Wraz z początkiem nowego roku, w temacie dopłat do zakupu elektrycznych ciężarówek sporo się dzieje. Trzy dni temu pisałem o planach okrojenia budżetu na ten cel w Niemczech, wczoraj informowałem o przygotowaniach do wprowadzenia dopłat w Polsce, natomiast dzisiaj przyjrzymy się doniesieniu z Wielkiej Brytanii. Tam właśnie ogłoszono pierwsze dwa modele elektrycznych ciągników siodłowych, których zakup będzie dofinansowywany z budżetu państwa (czyt. ze wspólnych środków społeczeństwa).
Pierwszymi ciągnikami, które spełniły wymogi z programu dopłat, są Volvo FH Electric oraz Volvo FM Electric. W obu przypadkach mowa o około 660-konnych ciągnikach, oferujących 300-350 kilometrów na jednym ładowaniu i przekazujących napęd przez klasyczną, 12-biegową skrzynię zautomatyzowaną. Faktem też jest, że to statystycznie najpopularniejsze ciężarówki elektryczne w całej Europie, możliwe do spotkania nawet na polskich drogach.
Przechodząc natomiast do samych dopłat, Brytyjczycy ustalili ich wysokość na kilku poziomach, zależnych od zainteresowania. Dla pierwszych 100 ciężarówek w ciągu danego roku, przewidziano kwotę 25 tys. funtów na jeden egzemplarz. Jeśli natomiast zainteresowanie będzie większe, kolejne 250 ciężarówek będzie mogło zostać wspartych dopłatami po 16 tys. funtów. Zastrzeżono też, że jedna firma lub organizacja może pobrać maksymalnie pięć dopłat w skali roku.
W porównaniu z innymi krajami, te brytyjskie dopłaty okazują się stosunkowo niskie. 25 tys. funtów to bowiem w przeliczeniu około 29 tys. euro, podczas gdy na przykład holenderskie lub norweskie dopłaty do jednego elektrycznego ciągnika potrafią wynosić 70 tys. euro lub więcej. Poza tym 29 tys. funtów to po prostu niewiele w skali kosztów jednego elektryka. Za ciągnik siodłowy na prąd trzeba bowiem zwykle zapłacić znacznie ponad 300 tys. euro.