Protest na parkingu w Gräfenhausen, przy niemieckiej autostradzie A5, nie przestaje zaskakiwać. Właśnie pojawiła się bowiem informacja o 20 tys. euro, które postanowił wypłacił protestującym kierowcom… jeden ze zleceniodawców przewoźnika.
Jak podaje niemiecki magazyn branżowy „VerkehrsRundschau”, o wszystkim poinformował Edwin Atema, holenderski związkowiec, wybrany przez protestujących na ich oficjalnego reprezentanta. Wyjaśnił on przy tym lokalnym mediom, że jeden ze zleceniodawców polskiego przewoźnika, mający swój ładunek w naczepie objętej protestem, postanowił rozliczyć się za transport z samym kierowcą, przekazując mu z tego tytułu właśnie 20 tys. euro. Kto jednak dokładnie był tym zleceniodawcą, to nie zostało ujawnione.
Film, który towarzyszył informacji:
And the first money flew out of the Grafenhausen-human rights breaches-supply chain to the drivers. This is now a fact. Now its time for the big fish from the industry to follow this example and show that their human rights policy is more than a piee of paper: „Shag za shagom”. pic.twitter.com/UfV3ehRork
— Edwin Atema (@AtemaEdwin) August 31, 2023
Trudno o bardziej dobitny sposób na wyrażenie poparcia dla protestujących kierowców, a jednocześnie też potępienia dla przewoźnika. Choć trzeba również przyznać, że zleceniodawcy trzech polskich firm transportowych zostali ostatnio wyraźnie zachęceni do tego typu zachowań. Związki wspierające kierowców zaczęły bowiem nagłaśniać nazwy zleceniodawców, uznając, że są oni współodpowiedzialne za nadużycia w branży transportowej. Stąd też wzięło się tłumaczenie firmy DHL, które opisywałem w poprzednim artykule.
Na koniec jeszcze przypomnę, że trwający od sześciu tygodni protest dotyczy około 100 kierowców ciężarówek, pochodzących między innymi z Gruzji, Uzbekistanu oraz Ukrainy, a zatrudnionych w trzech podkrakowskich firmach , kojarzonych z tym samym przedsiębiorcą. Twórcy akcji domagają się zaległych wynagrodzeń, twierdzą, że firma zalega im już od wielu miesięcy. Za to polski przedsiębiorca odpowiada, że kierowcy otrzymują wynagrodzenia zgodnie z planem, a wręcz postanowił zgłosić ich do niemieckiej prokuratury, cały protest określając między innymi nielegalnym wymuszeniem.