Zwykle to przewoźnicy wystawiają zleceniodawcom faktury. Zamieszanie z niemieckim mytem doprowadziło jednak do sytuacji, w której to zleceniodawca może policzyć przewoźnika od kilometra. Przekonał się o tym Czytelnik Łukasz, otrzymując zaskakujący rachunek od niemieckiej spedycji.
Całą ta historia odnosi się do wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, wydanego w 2020 roku. Niemieckie opłaty drogowe dla samochodów ciężarowych uznano wówczas za częściowo niezgodne z unijnymi przepisami. Niemcy przeznaczali część przychodu z opłat na utrzymanie policji drogowej, podczas gdy unijne prawo zakazuje wydawania tych pieniędzy na inne cele niż infrastruktura drogowa.
Zgodnie z wyrokiem, przewoźnicy otrzymali możliwość wystąpienia do sądu o odzyskanie części opłat z okresu od listopada 2020 roku do września 2021 roku. W przypadku ciężarówek powyżej 18 ton miała to być kwota w wysokości 0,5 centa na kilometr (szersze wyjaśnienie między innymi w tym artykule).
I właśnie tutaj pojawia się pomysł firmy spedycyjnej z niemieckiego Angermünde. Przedsiębiorstwo zgłosiło się do firmy Czytelnika Łukasza z poniższym listem:
List przedstawia wyrok TSUE, a także zakłada, że przewoźnik uzyska zwrot nadpłaconego myta. Jednocześnie spedycja wychodzi z założenia, że zawyżone myto zawyżyło stawkę transportową i dlatego przewoźnik powinien oddać jej część wynagrodzenia. Naliczono przy tym właśnie 0,5 centa za każdy przejechany dla tej firmy kilometr, w całym wspomnianym okresie od listopada 2020 roku do września 2021 roku.
A teraz słuchajcie najlepszego. Otóż firma Łukasza przejechała dla tej firmy tylko 111 płatnych kilometrów. Wszystko przełożyło się więc na kwotę 55,5 centa, zaokrągloną w górę do 0,56 euro. Właśnie na taką kwotę spedycja wystawiła więc przewoźnikowi rachunek. Dokument został przygotowany 29 grudnia, z 14-dniowym terminem płatności, do 12 stycznia.
I nie, to nie jest żart. Na własne oczy widziałem omawiany rachunek, a poniżej dołączam jego fragment:
