Najdziwniejsza ciężarówka jaką kiedykolwiek jeździłem, czyli Volvo FE 320 Low Entry CNG

To było jedno z wielu skrzyżowań na tej trasie. Siedziałem za kierownicą, czekałem aż światło zmieni się na zielone i po dłuższym namyśle wypowiedziałem następujące zdanie – to najdziwniejsza ciężarówka, jaką kiedykolwiek jeździłem.

Samochód, o którym mowa, to Volvo FE 320 CNG Low Entry. Była to więc typowo miejska ciężarówka, wyposażona w niskowejściową kabinę oraz silnik zasilany sprężonym gazem ziemnym. Co natomiast było w niej aż tak nietypowego? Właściwie niemal wszystko, od wyglądu zewnętrznego, poprzez wystrój wnętrza i pozycję za kierownicą, aż po układ napędowy.

Jeżdżąc testowym pojazdem po Warszawie i okolicach, szybko zauważyłem obracających się przechodniów. Błękitne Volvo skutecznie przyciągało wzrok, po prostu nie przypominając żadnej innej ciężarówki spotykanej na drogach. Z zewnątrz jego kabina wyglądała wręcz futurystycznie, a przy tym wydawała się bardzo długa. To oczywiście zasługa ogromnego zwisu przedniego oraz niskiego, całkowicie pneumatycznego zawieszenia. Gdy jednak zajrzało się do wnętrza, ten czar nowoczesności znikał.

Choć testowa ciężarówka otrzymała typowo dystrybucyjną zabudowę, jej wnętrze skonfigurowano w typowo komunalny sposób. Znajdowały się tam aż cztery miejsca siedzące, z czego trzy pokryto łatwym w czyszczeniu tworzywem. Podłogę pokryła najzwyklejsza guma, a wykończenie prawych stopni przypominało dawne autobusy. Nie zabrakło też wstawek z blachy ryflowanej, żółtych poręczy wejściowych oraz wieszaków na robocze kurtki. Nie ma przy tym wątpliwości, że w użytku dystrybucyjnym znacznie lepiej odnalazłaby się wersja dwuosobowa. Coś takiego również znajduje się w ofercie, o czym pisałem tutaj.

Miejsce pracy kierowcy w większości przeniesiono z konwencjonalnego Volva FE. To zaś oznaczało wiele podobieństw do ciężarówek Renault Trucks, chociażby w zakresie boczków drzwiowych, czy retardera obsługiwanego wajchą z lewej strony kierownicy. Niestety, zabrakło w tym wszystkim jakichkolwiek schowków na podręczne przedmioty oraz ogólnego poczucia przestronności. Wynikało to między innymi z faktu, że fotel kierowcy został przesunięty bardzo blisko lewych drzwi. Na niekorzyść wypływała też duża kierownica o ograniczonym zakresie regulacji. Ponadto w kabinie było stosunkowo głośno, co w przypadku ciężarówki na gaz może wręcz dziwić. W końcu pojazdy na to paliwo słyną z niskiego poziomu hałasu.

Ten sam samochód przez szybę, na kamerach i w lusterku:

Na drugim biegunie znalazła się kwestia widoczności. Tutaj było po prostu świetnie, zgodnie ze wszelkimi oczekiwaniami dla tego typu pojazdu. „Martwe pola” były naprawdę minimalnie, a dodatkowo niwelowały je przeszklone drzwi pasażera. Samochód wyposażony był też w system kamer otaczających pojazd i tworzących obraz „z lotu ptaka”. Wszystko to można było zobaczyć na dużym wyświetlaczu, nietypowo umieszczonym na samym środku deski rozdzielczej. Świetna widoczność poszła też w parze z bardzo łatwym wsiadaniem. Do tego dodatkowo przyczyniało się wspomniane, pneumatyczne zawieszenie, wyposażone w funkcję dziewięciocentymetrowego przyklęku. Uruchamiało się ją przyciskiem, natomiast po ruszeniu z miejsca samochód automatycznie się podnosił.

Przed oraz po przyklęku:

Volvo Trucks znane jest z produkcji własnych silników oraz skrzyni biegów. FE 320 CNG okazało się jednak stanowić wyjątek, będąc zasilanym przez silnik marki Cummins. To 8,9-litrowa, 320-konna jednostka z zapłonem iskrowym, niezbędnym do jeździe na samym gazie ziemnym. Podkreślam przy tym, że FE CNG nie miesza gazu z olejem napędowym, jak ma to miejsce w większym FH LNG. Pod względem dynamiki Cummins wypadał bez zarzutu i nawet przy pełnym obciążeniu dało się pojechać w pełni sprawnie. Dobrze radził sobie także retarder, skutecznie wyhamowując samochód z typowo miejskich prędkości. Szacunkowy zasięg pojazdu to natomiast 400 kilometrów, co można uznać za standard w przypadku sprężonego gazu CNG.

Tankowanie nieopodal Dworca Zachodniego w Warszawie:

Opisywany silnik połączony był z całkowicie automatyczną, 6-biegową skrzynią biegów marki Allison. Układ ten gwarantował w pełni płynną jazdę po mieście, ułatwiał manewrowanie i powinien świetnie sprawdzić się pod względem wytrzymałości. Czym natomiast przekładnia ta wyróżniała się dodatkowo, to system automatycznego załączania biegu neutralnego na czas zatrzymania. Rzecz to o tyle przydatna, że mowa tutaj o klasycznej, hydraulicznej skrzyni, która po wrzuceniu „D” od razu mocno wyrywa samochód do przodu. Automatyczne wrzucanie na luz możne  więc oszczędzić mocnego ciśnięcia pedału hamulca przez cały pobyt na skrzyżowaniu. Inna sprawa, że gdy już zapali się światło zielone, dodamy gazu i będziemy chcieli ruszyć, skrzynia wyłączy bieg neutralny z  sporym opóźnieniem. By więc sprawnie ruszać z tym ze skrzyżowania, potrzeba pewnego przyzwyczajenia.

Jak więc podsumować Volvo FE 320 CNG? Był to samochód o nowoczesnym układzie nadwozia, przestarzałym wykończeniu wnętrza, układzie foteli niepasującym do zabudowy, silniku z zapłonem iskrowym i skrzyni biegów o wymagającej przyzwyczajenia zasadzie działania. Przyznacie, że takich pojazdów po prostu się nie spotyka.

Poniżej możecie zobaczyć krótki film z prezentacją wnętrza, a także dodatkowe zdjęcia: