Ciężarówki stworzone z myślą o jeździe pod wodą – dwa kominy i aparat dla kierowcy

Autor tekstu: Krystian Pyszczek

Nie da się ukryć, iż woda jest naturalnym wrogiem dla niemalże każdego samochodu. Dlatego użytkownicy większości ciężarówek muszą bezwzględnie chronić swoje pojazdy przed zalaniem. Inaczej sprawa wygląda jednak w wojsku, gdzie technika musi być przystosowana do pokonywania nawet bardzo głębokich przeszkód wodnych. Dlatego historia poznała takie pojazdy, jak brytyjski Bedford „Żyrafa” z silnikiem i kabiną wyniesionymi na wysokość 2,1 metra, czy amerykańskie GMC DUKW, będące ciężarówką doposażoną w wodoszczelny kadłub oraz śrubę napędową.

Bedford Giraffe:

GMC DUKW:

Wspomniane DUKW było naprawdę udanym wynalazkiem, ale trudno oczekiwać scenariusza, w którym wszystkie wojskowe ciężarówki zostałyby wyposażone w nadwozie i układ napędowy rodem z motorówki. Dlatego przełomie lat 40-tych i 50-tych, kiedy to armia amerykańska wprowadzała nową serie 2,5-tonowych ciężarówek z napędem 6×6, postanowiono opracować nowy system radzenia sobie z wodą. Przetarg na nowe wozy wygrała wówczas firma Reo, która opracowała model M34 „Eager Beaver” (co można tłumaczyć jako „Chyży Bóbr”). Następnie powstała też wersja rozwojowa M35 „”Deuce and a Half”, z bliźniaczym ogumieniem zamiast pojedynczego.

Reo M34 „Eager Beaver” na lądzie:

Reo M34 pod wodą:

Już w trakcie wczesnych testów modelu M34 projektanci zadbali o to, aby ciężarówka mogła pokonywać także bardzo głębokie przeszkody wodne, takie jak rzeki czy jeziora. Amerykańska konstrukcja miała robić to w bardzo prosty sposób: zamiast unosić się na wodzie, pojazd miał całkowicie się zanurzać i przejeżdżać bezpośrednio po dnie. Aby było to możliwe, M34 wyposażono w bardzo prosty zestaw składający się na dobrą sprawę z trzech elementów.

Pierwszym z nich był bardzo długi, ponad 2-metrowy snorkel, który niczym peryskop okrętu podwodnego wystawał nad powierzchnię wody, zapewniając tym samym silnikowi dostęp do powietrza. Sam silnik też musiał zapewniać odpowiednią szczelność, jako że pierwsze egzemplarze M34/M35 miewały jeszcze jednostki benzynowe. Niemniej z tym akurat nie było problemu, jako że cały projekt Reo słynął z naprawdę doskonałej jakości wykonania. Kolejnym elementem przygotowania była przedłużona rura wydechowa, której końcówka także poprowadzono ku górze. Trzecim elementem natomiast był osobisty pakiet kierowcy, składający się z aparatu oddechowego oraz maski na oczy. Kabina nie była bowiem całkowicie szczelna, więc siedzący za kierownicą żołnierz nie mógł liczyć na wyjście z tej sytuacji „suchą stopą”. Jak jednak głosi stare wojskowe powiedzenie, „to co na żołnierzu zamokło, także na żołnierzu wyschnie”.

Zachowane filmy z testów:

Cały system był tak bardzo prosty oraz tani, co sprawiało, iż przygotowanie standardowej ciężarówki do podwodnej jazdy było na dobrą sprawę kwestią kilku minut. Na polu walki takie rozwiązanie było też bardzo pomocne. Konwój ciężarówek mógł np. przeprawić się przez rzekę w sytuacji braku standardowych mostów, a pamiętajmy, iż te są jednymi z najważniejszych i najwrażliwszych elementów prowadzenia każdej operacji wojskowej. Nie mniejsze znaczenie miał także fakt, iż tego typu pojazdy mogły bezproblemowo prowadzić działania desantowe. I to działania naprawdę długotrwałe, bowiem według źródeł z epoki tak przygotowany M34 mógł jeździć w pełnym zanurzeniu przez 4 godziny!

I choć amerykański pomysł bez wątpienia był genialny, to jednak trzeba przyznać, iż nie tylko M34 miał możliwość jazdy po dnie jeziora. Warto w tym miejscu wspomnieć o polskim Starze 266. W przypadku naszej konstrukcji wyglądało to tak, iż podczas pokonywania przeszkody wodnej zakładano specjalne zaczepy, dzięki którym drzwi kabiny kierowcy oraz tylna burta skrzyni ładunkowej pozostawały otwarte. Dzięki temu woda swobodnie wpływała do środka, powodując, że Star osiadał na dnie, po którym po prostu przejeżdżał. W tym przypadku jednak głębokość zanurzenia była ograniczona „jedynie” do 1,8 metra, co było oczywiście wynikiem braku specjalnych kominów, jak w przypadku M34. Więcej na ten temat pisałem w moim ubiegłorocznym artykule: Kultowy Star 266 skończył 50 lat – historia najbardziej docenianej ciężarówki z Polski

Star 266 w trakcie brodzenia w wodzie: