Nieopłacone faktury za transport znowu trafiły do mediów. Na łamach „Rzeczpospolitej” pojawiła się nieco dłuższa publikacja na ten temat, zatytułowana: Wyłudzenia ładunków – przestępstwo doskonałe
Z tekstu możemy się między innymi dowiedzieć, że problem jest znacznie większy, niż wskazują na to statystyki. Przewoźnicy często padają ofiarami nieuczciwych „spedycji”, a należnych im pieniędzy nawet nigdzie nie zgłaszają. Wymagałoby to bowiem nawet kilkugodzinnej wizyty na komisariacie, a także 500 złotych opłaty za wpis do rejestru długów.
Co jest jednak w tym artykule najciekawsze, to dwie konkretne cyfry z lat 2016-2019. W tym okresie liczba przewoźników miała w Polsce wrosnąć o około 10 procent, natomiast liczba firm pośredniczących w transporcie o aż 38 procent. Innymi słowy, spedycji przybywa niemal czterokrotnie szybciej, a wszyscy muszą się jakoś pomieścić na tym samym rynku.
O czym to świadczy? Trudno sobie wyobrazić, by tak duża liczba firm spedycyjnych miała dostęp do własnych ładunków i wnosiła na rynek coś nowego. W dużej mierze muszą to więc być niesławni „przepisywacze”, tak naprawdę nie mający żadnego rzeczywistego udziału w wykonanej usłudze, ale biorący dla siebie procent. I tak oto docieramy do pięknej mapy, zamieszczonej poniżej i opisywanej w następującym tekście: Ładunek sprzedany kilka razy i kierowca z Uzbekistanu – mapa jednego “taniego” przewozu
Przykładowy przebieg zdarzeń z mapy:
1. Niderlandzka firma potrzebuje transportu do Belgii i zleca go firmie z Niemiec.
2. Niemcy sprzedają ładunek przewoźnikowi z Litwy.
3. Litwini sprzedają ładunek dalej, kolejnej litewskiej firmie.
4. Ten przewoźnik wykonuje przewóz, zlecając go swojemu kierowcy pochodzącemu z Uzbekistanu.
5. Uzbek wykonuje przewóz z Niderlandów do Belgii za litewskie wynagrodzenie.
6. Niemcy otrzymują wynagrodzenie za przewóz, częściowo wypłacają je litewskiej firmie nr 1, a ta dzieli się z litewską firmą nr 2.