Z ładunkiem obie ciężarówki jadą na kołach, natomiast w czasie powrotu jeden zestaw zabiera drugi na siebie – takie rozwiązanie doskonale już znamy, za sprawą firm zajmujących się przewozem pojazdów. Jak się jednak okazuje, coś podobnego można zorganizować nie tylko z udziałem autolawet, czy autotransporterów. Możliwe jest to także przy przewozie ładunków sypkich, co udowodnił ostatnio jeden z chińskich przewoźników.
Jak wiadomo, w przewozie ładunków sypkich, w tym zwłaszcza surowców, całkowitą normą są powroty na pusto. Gdy natomiast są to powroty wykonywane na dalekim dystansie, straty związane z pustymi naczepami robią się naprawdę dotkliwe. Stąd też wziął się pomysł chińskiej firmy Master Geng, by łączyć dwa zestawy w odpowiednio dobrane pary.
Pierwszy elementem tej pary jest tak zwana „ciężarówka-matka”. Mamy tutaj ciągnik siodłowy z podwyższoną kabiną sypialną i 470-konnym silnikiem, a także pełnowymiarową naczepę, liczącą 13,6 metra długości, 2,55 metra szerokości oraz 3,38 metra wysokości. Drugi element to natomiast „ciężarówka-dziecko”, w której ciągnik otrzymuje niską sypialnię, silnik to słabsza wersja 430-konna, szerokość zestawu specjalnie zawężono do 2,45 metra, a naczepa liczy zaledwie 9,5 metra długości oraz 3,05 metra wysokości.
„Matka”:
„Dziecko”:
„Dziecko” w „matce”:
Omawiane pojazdy obsługują stałe kółka między miastami Shanxi oraz Shandong, gdzie najpierw 800 kilometrów przejeżdża się z ładunkiem węgla, a następnie powrotne 800 kilometrów pokonuje się na pusto. Powyższy układ daje zaś tę możliwość, by w czasie powrotu „ciężarówka-matka” zabrała „ciężarówkę-dziecko” do swojej naczepy, nie przekraczając przy tym żadnych normatywnych wymiarów.
Generowane w ten sposób oszczędności są oczywiste. Mniejszy z zestawów pokona o połowę mniejsze przebiegi, oszczędzając nie tylko paliwo, ale też materiały eksploatacyjne, opłaty drogowe, koszty serwisowania, a nawet utratę wartości. Oczywiście inaczej wygląda to z większym zestawem, wszak ten w czasie powrotów jeździ teraz de facto z ładunkiem. Niemniej „ciężarówka-dziecka” jest na tyle lekka i niska (sam ciągnik waży 7,7 tony), że wzrost zużycia paliwa nie jest mocno zauważalny. Poza tym pewną ciekawostką okazuje się też kwestia wynagrodzeń dla kierowców, którzy pracują w takich parach. By uniknąć tutaj jakichkolwiek kłótni, przewoźnik wynagradza ich po prostu po równo.
Naturalnie trzeba przyznać, że to wszystko nie jest taką prostą sprawą. Sama firma Master Geng przyznaje, że tak idealne dopasowanie konfiguracji wymagało bliskiej współpracy z producentem pojazdów. „Ciężarówkę-dziecko” wykonano po prostu na indywidualne zamówienie, a to może oznaczać dodatkowe koszty. Poza tym istotną rolę odgrywa charakter chińskich naczep do przewozu węgla. Inaczej niż u nas, nie są to pojazdy tylnozsypowe, ze sztywnymi nadwoziami, lecz rozładunek odbywa się przez otwierane boki. To rozwiązuje w omawianym systemie kilka problemów, jak wysiadanie z mniejszego zestawu, czy ryzyko zarysowania go podczas wjazdu do naczepy.