Na Dakarze: Czesi gonią Kamazy, Praga na 5. miejscu i Scanio-International na dachu

Już od czterech dni w Arabii Saudyjskiej trwa tegoroczna edycja rajdu Dakar. W zmaganiach jak zawsze nie brakuje samochodów ciężarowych, więc czas najwyższy by napisać o nich kilka akapitów.

Tegoroczny wyścig okazuje się być szczególny, a wyjaśnienie tej sytuacji sięga jeszcze do pierwszej fali koronawirusa. Niderlandzka firma De Rooy, specjalizująca się w transporcie samochodów ciężarowych, odnotowała wówczas ogromne finansowe straty, związane z załamaniem ciężarowego rynku, a nawet pozamykaniem fabryk. Sprawa stała się wręcz na tyle poważna, że firma postanowiła zamknąć swój słynny zespół Team De Rooy, przez lata święcący sukcesy w Dakarze. Rajdowe ciężarówki Iveco Powerstar zostały więc wystawione na wynajem, a sam Gerard de Rooy nie wystąpił w tegorocznych zmaganiach.

Praga 3VS, do dziś spotykana w polskich i czeskich górach:

W efekcie tegoroczny Dakar można określić wielkim zmaganiem Słowian. Na czołowych pozycjach nie widać nikogo z Europy Zachodniej, a zamiast tego, po wczorajszym czwartym etapie, w pierwszej piątce było trzech Rosjan oraz dwóch Czechów. Ci pierwsi oczywiście jadą niepokonanymi Kamazami, zajmując pierwszą (Dmitry Sotnikov), trzecią oraz czwartą pozycję. Na miejscu drugim jedzie Czech Martin Macik, niegdyś ścigający się zmodyfikowanym Liazem, a obecnie dysponujący wspomnianym Iveco Powerstar. Miejsce piąte zajął zaś Ales Loprais, w pojeździe nazwanym „Praga V4S”. Jest to historyczne nawiązanie do słynnej, czechosłowackiej Pragi V3S, technicznie jednak z tym pojazdem nie związane i dysponujące między innymi kabiną z Tatry oraz niemal 1000-konnym silnikiem od Iveco.

A na koniec wspomnę o jeszcze ciężarówce z niderlandzkiego zespołu Dakarspeed, mającej być jednym z najciekawszych pojazdów tegorocznych zmagań. To połączenie 1100-konnego silnika ze Scanii (o dziwo w układzie R6, a nie V8), kabiny z amerykańskiego Internationala Lonestar oraz czeskiego montażu z rajdowej firmy Big Shock Racing. Samochód ten (dokładniej opisywany tutaj) wyglądał imponująco, miał szansę powalczyć w czołówce, ale niestety skończył z kołami w górze. Był to efekt niewłaściwego podjazdu pod wydmę, około 20-metrowego lotu w powietrzu, a następnie uderzenia w ziemię przednim zderzakiem i przekoziołkowania wokół własnej osi.

Z punktu widzenia załogi wyglądało to tak: