Fuso Shogun 510S: budżetowa alternatywa dla Actrosa, z tym samym napędem

W obliczu ostatnich rynkowych wydarzeń, nowe ciągniki siodłowe nawet w powszechnych konfiguracjach przebiły psychologiczną barierę 100 tys. euro. Jeśli ktoś natomiast potrzebuje bardziej specjalistycznej wersji, z układem osi 6×4 i podwyższonym DMC zestawu, może spotkać się z cenami, które jeszcze dwa lata temu były po prostu nie do pomyślenia. Gdyby więc na nasz rynek trafił taki pojazd, jak Fuso Shogun 510S, w wielu branżach na pewno znaleźliby się na niego klienci. Można by go zaobserwować na przykład w takich zestawach, jak powyżej.

By wyjaśnić ten temat, zacznę od przypomnienia, że na australijskim oraz nowozelandzkim rynku samochodów ciężarowych coraz bardziej dominują marki europejskie. Wśród nich jest także Mercedes-Benz, który z powodzeniem sprzedaje tam Actrosy, pracujące nawet w „pociągach drogowych” (jak na przykład tutaj). Ostatnio niemiecki koncern doszedł jednak do wniosku, że klientom można by zaoferować także tańszą alternatywę, oferującą takie same parametry techniczne, co Actros, ale w mniej kosztownym opakowaniu. I właśnie w ten sposób powstało Fuso Shogun 510S, którego pierwsze egzemplarze dotarły ostatnio do klientów.

Fot. trucksales.com.au

Pod względem napędowym jest to bliźniak Mercedesa Actosa 2651. Znajdziemy w nim dokładnie ten sam, 12,8-litrowy silnik o mocy 510 KM, a także tę samą skrzynię typu PowerShift. Do tego dochodzi też układ osi 6×4, homologacja pod 63-tonowe zestawy oraz mercedesowski osprzęt Euro 6. Za to nadwozie pochodzi od japońskiej marki Fuso, również należącej do Daimlera, ale popularnej głównie w krajach azjatyckich. W praktyce oznacza to więc niewielką i przestarzałą kabinę, w której tunel silnika sięga do siedzisk foteli, a materac w sypialni ma ledwie pół metra szerokości. W ofercie nie ma też żadnego podwyższenia dachu, a design wnętrza może przywodzić na myśl początek lat dwutysięcznych.

W założeniu Fuso Shogun ma sprawdzić się u tych klientów, którzy potrzebują ciężkiego ciągnika, ze stosunkowo mocnym silnikiem, a jednocześnie nie obsługują dalekich tras. Ewentualnie to oferta po prostu dla tych firm, które chcą zakupić nową ciężarówkę, ale dysponują zbyt małym budżetem na Mercedesa lub inną europejską markę. Tutaj od razu można też podać liczby, które mówią dla siebie. Dla przykładu, w Nowej Zelandii importer wycenił 510-konnego Shoguna na 200 tys. dolarów nowozelandzkich, a więc na równowartość około dwu- lub trzyletniego Actrosa o podobnych możliwościach.

Powyżej: Fuso Shogun 510S w „pociągu drogowym”

Swoją drogą, dla samego Daimlera też może to być całkiem atrakcyjny biznes. Jak bowiem pokazał przykład koncernu Volkswagen, w tym jego brazylijskiej marki Volkswagen, Caminhoes e Onibus, na prostych i niezbyt zaawansowanych ciężarówkach można zrobić naprawdę świetne pieniądze. Zarobek może być wręcz kilkukrotnie większy niż w przypadku marek o bardziej wyrafinowanych produktach. Więcej na ten temat: Volkswagen, Scania, International czy MAN – kto więcej zarabia na ciężarówkach?