Na przyuczeniu w fińskim transporcie – rozmowy w trasie z doświadczoną koleżanką

Autor tekstu: Tomasz Oryński

English version available here

“Finlandia, Finlandia, to kraj w którym chcę być, jeździć konno, biwakować, lub oglądać TV” – śpiewał kiedyś Monty Python. Ale czy Finlandia to dobry kraj żeby jeździć w nim ciężarówką? Jako że ostatnio przeprowadziłem się tam po 17 latach w Szkocji mam okazję przekonać się o tym osobiście.

Praca w Szkocji, szczególnie jako kierowca z agencji obsługującej zastępstwa itp., często wymaga umiejętności improwizacji i ekstrapolowania posiadanego już doświadczenia. Często pierwszy dzień pracy zaczyna się od tego, że spedytor rzuca w ciebie papierami i od tej pory jesteś zdany na siebie. Podczas niedawnego kryzysu związanego z brakiem kierowców spotkałem wielu takich, którzy zachęceni wyższymi zarobkami przeszli na ciężarówki z autobusów. Firmy wypuszczały ich na drogę nie pokazując im nawet tak podstawowych rzeczy jak to, jak korzystać z paleciaka, jak obsługiwać windę, czy jak zabezpieczyć pasami przewożony ładunek. Dlatego było dla mnie miłym zaskoczeniem kiedy w mojej nowej pracy w Finlandii na pierwszy tydzień przydzielono mnie do innego kierowcy abym miał okazję podpatrzeć, jak wygląda praca w tej firmie i żebym miał komu zadawać wszystkie pytania. A miałem tych pytań bardzo wiele.

– Na imię mam Kia – przedstawiła mi się moja nowa koleżanka z kabiny, wsiadając do naszego Mercedesa Actrosa 1843. Wiedząc, że fińskie imiona są dla mnie cały czas czymś nowym i trudnym do spamiętania dodała z uśmiechem: – Kia, jak samochód.

Kia Sorvali:

Kia Sorvali jest jeszcze przed trzydziestką. Samochodami interesowała się od kiedy była jeszcze małą dziewczynką i choć nie sprawia na mnie wrażenia totalnej maniaczki, z pewnością wie to i owo na temat motoryzacji. Nie wynika to jednak z rodzinnej tradycji, choć w jej żyłach płynie transportowa krew: zarówno jej ojciec jak i dziadek byli maszynistami na kolei. To jednak w swojej pierwszej pracy za kierownicą, prowadząc jeszcze niewielkiego Mercedesa Sprintera, poczuła ten zew drogi.

– Fajnie jest móc się przemieszczać i odwiedzać różne miejsca. – mówi – Nie chciałabym być zamknięta w czterech ścianach. Praca biurowa to nie dla mnie: lubię być w ruchu – tak w sensie podróży jak i pracy fizycznej, bo oprócz samego jeżdżenia sprawia mi frajdę ta część pracy, w której ładuję lub rozładowuję ciężarówkę.

W Fińskim transporcie krajowym jest normą, że to kierowcy odpowiedzialni są za załadunki i rozładunki. Nie jest to jednak problemem, bo w znakomitej większości miejsc, które odwiedziliśmy podczas spędzonego wspólnie tygodnia do dyspozycji kierowców były elektryczne „paleciaki”. Kia śmiga na nich z dużą precyzją i – w odróżnieniu ode mnie – gracją. Nie są jej obce także wózki widłowe i inna maszyneria:

– Kiedy byłam w szkole miałam też okazję nauczyć się jeździć ładowarką, ale był to tylko taki krótki jednodniowy kurs, „po łebkach” – wspomina.

Temat szkoły dla kierowców mnie zaciekawił, dlatego zapytałem ją, jak się w Finlandii zostaje kierowcą ciężarówki:

– Jeśli jesteś facetem, to zwykle dzięki armii. – mówi Kia – Finlandia wciąż utrzymuje armię z poboru i nie jest niczym nadzwyczajnym, że żołnierz ze służby wychodzi z kompletem uprawnień kategorii C, C+E i D oraz ze świadectwem kwalifikacji. Chętnych jest jednak więcej niż miejsc na szkoleniach, więc nie wszystkim udaje się na to załapać.

Na szczęście jest także opcja szkoły zawodowej. Można do niej iść już w wieku 15 lat, po ukończeniu podstawowej, obowiązkowej dla wszystkich, edukacji. W pierwszej chwili może się to wydawać system podobny jak w Polsce, ale nacisk na umiejętności zawodowe jest wśród Finów jeszcze większy.

 – Jeśli chcesz zostać kierowcą, w szkole nauczysz się jak prowadzić i obsługiwać pojazd, ale także będziesz mieć zajęcia z podstaw pokrewnych tematów takich jak na przykład magazynowanie. Przez pierwszy rok będą też wciąż zajęcia z wiedzy ogólnej, na przykład z matematyki, ale po tym kształcenie skupia się już jedynie na przedmiotach zawodowych. Po ukończeniu szkoły będziesz legitymować się zawodowym prawem jazdy wraz z kwalifikacjami zawodowymi. – opowiada Kia.

– Czy to była właśnie Twoja ścieżka do zawodu? – pytam – Czy ty ukończyłaś jedną z takich szkół?

– Tak i nie. – odpowiada Kia – Za prawo jazdy kategorii C zapłaciłam sobie sama. A właściwie zafundowała mi je babcia w ramach prezentu. Już wtedy pracowałam i potrzebowałam prawa jazdy na ciężarówkę aby zrobić następny krok. Kiedy zdecydowałam się na tą ścieżkę miałam już 20 lat –  z wykształcenia jestem elektrykiem, ale nie udało mi się znaleźć pracy jako pomocnik elektryka, co jest koniecznym pierwszym stopniem do wejścia w ten zawód w Finlandii. Zresztą, na tym etapie wiedziałam już, że to nie jest kariera dla mnie. Nieco później poszłam do szkoły zawodowej dla kierowców, ale że miałam już pierwszą kategorię i już byłam na stażu w firmie jako kierowca, mogłam do szkoły chodzić tylko kilka razy w miesiącu, głównie na zajęcia z obsługi pojazdu oraz na przedmioty z wiedzy potrzebnej do odświeżenia mojego świadectwa kwalifikacji. Szkołę ukończyłam z prawem jazdy kategorii C+E i tym razem państwo pokryło wszelkie koszta – studenci z własnej kieszeni opłacają sobie jedynie egzamin i pewne opłaty administracyjne, więc całość kosztuje ich około 160 euro.

Z Kią rozmawiamy po angielsku i choć czasem zdarza jej się przez chwilę szukać właściwego słówka, jestem pod wrażeniem tego, jak dobrze posługuje się tym językiem, więc zapytałem ją gdzie się tak dobrze go nauczyła. Okazuje się, że jest to świadectwo legendarnej jakości fińskiej edukacji, bo poza szkołą nigdy nie chodziła na żadne kursy ani też nie pomieszkiwała za granicą. Jej umiejętnościom za kółkiem także nie można wiele zarzucić, choć obojgu nam zdarzały się problemy z cofaniem pod rampę. Mi dlatego, że jestem w tym kiepski, bo przez lata przemierzania szkocką północ za kierownicą mniejszej ciężarówki, a następnie prowadziłem cysterny z whisky, gdzie akurat cofanie pod rampę nie było czynnością, którą miałbym okazję praktykować zbyt często. W jej przypadku powód jest jednak zupełnie inny:

– Ciągle nie mogę się przyzwyczaić do tego zestawu – narzekała Kia po raz trzeci wyciągając ciężarówkę w poprzek placu żeby cofnąć pod rampę pod odpowiednim kątem – Nie dość, że za krótki, to jeszcze łamie się nie w tym miejscu co trzeba.

Kia i jej 25-metrowy zestaw z poprzedniej pracy:

Tak, w Finlandii typowy europejski zestaw złożony ciągnika z pojedynczą naczepą, jaki nam przydzielono, nie jest czymś zbyt często spotykanym w transporcie krajowym. Większość swojego doświadczenia Kia zdobyła za kółkiem sześcioosiowej ciężarówki, ciągnącej za sobą naczepę na wózku dolly. Całkowita długość takiego zestawu to 25,25 m, więc przypuszczam, że musi się ona czuć mniej więcej tak, jak ja się czułem ostatniego lata, kiedy przez dwa tygodnie bujałem się z lokalnymi dostawami po Glasgow za kierownicą Mercedesa Actrosa ciągnącego za sobą miejską naczepę, krótszą niż zabudowa niejednej solówki. Kia nie jest zresztą wielką fanką europejskich standardów:

– Zobacz, tu w ogóle nie ma przyczepności – mówi, kiedy systemy kontroli trakcji z trudem opanowują uślizg kół na płachcie lodu przy nieznacznie nachylonym podjeździe do jednego z doków. – Trudniej się to także kontroluje kiedy wpadniesz w poślizg. Duże zestaw są znacznie lepsze w zimie, bo nie dość że lepiej się prowadzą i trudniej je złamać, to jeszcze jeśli prawidłowo rozłoży się ładunek, mają taki nacisk jak trzeba na osie pędne.

Oczywiście, jak zawsze, coś za coś: w typowym fińskim zestawie w przypadku załadunku od tyłu kierowca ciągle musi rozprzęgać zestaw, żeby podstawić samochód i naczepę pod sąsiednie rampy. Niektórzy z czasem mają tego dosyć i próbują iść na skróty, co nie zawsze kończy się dobrze. Kia podzieliła się ze mną historią o kierowcy z 40-letnim stażem, który z lenistwa załadował cały ładunek na naczepę co zaowocowało spektakularnym wypadnięciem z drogi na jednym z pierwszych zakrętów. To jest właśnie przyczyna dla której my dostaliśmy europejski zestaw – nasza praca polegać będzie na przerzucaniu towaru pomiędzy kilkoma bardzo blisko siebie położonymi miejscami. Dzięki standardowemu układowi ciągnika z naczepą nie będziemy musieli się rozprzęgać kilkanaście razy dziennie i praca pójdzie sprawniej.

Te większe ciężarówki, które widuje się w Finlandii na każdym kroku, zaskakują mnogością konfiguracji. Standardowe naczepy dłuższe o kilka metrów od europejskich, B-linki (czyli naczepy przegubowe), czy standardowe europejskie zestawy z podczepioną do naczepy kolejną przyczepą to tylko wierzchołek góry lodowej – i nawet nie będę tu wchodził w mnogość rozmaitych układów osi w takich zestawach. W ostatnich latach normą stały się także zestawy HCT – High Capacity Trucks – gdzie standardowy ciągnik ciągnie dwie pełnowymiarowe naczepy, a DMC w niektórych przypadkach dwukrotnie przekracza to, co znamy z europejskich autostrad. Pojawiają się już polskie firmy, które czerpią korzyści z nordyckich regulacji i zajmują się transportem tutejszych naczep pomiędzy, na przykład, Finlandią i Danią. Z pewnością ułatwia to fakt, że do prowadzenia tych ciężarówek w Finlandii nie potrzeba żadnych dodatkowych – poza C+E – uprawnień.

Fiński zestaw z dłuższą, pojedynczą naczepą:

25-metrowy zestaw z polskiego oddziału duńskiej firmy Frode Laursen:

34-metrowy zestaw z polskiej firmy Kacpi Logistic, opisywany tutaj:

Te większe zestawy mają także stosunkowo mało ograniczeń dotyczących tego, gdzie mogą się poruszać. Regularnie widzę 25-metrowe zestawy przejeżdżające pod moim oknem w drodze z dostawą do lokalnego supermarketu. Na szczęście fińska infrastruktura to umożliwia. Drogi są szerokie, zakręty łagodne a skrzyżowania czy węzły rzadko kiedy wymagają skręcania pod ostrym kątem. Także centra dystrybucji, magazyny czy fabryki otoczone są wielkimi połaciami wyasfaltowanej przestrzeni, co umożliwia tym zestawom komfortowe manewry. Kia ochoczo z tego korzysta – pozwoliłem sobie nawet na niewielkie podśmiechujki żartując, ze jest rozpieszczona przez takie ilości przestrzeni. I coś w tym było: okazuje się, że umiejętność podjechania pod rampę poprzez łamanie zestawu – zamiast wyciągania go w poprzek całego placu tak, żeby zrównać go z dokiem a następnie cofanie po prostej – jest czymś, czego dla odmiany ona może nauczyć się ode mnie.

Zauważyłem także że kiedy Kia siedziała na fotelu pasażera kilkukrotnie mimowolnie spinała mięśnie, a raz nawet odruchowo się skuliła kiedy przejeżdżałem zbyt blisko – jej zdaniem – znajdującej się po prawej stronie przeszkody. Oczywiście miała na tyle taktu, żeby nie pouczać mnie jak powinienem jeździć, choć raz krzyknęła ostrzegawczo kiedy skręciłem w dość wąską uliczkę ciaśniej niż było to dla niej komfortowe aby przepuścić jadący z przeciwka samochód. Okazuje się, że prowadzenie naczepy o kilkaście centymetrów od znajdującej się po wewnętrznej przeszkody – choć normalne w mojej poprzedniej, szkockiej pracy – to zbyt wiele nawet dla doświadczonego kierowcy w Finlandii.

Poza tym jedyną sytuacją w której moja współpracowniczka czuła potrzebę interwencji był moment, w którym na obwodnicy Helsinek zmieniałem pas na prawy. – No po co to robisz – strofowała mnie z widoczną irytacją – przecież za cztery kilometry będziesz musiał znowu ustawić się na środkowym pasie. Najwyraźniej choć Finowie wiele rzeczy robią na drogach bardzo dobrze, zasada „jedź prawym pasem, chyba że wyprzedzasz” nie należy do powszechnie tu przestrzeganej. Z drugiej strony, jeśli jesteś za kierownicą 25-metrowego lub nawet ponad 30-metrowego zestawu to rozumiem dlaczego możesz chcieć unikać niepotrzebnych zmian pasa w gęstym ruchu jeśli tylko jest to możliwe…

W pewnym momencie postanowiłem uderzyć prosto z mostu i zapytać, czy poza tymi niezręcznymi momentami, kiedy szef każe ci pilnować jakiegoś dzikusa, który właśnie przyjechał tu ze Szkocji, bycie kierowcą ciężarówki to dobry sposób na życie w Finlandii? Wygląda na to, że tak. Kia jest naprawdę zadowolona ze swojej pracy:

– Jeżdżę tylko wokół komina i na dzienną zmianę, bo lubię codziennie być w domu – mówi. I najwyraźniej pomimo tego nie może narzekać na dochody. Wraz ze swoim chłopakiem – również doświadczonym kierowcą ciężarówki, który po dekadzie w trasie przesiadł się na cysternę z pompą do oczyszczania wpustów ulicznych – kupili parę lat temu domek z dużą działką pod Helsinkami. W odróżnieniu od tych nielicznych z moich brytyjskich znajomych, których stać było na taki luksus (a na palcach jednej ręki policzyć mogę tych, którzy byli w stanie uzbierać na depozyt przed trzydziestką) byli w stanie pozwolić sobie na to bez pomocy rodziny. Ich nową pasją są motocykle – choć z tego co mówiła, jak na razie mają jedynie quada, którego używają do odśnieżania swojej posesji. Stać ich też na dwa dobre samochody i w pełni korzystają ze swoich pięciotygodniowych wakacji aby podróżować po świecie. A pieniądze mogą być nawet lepsze:

– Mój chłopak pracował kiedyś na nocną zmianę. Dawniej jeździł też na dalekie dystanse – był w trasie po pięć dni i wracał do domu na weekend. Taka praca naprawdę jest naprawdę dobrze płatna, a do tego otrzymuje się te wszystkie wolne od podatku diety. Nadgodziny także płatne są po bardzo korzystnych stawkach – tłumaczy Kia.

– A jak często w Finlandii widuje się kobiety za kierownicami ciężarówek? – zapytałem – Czy wciąż spotykasz się z nieżyczliwymi spojrzeniami? A może ludzie są Tobą zafascynowani? Bo czy to w Polsce, czy w Wielkiej Brytanii kobieta na ciężarówki to wciąż jednak jeszcze rzadkość.

– Myślę, że w niemal każdej większej, fińskiej firmie znajdzie się co najmniej jedna kobieta. Oczywiście to zależy od tego jak duża jest firma, ale to już powoli staje się normalne widzieć dziewczyny za kółkiem. Tak, zdarza się jeszcze że ludzie są zaskoczeni, ale to już powoli przechodzi do historii.

– A czy myślisz, że Twoja płeć może Ci ułatwiać życie? Czy zdarza się, że firma będzie skłonna w pierwszej kolejności zatrudnić kobietę tylko po to, żeby móc pochwalić się jakie są postępowa?

– Tak bywa. Ale z drugiej strony niektóre firmy wciąż mają opory. Boją się tego, co się stanie kiedy im kierowca zajdzie w ciąże – nawet jeśli nikt nie przyznaje tego otwarcie. Ale myślę, że w ogólnym zarysie płeć już w dzisiejszych czasach nie gra roli. Ważne jest to, czy potrafisz wykonywać dobrze swoją pracę. Muszę jednak powiedzieć, że spotkałam w życiu kilku mężczyzn, którzy starali się mi wmówić, że nie dam sobie rady w tym zawodzie. Pokazałam im, że się mylili. Sekretem są umiejętności techniczne, a nie siła. Wiem coś o tym – przez cztery lata dostarczałam żywność do supermarketów w Helsinkach, do moich obowiązków należało przetaczanie klatek z towarem, którym zdarzało się ważyć nawet i 300 kg, po śniegu i lodzie. Chciałabym gorąco pozdrowić wszystkich tych kolesi, jeśli to czytają.

– Z drugiej strony pracowałaś już jako kierowca kiedy zaszłaś w ciąże, czy Twoja firma miała z tym problem?

– To prawda, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży pracowałam akurat na nocki, więc od razu udałam się do szefa na rozmowę, bo myśl, że coś może się stać w środku nocy, kiedy jestem sama z dala od ludzi nie była komfortowa. Pomimo tego, że wciąż byłam na okresie próbnym, szefostwo nie miało z tym żadnego problemu. Przerzucili mnie na dzienną zmianę i wszyscy wokół mnie bardzo mi pomagali kiedy potrzeba było przesunąć coś ciężkiego itp. Planiści także wybierali dla mnie najłatwiejsze zlecenia, żebym mogła bezpiecznie pracować. Więc jeśli zdrowie Ci na to pozwala, nie ma żadnego problemu żeby pracować będąc w ciąży. Oczywiście po ósmym miesiącu możesz już udać się na urlop macierzyński.

Powyższą rozmowę nagraliśmy w czwartek i musieliśmy ją zakończyć przedwcześnie bo kończyła się nasza pauza i musieliśmy na czas dojechać do kolejnego miejsca w naszej marszrucie. Podczas jazdy rozmawialiśmy trochę o warunkach pracy kierowców w transporcie międzynarodowym. Z tego rozumiałem, że w Finlandii kierowcy długodystansowi często mają dużo wolnego czasu po powrocie do domu. Nie jest niczym nadzwyczajnym praca w systemie jeden na jeden. Ale nie jest to też reguła:

– Mojemu chłopakowi zdarzało się być przez kilka tygodni w trasie i dopiero potem miał tydzień albo dwa wolnego. To wszystko zależy od danego szefa – tłumaczy mi Kia.

Temat work-life balance był kolejnym tematem, który chciałem z nią poruszyć, ale niestety do tego nie doszło. W czwartek nasza współpraca została gwałtownie zakończona. Nie, nic strasznego się nie stało. Po prostu nastukaliśmy nasze kontraktowe 40 godzin, co w tym tygodniu zajęło akurat cztery dni. I dlatego firma oznajmiła nam, że piątek mamy wolny, by nie robić nagrodzin. A od poniedziałku wciąż będę dzielił z Kią samochód, ale tym razem będziemy pracować na dwie zmiany, wymieniając się w kabinie.

Czy więc Finlandia jest dobrym miejscem dla kierowców? Kia wygląda na zadowoloną. A po tym czego się na razie o tym kraju nauczyłem wnioskuję, że i mi będzie się tu podobać. Ciąg dalsze zapewne więc nastąpi…

Kopiec śniegu, standardowy element fińskiej bazy o tej porze roku: