Od miesiąca stoi na parkingu i czeka aż skończy się wojna – kolejna białoruska historia

Zdjęcie: transportal.by

O Białorusi można powiedzieć, że to taka Polska rynku pozaunijnego. Białoruscy przewoźnicy wyjątkowo mocno się rozrośli, a należące do nich zestawy, często na innych rosyjskich lub kazachskich tablicach, spotkamy od Murmańska, przez Azję Środkową, aż po granice Rosji, Chin, czy Mongolii. Nic więc dziwnego, że gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, wielu białoruskich kierowców znalazło się w patowej sytuacji.

Dwa tygodnie temu pojawiła się informacja o dwóch Białorusinach, którzy wyjechali na Ukrainę 20 lutego, w związku z wojną utknęli na parkingu, a następnie zginęli w rosyjskim ostrzale, ukierunkowanym na bazę paliwową (artykuł tutaj). Były też doniesienia o białoruskich ciężarówkach, które konfiskowano na rzecz ukraińskiego wojska, jako sprzęt kraju wrogiego (artykuł tutaj). Przedwczoraj pojawił się zaś reportaż o białoruskim kierowcy-przewoźniku, który już od ponad miesiąca stoi na parkingu przy ukraińsko-węgierskiej granicy.

Jak donosi branżowy portal „Transport.by”, w momencie wybuchu wojny przewoźnik obsługiwał akurat trasę na Węgry. O rosyjskim ataku na Ukrainę dowiedział się z mediów, przy porannej kawie, gdzie stał po nocnej pauzie w obwodzie lwowskim. Chwilę później zobaczył też panikę na stacjach benzynowych i postanowił jak najszybciej ruszyć w kierunku Węgier. Przez ukraińsko-węgierską granicę już jednak nie przejechał, gdyż okazało się to możliwe tylko bez zabierania z sobą ciężarówki.

Obecnie Białorusin stoi na parkingu z 32 zestawami, ale jest przy tym jedynym kierowcą pozostałym na całym placu. Wszystkie inne osoby pieszo przeszły na węgierską stronę, decydując się na porzucenie pojazdów. Skąd natomiast ta decyzja o pozostaniu na Ukrainie? Chodzi oczywiście o fakt, że mężczyzna jest właścicielem swojego pojazdu. Jak twierdzi, nie wie co dalej zrobiłby bez ciężarówki więc zamierza pozostać z nią tak długo, jak tylko będzie konieczne. W momencie publikowania wywiadu w „Transport.by” był to już miesiąc oraz pięć dni. A ile jeszcze przed nim, to pytanie, na które zapewne miliony osób chciałyby teraz poznać odpowiedź. 

Obaw o rosyjski ostrzał raczej przy tym nie ma, gdyż ostrzelanie placu tuż przy węgierskiej granicy wydaje się bardzo mało prawdopodobne. Kierowca też przyznaje, że po początkowej wrogości ze strony miejscowych, którzy nagle zaczęli oczekiwać dwukrotnie wyższej opłaty za parking, to właśnie Ukraińcy udzielają mu teraz pomocy. Mężczyzna nie jest bowiem w stanie wypłacić pieniędzy ze swojej białoruskiej karty, a posiadane 200 euro gotówki starczyło na dwa tygodnie podstawowych zakupów i utrzymania. W zachowaniu spokoju ma też pomagać ciągły kontakt telefoniczny z żoną, który jak najbardziej udało się utrzymać, bez żadnych problemów technicznych.