Jak twierdzi producent pojazdu z powyższego zdjęcia, Czytelnik Marcin miał dzisiaj szansę zaparkować obok przyszłości własnego zawodu. Miało to miejsce w belgijskim porcie Zeebrugge, skąd to „pudełko” na kołach ruszało w podróż prawdopodobnie do Stanów Zjednoczonych
Zacznę od wyjaśnienia, że prezentowany samochód jest absolutną nowością. Oficjalnie zaprezentowano go ledwie miesiąc temu, jako udoskonaloną generację bezzałogowych pojazdów szwedzkiej marki Einride (premierę opisywałem tutaj). Ich główną zaletą ma być brak jakiejkolwiek kabiny, dzięki czemu przestrzeń ładunkowa znajduje się na niemal całej długości podwozia. Poza tym ma to też bardzo korzystnie wpływać na masę własną oraz koszty zakupu. Jeśli natomiast chodzi o kierowanie, to ma się ono odbywać w sposób zdalny, po prostu przez internet, za pośrednictwem biurowego stanowiska, dostarczanego przewoźnikowi wraz z ciężarówką. Ewentualnie do dyspozycji ma być też autopilot, zdolny poprowadzić pojazd na mniej skomplikowanych odcinkach.
Jak już wspomniałem na wstępie, właśnie w takiej organizacji pracy firma Einride dopatruje się przyszłości transportu. Jak na razie najbliższe realizacji jest to w Stanach Zjednoczonych, z uwagi na bardziej liberalne przepisy w zakresie testowania pojazdów bezzałogowych. Również w tym kraju Einride zaczął szkolić pierwszych zdalnych operatorów jako kandydatów wybierając osoby doświadczone w prowadzeniu zwykłych ciężarówek (więcej na ten temat tutaj). Sądząc też po pięciu pomarańczowych światłach obrysowych na dachu, wymaganych od amerykańskich ciężarówek (gdy rozstaw kół przekracza 2 metry), właśnie do Ameryki zmierzał prezentowany pojazd.
Inna sprawa, że wszystko to brzmi jak kwestia bardzo dalekiej przyszłości, zwłaszcza gdy mowa o użytku na dalszych trasach. Trudno też uwierzyć, by to zastąpienie normalnych kierowców mogło odbyć się w najbliższych latach. Sam za siebie mówi fakt, że nowy Einride Gen 2 Rigid Large musiał dotrzeć do portu w Zeebrugge na niskopodwoziowej naczepie, ciągniętej przez Scanię serii S ze szwedzkiej firmy transportowej. Bezzałogowy pojazd nie mógł przyjechać tam o własnych siłach z aż dwóch różnych powodów. Było to związane nie tylko z brakiem kabiny kierowcy i tym samym też powszechnego dopuszczenia do ruchu, ale też wynikało z elektrycznego napędu, oferującego zaledwie 200 kilometrów zasięgu.