Fordów, jeszcze z przełomu lat 50-tych i 60-tych. Niemniej konwersji nie uniknęły także nieco nowsze Romany. Te ciężarówki były o tyle ciekawe, iż pod względem technicznym bardzo blisko było im do zachodnioniemieckich MAN-ów F8, z uwagi na zakupioną w RFN licencję. Wracając jednak do samego metanu, to stosowano dwa typy rozwiązań: w pierwszym silnik pracował w 40% na oleju napędowym i w 60% na CNG, natomiast w drugim w 100% na CNG, wymagając dołożenia zapłonu iskrowego. Za to zewnętrzną cechą charakterystyczną tych pojazdów były ogromne, podłużne zbiorniki. W tym przypadku komunistyczni inżynierowie nie zwracali uwagę na stylistykę, przez co zbiorniki trafiły bezpośrednio na dachy kabiny lub zabudowy.
Omawiane instalacje na ciężarówkach Bucegi:
Wśród społeczeństwa wywołało to szereg kpin, gdyż rzeczone ciężarówki wyglądały jakby przenosiły silosy rakietowe. Rumunii żartowali np. iż w ten sposób Ceausescu swoją „rakietową” flotą próbuje przestraszyć zarówno Stany Zjednoczone, jak i Chiny. Jednak kierowcom tych wynalazków nie było raczej do śmiechu. Nie jest bowiem tajemnicą, iż metan jest dosyć niebezpiecznym gazem, który potrafi wybuchać przy zbyt dużym stężeniu. Jak można było się spodziewać same zbiorniki nie były zbyt dobrej jakości, podobnie jak same instalacje, przez co zalecano kierowcom, aby obchodzili się ze swoimi maszynami dosyć ostrożnie i raczej unikali szybkiej jazdy. Umieszczenie zbiorników na dachu, bez ochronnych obudów, powodowało też, iż szybko się one nagrzewały, co rodziło obawy przed eksplozją. Jakby tego było mało, zmieniał się środek ciężkości tak doposażonej ciężarówki, przez co zachowywała się ona mniej stabilnie na zakrętach.
Roman z omawianą instalacją:
Ostatecznie, pomimo śmiechu i obaw, nie doszło do żadnego udokumentowanego wypadku z tego typu instalacją. Za to realnym problemem okazała się duża awaryjność tego systemu, utrudniająca uzyskanie dużych oszczędności. Nic zatem dziwnego, iż wraz z końcem lat 80-tych, obaleniem dyktatury i unormowaniem sytuacji na rynku paliw Rumuni szybko odeszli od tego rozwiązania. Wrócili do niego dopiero trzy dekady później, tym razem jednak z fabrycznymi i dopracowanymi rozwiązaniami „wielkiej siódemki.
Więcej o ciężarówkach marki Roman przeczytacie w artykule Filipa z 2022 roku, pokrótce omawiającym historię tej marki: Rumuński Roman wrócił z nową ciężarówką – dalsze życie podzespołów z lat 60-tych
Roman bez instalacji gazowej: