Autor tekstu: Krystian Pyszczek
Nie wiem jak moi czytelnicy, ale ja osobiście zawsze śledzę wielkie wydarzenia na świecie pod kątem motoryzacyjnych ciekawostek. Podobne skłonności ma także Filip który niedawno pisał o ciekawych chińskich ciężarówkach w artykule „1200 pojazdów na wodór pracuje przy chińskiej olimpiadzie – pokaz technologii”. Postanowiłem więc pozostać jeszcze na chwilę w klimacie Igrzysk Olimpijskich. Tym razem jednak przeniesiemy się do Moskwy z 1980 roku, która za sprawą zmagań sportowych mogła wówczas przypominać małe Stany Zjednoczone, a to za sprawą pojawienia się w tym mieście amerykańskich ciężarówek z logo Pepsi.
Samej marki napojów Pepsi przedstawiać nie trzeba, bo choć narodziła się ona w USA, obecnie butelki z charakterystycznym logiem znajdują się na półkach sklepów całego świata. Jednak w czasach gdy Europa podzielona była żelazną kurtyną, obecność amerykańskich produktów w bloku wschodnim nie należała do powszechnych. Starsi czytelnicy zapewne pamiętają, że osoby palące w PRL-u Marlboro, pijący Coca-Colę lub chodzący w ubraniach marki Levi’s stanowili rzadkość i należeli raczej do tej bardziej majętnej grupy osób. W ZSRR było podobnie, co nie oznacza, że kraj ten nie otwierał się na wymianę handlową ze Stanami Zjednoczonymi. W przypadku Pepsi wszystko zaczęło się podobno już w 1959 roku na Amerykańskiej Wystawie Narodowej w Moskwie, gdzie według anegdotki napoju tej marki spróbował Nikita Chruszczow. Przywódca ZSRR nie był zachwycony smakiem, dlatego też produkt z USA nie trafił do sprzedaży. Zmieniło się to dopiero w latach 70-tych, gdy u władzy znalazł się Leonid Breżniew. Sekretarz generalny zgodził się nie tylko na import amerykańskich napojów, ale także zezwolił na zbudowanie lokalnej rozlewni (powstała ona w 1974 roku). W zamian Pepsi stało się w USA jedynym importerem rosyjskiej wódki Stolichnaya.
Pepsi nie zabrakło także na Letnich Igrzyskach Olimpijskich z 1980 roku organizowanych w Moskwie. Choć z powodu wojny w Afganistanie wiele krajów, w tym USA, zbojkotowało olimpiadę, twórca napojów zadbał o odpowiednią reklamę. W przeddzień igrzysk na ulicach stolicy ZSRR zaczęto sprzedawać amerykańskie napoje w niewielkich kioskach, które wyróżniały się na tle ponurej sowieckiej rzeczywistości kolorowymi stoiskami z dużym logiem na dachu. Jednak największym przedsięwzięciem w kampanii reklamowej było bez wątpienia wysłanie do Rosji amerykańskich ciężarówek, które miały dostarczać napoje.
Mowa tu o kilkunastu lub kilkudziesięciu sztukach GMC C6500. Była to ciężarówka w USA określana mianem „medium duty” czyli „klasy średniej”, będąca czymś pomiędzy ciężkim pickupem a budowlanym lub dalekobieżnym sprzętem najwyższej klasy. Model C6500 osiągał DMC do 12 ton, co w amerykańskich warunkach prawnych pozwalało prowadzić bez ciężarowego prawa jazdy.
GMC serii C w odmianie „medium duty”, sprzedawany był również pod marką Chevrolet i oferował trzy podstawowe wersje: 5500, 6000, 6500 oraz 7500, które różniły się od siebie ładownością. Pod względem konstrukcyjnym omawiany GMC był dosyć ciekawym tworem gdyż łączył w sobie szoferkę z niewielkiego pick-upa z typowo ciężarową dużą maską oraz solidną ramą. Choć pojazdy te wykorzystywano głównie jako niewielkie ciężarówki dystrybucyjne, wywrotki lub platformy pod zabudowy, zdarzały się także warianty przystosowane do ciągnięcia pełnowymiarowych naczep. Z myślą o takim przeznaczeniu budowano nawet ciągniki trzyosiowe, w układzie 6×4.
Dosyć spory był także wybór silników, gdyż klient mógł kupić zarówno benzynowe V8 o pojemności 7 litrów, jak i wysokoprężnego widlastego Detroit Diesla mogącego pochwalić się pojemnością 8,2 litra. Przy tym warianty benzynowe kierowano do raczej lekkiej pracy, z uwagi na mniejszy moment obrotowy i bardziej paliwożerny charakter. Za to przewagą „benzyniaków” była niższa cena oraz prostsza, lepiej znana Amerykanom konstrukcja.
Tak naprawdę nie wiadomo dokładnie ile takich ciężarówek dostarczono do ZSRR. Nie wiadomo też w jakie silniki je wyposażono, choć najprawdopodobniej były to podstawowe wersje benzynowe. Niemniej jednak faktem jest, iż takie GMC z zabudową do przewożenia napojów dosyć często pojawiały się na ulicach Moskwy w czasie olimpiady, a przy tym zwracały niemałą uwagę. Dla radzieckich kierowców z kolei mógł to być pewien powód do dumy, który nie wiązał się z problemami natury eksploatacyjnej. Wszak Rosjanie często wzorowali swoje maszyny na konstrukcjach z USA, a amerykańskie ciężarówki słynęły ze swojej prostoty i trwałości, oferując przy tym mimo wszystko nieco większy komfort i jakość wykonania od swoich radzieckich odpowiedników.
Co się stało z tymi ciężarówkami po zakończeniu olimpiady, tego niestety dokładnie nie wiadomo. Wiele z nich widziano jeszcze przy pracy w barwach Pepsi po igrzyskach, a gdy je wycofano prawdopodobnie znalazły się w rękach prywatnych właścicieli. Jak na poniższym zdjęciu:
Swoją drogą konkurencyjna Coca-Cola również pojawiła się na Igrzyskach w Moskwie z 1980 roku, choć w nieco mniej spektakularnym stylu. Do promocji wykorzystano bowiem bardziej pospolite Volkswageny LT z nadwoziem furgonowym. Spowodowane było to tym, iż Coca-Cola weszła do oficjalnej sprzedaży w ZSRR dopiero w 1987 roku. Jednak i tu przemycę dla was fajna ciekawostkę. Podczas gdy za Pepsi Rosjanie płacili wódką, za import Coca-Coli i zbudowanie rozlewni, ZSRR odwdzięczył się… samochodami marki Łada! I choć tego typu pojazdy nie przyjęłyby się w USA, europejski oddział amerykańskiej marki wysyłał je do Wielkiej Brytanii, gdzie przez pewien czas cieszyły się pewnym zainteresowaniem.