19-osiowy, 170-tonowy „pociąg drogowy” z ciągnikiem 8×6 przerobionym na prąd

Australijska firma Janus Electric zdążyła już zasłynąć z delikatnie mówiąc nietypowego prototypu. Był to elektryczny ciągnik siodłowy o amerykańskim układzie nadwozia, w którym pod wysuniętą maską znajdował się bardzo wysoki zestaw baterii. Pojazd ten wzbudzał kontrowersje w kwestii bezpieczeństwa przy czołowym zderzeniu, a na koniec spłonął w pożarze, który wybuchł właśnie w przedziale z bateriami (więcej na ten temat tutaj). Jak się jednak okazuje, firma zdołała przetrwać tamte problemy i zdołała teraz wrócić na nagłówki, wraz z kolejnym prototypem.

Tym razem Australijczycy nie kombinowali z umiejscowieniem baterii. Zamiast tego wzięli na warsztat popularne w ich kraju Volvo FH16 i zamontowano baterie po prostu za kabiną. Co za to wyróżniło ten projekt, to fakt, że elektryfikowany ciągnik otrzymał napęd w układzie 8×6, a za nim mają poruszać się aż trzy naczepy. W ten sposób ma powstać typowo australijski „pociąg drogowy”, stojący na 19-osiach, wykorzystywany w branży wydobywczej i osiągający 170 ton masy całkowitej. To też ma być oficjalnie najwyższym wynikiem, jaki osiągnięto dotychczas z udziałem elektrycznego ciągnika.

Parametry techniczne? Zamontowany przez Janus Electric silnik elektryczny oferuje moc 720 KM i maksymalny moment obrotowy 2500 Nm. Za nim pozostawiono 12-biegową skrzynię zautomatyzowaną marki Volvo, a wspomniane już baterie mają pojemności 620 kWh. Co też ważne, baterie te można łatwo zdjąć i zastąpić innymi egzemplarzami, na przykład przy użyciu żurawia lub niewielkiej suwnicy. To też sprawia, że samochód uniknie wielogodzinnych przestojów pod ładowarkami, zamiast tego tylko zmieniając akumulatory na naładowane, robiąc to po każdej pokonanej trasie.

W założeniu 170-tonowy zestaw ma kursować przez okrągłą dobę, siedem dni w tygodniu, na potrzeby australijskiego przedsiębiorstwa kopalnianego OZ Minerals. Poza bateriami zmieniali będą się przy tym także kierowcy, pracując na trzy zmiany i pokonujące stałe, 164-kilometrowe „kółka” po raczej odludnym terenie. Wszystkich trzech kierowców ma też przejść specjalne szkolenia, które nauczą ich używać elektryka w ekonomiczny sposób.

Prąd do ładowania baterii ma pochodzić z energii słonecznej, co w australijskich warunkach zapowiada się jak bardzo efektywne i niedrogie rozwiązanie. Czy natomiast oznacza to, że ciężarówka będzie jeździła praktycznie za darmo? Nie do końca można tak powiedzieć, a sama firma Janus Electric szacuje, że koszty elektrycznego transportu będą od 10 do 30 procent niższe niż w porównywalnym ciągniku z dieslem. Nie bez znaczenia będą przy tym wysokie koszty zmodyfikowania ciężarówki, wynosząc od 150 do 200 tys. dolarów australijskich (420-560 tys. złotych) plus cena bazowego Volva FH16.