Trzy życia Volva F12 6×6: lotnisko w Szwecji, kopalnia w Norwegii, wojna na Ukrainie

Fot. Verdalskalk

Lotniskowe wozy strażackie zwykle mają bardzo specyficzną konstrukcję, znacznie odbiegającą od ciężarówek spotykanych na co dzień na drogach. Na początku lat 90-tych Szwedzi zbudowali jednak dużą partię lotniskowych wozów, których bazą były popularne Volva F12. To natomiast okazała się być konstrukcją tak bardzo uniwersalną, że egzemplarz z powyższego zdjęcia właśnie rozpoczyna swoje trzecie życie.

Zacznę od krótkiej prezentacji technicznej. Mamy tutaj Volvo F12 z 400-konnym wariantem silnika, całkowicie automatyczną skrzynią biegów, a także osiami napędzanymi w układzie 6×6. Poza tym ciężarówka wyróżniła się załogową kabiną, pojedynczym ogumieniem o terenowym bieżniku, a także wprost ogromnym prześwitem. Nie trzeba było przy tym żadnego Globetrottera, by dachowe działko wodne znalazło się na wysokości 3,7 metra nad ziemią. Na przednich kołach zamontowano zaś specjalne, szerokie obręcze, pełniące rolę dodatkowych stopni i umożliwiające wejście do kabiny.

Trzy dekady temu taka 400-konna solówka mogła wydawać się naprawdę mocnym pojazdem. Tym bardziej, że w dalekobieżnych, pięcioosiowych zestawach powszechnie występowały słabsze F12 360. Dlatego też szwedzka firma Sala Kaross zabudowywała 400-konne Volva z myślą o użytku na lotniskach. Ich praca polegała wówczas na jak najszybszym osiąganiu prędkości maksymalnej, pędząc po pasie startowym i wioząc 9200 litrów wody do miejsca akcji. Tak też wyglądało pierwsze życie prezentowanego pojazdu, po czym pamiątką są jeszcze żółto-czerwone barwy, swego czasu charakterystyczne dla wozów lotniskowych ze Szwecji.

Po zakończeniu służby na lotniskach, Volva z zabudową Sala Kaross często rozjeżdżały się po świecie. Co najmniej jeden egzemplarz pojawił się w polskim OSP, znany jest też przypadek sprzedaży do remizy z parku narodowego w Portugalii, natomiast nasz dzisiejszy bohater zupełnie zaprzestał strażackiej pracy, zamiast tego trafiając do branży wydobywczej. Ciężarówka została bowiem odkupiona przez norweską kopalnię wapnia Verdalskalk, z myślą o wykonywaniu prac wodnych na trudno dostępnym terenie. Działo wodne zaczęło się służyć do ograniczania pyłu przy przeładunkach, zwilżania magazynów, a także płukania dróg na placu budowy.

Kilka lat temu i ta praca dobiegła jednak końca. Od tamtego czasu Volvo stało więc w Verdalskalk zupełnie bezczynnie, czekając aż ktoś postanowi mu nadać kolejne, już trzecie życie. I tak też stało się w ubiegłym tygodniu, gdy kopalnia przekazała swoją ciężarówkę na rzecz norweskiej fundacji NUBAS. To organizacja wspierająca humanitarnie Ukrainę, wysyłając jej szeroko rozumiany sprzęt ratunkowy. Terenowe F12 trafi więc teraz w ręce ukraińskich strażaków, by uczestniczyć w wymagających, wojennych akcjach. Uwzględniając zaś specyfikę tego pojazdu, łączącą w sobie prostotę, wytrzymałość i dobze osiągi, może się to okazać naprawdę przydatną pomocą.

Ostatni wyjazd z kopalni w stronę trzeciego, ukraińskiego życia: