Raz Islandia, raz Maroko, czyli kolejna relacja z ciekawej, bardzo dalekiej trasy

Powyżej: zdjęcie z Islandii

Poniżej: zdjęcie z Maroka

Cztery miesiące temu Volvo FH należące do Adama Korusa mogliśmy zobaczyć na fotoreportażu z trasy na Islandię. Ciężarówka zawiozła tam dekoracje artystyczne z kieleckiego teatru i z geograficznego punktu widzenia przekroczyła granicę między Europą a Ameryką Północną. To właśnie pod środkową Islandią łączą się bowiem płyty kontynentalne. Za to dzisiaj dokładnie ten sam zestaw zobaczymy w trasie wiodącej z Europy do Afryki Północnej.

W pierwszej połowie września, w marokańskim mieście Marrakesz, doszło do bardzo silnego trzęsienia ziemi. Śmierć poniosło w nim blisko 3 tys. osób, kolejne 6 tys. zostało rannych, a łączna lista osób objętych stratami materialnymi sięgała 300 tysięcy! Stąd też ładunek pomocy humanitarnej, konkretnie namiotów ratowniczych z firmy Das Company, który wyjechał z Trzebini i miał dotrzeć właśnie do Marrakeszu, oddalonego o blisko 4 tys. kilometrów.

Marrakesz na mapie:

Przewozu namiotów podjęło się dwóch kierowców-przewoźników. Był to wspomniany już Adam Korus, posiadający Volvo FH 500 z 2012 roku, a także Paweł Parys, właściciel Mercedesa Actrosa MP3 1844 z 2011 roku. Niezawodne „Euro Piątki”, mające odpowiednio 1,25 oraz 1,33 miliona kilometrów przebiegu, wyruszyły z Polski 27 września, granicę przekraczającej w Kudowie-Słone, a następnie przejeżdżając przez Czechy, południowe Niemcy, Francję oraz Hiszpanię. Ostatnim europejskim punktem trasy był hiszpański port w Algeciras, a stamtąd ciężarówki przypłynęły promem do Afryki, do marokańskiego portu Tanger Med.

Tangerskie procedury celne cieszą się wśród kierowców ciężarówek raczej złą sławą (niedawno opisywałem to w artykule o trasie do Sahary Zachodniej). W tym przypadku urzędnicy zastosowali jednak przyspieszone metody, z uwagi na humanitarny charakter transportu. Pozwolono na przykład ominąć kolejkę do rentgena i dzięki temu ciężarówki wyjechały z portu już po 15 godzinach. Wówczas rozpoczął się więc przejazd przez Maroko, wiodący przez Rabat i Casablankę, w kierunku oddalonego o około 600 kilometrów Marrakeszu. Trasa w większości prowadziła zadbanymi autostradami i poza jednym wyjątkiem odbyła się bez problemów.

Kilka zdjęć z przejazdu:

Tym wyjątkiem było stukanie w kabinę, które Adam usłyszał po przejechaniu około 20-30 kilometrów od portu. W lusterku ujrzał on wówczas głowę wystającą zza spojlerów, a także gesty nakazujące zatrzymanie. Polski kierowca zaczął więc wyhamowywać zestaw, a ów człowiek zaskoczył z ciągnika i uciekł jeszcze przed pełnym zatrzymaniem. Jak się później okazało, pozostawił on po sobie pocięte kartony w naczepie, a także wyraźną dziurę w naczepowym dachu, przez którą najprawdopodobniej przedostał się na ciągnik. Wszystko wskazuje więc na to, że był to nielegalny imigrant, który źle ocenił kierunek trasy ciężarówki, liczył na transport do Europy i włamał się do pojazdu jeszcze w porcie lub w bezpośrednich okolicach.

Wracając natomiast do samej trasy – w Marrakeszu odbył się sprawny rozładunek, a kierowcy postanowili zostać tam na jeszcze jeden dzień, by zwiedzić okolicę. Następnie ruszyli z powrotem do Tangeru, jadąc na pusto i bez pośpiechu. Zbliżając się do portu ich uwagę znowu zwrócili nielegalni imigranci, czekający przy głównych drogach. By więc nie ryzykować kolejnej dziury w plandece, ostatni fragment Adam przejechał z otwartymi drzwiami naczepy, prezentując brak ładunku i tym samym też jakiegokolwiek miejsca do ukrycia. Dzięki temu faktycznie udało się uniknąć problemów.

Zdjęcie z rozładunku, przy francuskim zestawie z pomocą humanitarną:

9 października obie ciężarówki wróciły do Europy, przypływając promem do Hiszpanii. Stamtąd Paweł udał się Mercedesem na załadunek powrotnego towaru, który udało się załatwić jeszcze na ten sam dzień. Za to Adam i jego Volvo zatrzymali się najpierw w pobliskim Gibraltarze, by zwiedzić ten specyficzny fragment Wielkiej Brytanii.