Volvo FH Electric na popularnej, porównawczej trasie dla ciężarówek spalinowych

343-kilometrowa trasa w wykonaniu ciągnika siodłowego z dalekobieżną kabiną – w pierwszej chwili nie brzmi to zbyt imponująco. Gdy jednak ciężarówka okazuje się „elektrykiem”, a przejazd ma miejsce w rzeczywistym ruchu, na niekoniecznie płaskim terenie, robi się już nieco ciekawiej.

Tą elektryczną ciężarówką było Volvo FH Electric – dokładnie to samo, które prezentowałem Wam w następującym artykule: Volvo FH Electric Globetrotter XL – ciągnik na prąd, w którym można zmieniać 12 biegów. W ostatnim czasie ciągnik zawędrował do Niemiec, by uczestniczyć tam w jeździe testowej ze znanej serii Green Truck. To cykl już od lat organizowany przez niemieckich dziennikarzy i to właśnie na jego podstawie przyznaje się nagrody Green Truck of the Year, dla najbardziej ekonomicznych pojazdów  w danym roku.

Wszystkie testy z serii Green Truck odbywają się z pełnym obciążeniem (40 ton masy całkowitej), na dokładnie tej samej trasie, między bawarskimi miastami München, Regensburg, Nürnberg, Ingolstadt oraz Augsburg. W większości jest to przejazd po autostradach, z niewielkim odcinkiem drogi krajowej, a całość liczy wspomniane 343 kilometry. I właśnie tutaj pojawia się rzecz najciekawsza – Volvo Trucks oficjalnie podaje dla modelu FH Electric około 300 kilometrów zasięgu, więc tak naprawdę nie było pewne, że ciężarówka zdoła dojechać od celu.

Ostatecznie udało się tego dokonać, docierając do mety z dosłownie dwoma kilometrami zapasu zasięgu (uwzględniając pojemność baterii „netto”, a więc tę bezpieczną do rozładowania). Średnie zużycie energii wyniosło 110 kWh na 100 kilometrów, co w przypadku całkowicie obciążonego zestawu jest bardzo dobrym wynikiem. Trzeba też podkreślić, że to mniej niż zakładał producent ciężarówki. Na autostradach zestaw rozpędzał się do 85 km/h, a średnia z całej trasy wyniosła 80 km/h. Co też ważne, samochód korzystał z niemal tych samych systemów wspomagających, co ciężarówki spalinowe. Wśród nich był między innymi tempomat przewidujący topografię terenu, przeszczepiony do „elektryka” wraz ze zautomatyzowaną, 12-biegową skrzynią typu I-Shift.

A teraz dla porównania zestawmy to sobie z dieslami. Za przykład wezmę klasyfikację z testów Green Truck 2019, gdy ostatecznie zwyciężyła Scania R450 Highline. Samochód ten pokonał dokładnie tę samą trasę z wynikiem 23,35 l/100 km oraz średnią prędkością 80,42 km/h, natomiast wyniki z dalszych miejsc możecie sprawdzić poniżej:

Można więc powiedzieć, że elektryczna ciężarówka – choć wyposażona w nieporównywalnie mocniejszy napęd – osiągnęła podobną średnią prędkość jak najpopularniejsze ciężarówki spalinowe. Co natomiast z kosztami przejazdu? Według polskich cenników zapowiadanych na wiosnę bieżącego roku, uwzględniając planowane podwyżki, 23-procentowy VAT oraz zupełnie standardowe taryfy, 1 kWh prądu ma kosztować około 90 groszy. Wówczas te 110 kWh na 100 kilometrów oznaczałoby koszt 99 złotych. To natomiast można przeliczyć na równowartość 17 litrów oleju napędowego, przy przyłożeniu ceny 5,80 złotych brutto.

Oczywiście zupełnie inną sprawą jest kwestia kosztów zakupu pojazdu. Tutaj elektryczne ciągniki okazują się nawet czterokrotnie droższe od spalinowych, więc rachunek ekonomiczny bardzo trudno porównywać. To już jednak zupełnie inna historia, omawiana niedawno w następującym tekście: Zakup 12 tys. ciężarówek droższy o 1,16 miliarda euro – ile będą kosztowały „elektryki”.