Ciągnik z kabiną w naczepie, z układem kierowniczym poprowadzonym przez siodło

Autor tekstu: Krystian Pyszczek

Choć dzisiaj ciągniki siodłowe z naczepami do przewozu ludzi są duża rzadkością, będąc spotykanym na przykład na Kubie, swego czasu pojazdy tego typu można było spotkać niemalże na całym świecie. Zapewniały one bardzo duże możliwości transportowe, a jednocześnie oferowały uniwersalność wykorzystania sprzętu. Był też jednak pewien problem, w postaci braku możliwości komunikowania się między kierowcą a pasażerami. Dlatego już 90 lat temu eksperymentowano z układem, w którym autobus miał formę ciągnika z naczepą, ale kierowca zasiadł w tym samym nadwoziu, co pasażerowie.

DAF z osobową naczepą tej samej marki, opisywany tutaj:

Kubański Actros opisywany pod tym linkiem:

Fot. Vlog Casha (YT)

Autobus Ford Tri-Coach:

Prezentowany wynalazek nosił nazwę Ford Tri-Coach i pochodził z 1932 roku. Tego typu pojazdy, zaprojektowane przez niejakiego George’a W. Yosta i budowane przez amerykańską firmę Heisers, bazowały na ciągniku siodłowym marki Ford z dołączoną do niego osobową naczepą. Co natomiast wyróżniało pomysł Yosta na tle konkurencji to fakt, że kabina kierowcy nie znajdowała się bezpośrednio w ciężarówce, a w… samej naczepie!

Bazowa ciężarówka marki Ford:

Jak to działało w praktyce? Otóż bazowe Fordy były całkowicie pozbawiane kabiny kierowcy, a w jej miejsce montowano przesunięte maksymalnie do przodu siodło. W efekcie naczepa była podpinana tuż za obudową silnika, a na samym przodzie tej naczepy zorganizowano przestrzeń dla kierowcy wraz ze wszystkimi elementami potrzebnymi do prowadzenia . Żeby natomiast było jeszcze ciekawiej, kolumna kierownicza i drążek zmiany biegów przechodziły dokładnie przez sam środek siodła. To też sprawiało, że ciągnik musiał być spięty z naczepa na stałe, gdyż regularne rozpinanie takiego siodła po prostu nie wchodziło w grę. Zresztą, bez naczepy i tak nie dałoby się tego pojazdu prowadzić.

Rysunki patentowe prezentujące budowę siodła i miejsca pracy:

Na pierwszy rzut oka wydaje się być to wszystko całkowicie przekombinowane, żeby nie powiedzieć bezsensowne. Jak się jednak okazuje takie rozwiązanie niosło ze sobą wiele korzyści. Przede wszystkim przeniesienie niemalże wszystkich mechanicznych elementów do znajdującego się z przodu Forda pozwoliło na obniżenie prześwitu, a co za tym idzie, także sprawiało, iż do Tri-Coach’a wsiadało się łatwiej niż do klasycznego autobusu. A pamiętajmy, że 90 lat temu nikt nawet nie marzył o autobusach niskopodwoziowych. Ponadto taki układ podobno ograniczał przechyły nadwozia w czasie jazdy po zakrętach, a także poprawiał zwrotność. Uwagę zwrócono również na aspekt ekonomiczny, określając takiego Forda o połowę tańszym w eksploatacji niż typowe konstrukcje do przewozu osób.

Ford Tri-Coach podczas normalnej eksploatacji:

Jeśli chodzi o pozostałe aspekty techniczne to początkowo do napędu Forda Tri-Coach stosowano dosyć słabe benzynowe silniki 4-cylindrowe. Producent uznał przy tym, iż taki motor będzie wystarczający, tym bardziej, że cały zestaw ważył zaledwie 3,5 tony (była to m.in. zasługa zastosowania aluminium w konstrukcji nadwozia). Mimo to dwa lata po premierze, a więc w 1934 roku, zaczęto stosować mocniejsze silniki V8, również zasilane benzyną. Wówczas musiał więc to być naprawdę żwawy zestaw, a do tego dosyć pojemny, bowiem Tri-Coach mógł przewieźć aż 26 osób na miejscach siedzących oraz kolejnych 20 pasażerów na stojąco.

I jeszcze jeden egzemplarz:

Najlepsze w całej tej historii jest jednak to, iż cały ten projekt nie zakończył się tylko na jednym prototypie! Niemal przez całe lata 30-te tego typu autobusy pracowały na drogach amerykańskiego stanu Waszyngton, a łączną ich liczbę określa się na 12. Stopniowe wycofywanie tych pojazdów zaczęło się dopiero w roku 1937, kiedy to lokalne władze uchwaliły nowe kodeks drogowy zabraniający przewozu pasażerów w naczepach. W efekcie z Tri-Coach’ów zaczęto rezygnować, choć ostatnie kursy wykonały one jeszcze w 1940 roku.

Dyson Landliner:

Nie oznacza to jednak, iż amerykański pomysł został w późniejszych latach całkowicie zapomniany. W 1945 roku w Australii zbudowano bowiem ciekawy autobus o nawzie Dyson Landliner, który w ogólnej koncepcji nieco przypominał konstrukcję George’a W. Yosta. Tutaj też kierowca siedział w jednej przestrzeni wraz z pasażerami, podczas gdy za skręcanie odpowiedzialny był obrotowy przedni wózek z czterema kołami. W rzeczonym wózku umieszczono także źródło napędu w postaci aż dwóch silników V8 Forda, takich samych jak w przypadku Tri-Coach’a. Australijska historia jednak zakończyła się znacznie szybciej od tej znanej z Ameryki, bo Landliner, choć piękny, ostatecznie okazał się być przysłowiowym niewypałem i nie trafił do stałego użytku.