Ciągnik z dwoma silnikami, trasa przez pół kraju i 18-metrowa naczepa ze skrzydłami

Autor tekstu: Krystian Pyszczek

Gdy wybuchła II Wojna Światowa, siła Stanów Zjednoczonych tkwiła przede wszystkim w prężnie rozwijającej się gospodarce oraz przemyśle, który w ciągu zaledwie kilku miesięcy zdołał przestawić się na produkcję zbrojeniową. Zjawisko to nie ominęło także branży motoryzacyjnej. Fabryki dotychczas wytwarzające auta osobowe i ciężarówki nagle zaczęły budować karabiny, czołgi oraz samoloty.

Jednym z głównych dostawców sprzętu wojskowego dla amerykańskich sił zbrojnych wówczas Ford. To właśnie producent spod znaku niebieskiego owalu odpowiedzialny był za stworzenie jednej z największych wojennych manufaktur w tym okresie. Mowa tu o fabryce Willow Run (znanej też jako Air Force Plant 31) zlokalizowanej w pobliżu miasta Ypsilanti w stanie Michigan. Ten ogromny kompleks liczący 330 000 m2 powierzchni oraz posiadający taśmę produkcyjną o długości 1600 metrów w czasie wojny wytwarzał ciężkie bombowce Consolidated B-24 Liberator. Rozmach Amerykanów w tej kwestii nie powinien nikogo dziwić: wszak Liberator był mierzącym 20,6 metra długości, 5,5 metra wysokości i 33,5 metra szerokości (tyle wynosiła rozpiętość skrzydeł) monstrum napędzanym przez cztery silniki Pratt & Whitney R-1830 o mocy 1200 KM każdy.

Nawet tak duża fabryka jak Willow Run musiała polegać także na zewnętrznych dostawcach części, gdyż nie wszystko dało wyprodukować się na miejscu. Spory problem stanowiły zwłaszcza duże elementy kadłuba takie jak sekcje ogonowe czy też skrzydła. Do ich transportu potrzebowano specjalnych ciągników o dużej mocy, a także niezwykle długich naczep. I własnie w ten oto sposób na drogach stanu Michigan zaczęły pojawiać się dwusilnikowe Fordy.

Wbrew pozorom w latach 30-tych i 40-tych ciężarówki z dwoma silnikami nie były niczym niezwykłym. Powodem tego stanu rzeczy był fakt, iż  w owym czasie silniki diesla w pojazdach użytkowych były wynalazkiem dosyć nowym, niesprawdzonym oraz drogim, natomiast pojedynczy silnik benzynowy nie był w stanie wygenerować wystarczającego momentu obrotowego. Szerzej było to omawiane w następującym artykule: 5-osiowa solówka z dwoma silnikami zamiast ciągnika z naczepą – pomysł sprzed 70 lat

Dwusilnikowy Ford zbudowany przez Grico:

Na ówczesnym rynku działało wielu niezależnych producentów, którzy do fabrycznych ciężarówek dokładali drugi silnik. Jedną z najsłynniejszych firm z tego sektora była Grico Two Axle Drive Co. zarządzana przez pochodzącego ze śląska Alfreda H. Rzeppę. Jako ciekawostkę warto dodać fakt, iż to właśnie ten inżynier odpowiedzialny był za stworzenie przegubu homokinetycznego, który dzisiaj powszechnie występuje w motoryzacji.

Wracając jednak do meritum: rozwiązanie stosowane przez Grico było bardzo proste: do standardowego Forda COE (Cab Over Engine, a więc model z silnikiem pod kabiną) dokładano drugi, taki sam silnik, wraz z dodatkową skrzynią biegów i układem przeniesienia napędu. Całość umieszczano w specjalnej obudowie znajdującej się tuż za szoferką. Każdy z silników napędzał jedną tylną oś ciągnika, a kierowca mógł wybierać, czy chce kontrolować pracę każdej z jednostek osobno, czy też razem. Skoro mowa o silnikach to najczęściej stosowano dwa rodzaje benzynowych dolnozaworowych V-ósemek: 3.6 o mocy 85 KM lub większą, 3,9-litrową jednostkę Mercury generującą 95 KM mocy.

Warto wspomnieć, iż choć takie dwusilnikowe rozwiązania kojarzone były głównie z firmą Grico, istniały także inne przedsiębiorstwa stosujące podobne układy jak np. Merry-Neville Manufacturing Company z Ohio.

Poniżej: Ford firmy Merry-Neville. Widać tutaj dwa drążki zmiany biegów, a każdy z nich kontrolował osobną skrzynię biegów!

Właśnie takie dwusilnikowe Fordy postanowiła wykorzystać armia amerykańska przy transporcie elementów składowych bombowca B-24. W czasie wojny zamówiono 70 takich ciężarówek (według innych źródeł około 100), które zbudowała firma E and L Transport Company we współpracy z Thorco Dual Motors, aczkolwiek historycy nie wykluczają także udziału Grico w tworzeniu tej konkretnej partii pojazdów. W przypadku militarnej wersji zastosowano dwa silniki Mercury, dwie 4-biegowe skrzynie manualne Warner oraz mosty napędowe firmy Timken.

W przeciwieństwie do wcześniejszych egzemplarzy Grico, w modelach wykorzystywanych przez armię obydwa silniki umieszczono równolegle obok siebie pod szoferką. Pozwoliło to znacznie zmniejszyć długość ciągnika, oraz nadawało Fordowi dosyć nietypowy wygląd w którym przestrzeń robocza kierowcy umieszczona została bardzo wysoko, a sam operator zestawu miał do dyspozycji bardzo wąskie przednie szyby. Ciekawie rozwiązano również kwestię dostępu do jednostek napędowych: ponieważ odchylane kabiny znane z współczesnych ciągników siodłowych były wynalazkiem nieznanym, silniki umieszczono na specjalnej półce, którą wysuwano do przodu po otwarciu maski.

Dla wojska bardzo istotne były kompaktowe rozmiary ciągników, gdyż w parze z niezwykłym Fordem szła równie niezwykła naczepa. Mierzyła ona dokładnie 60 stóp długości, a więc 18,3 metra, co stanowi wynik imponujący nawet jak na obecne standardy. Naczepy ładowane były odgórnie przy pomocy dźwigów, a ich ogromne rozmiary umożliwiały transport gotowych skrzydeł, sekcji kadłuba oraz nawet 34 egzemplarzy stateczników pionowych.

Poniżej: ładowanie naczepy. Na pierwszym zdjęciu widać też niewielką kabinę sypialną, oddzieloną od szoferki.

W czasie wojny dwusilnikowe Fordy kursowały pomiędzy fabryką Willow Run a innymi placówkami zlokalizowanymi w stanach Teksas, Ohio, Nowy Jork i Oklahoma. Oznaczało to konieczność pokonania nierzadko kilkuset mil w ekstremalnie ciasnej kabinie z niewielkim zakresem przeszklenia. Zachowane zdjęcia pokazują, iż niektóre ciężarówki wyposażone zostały w kabiny sypialne, choć ich niewielki rozmiar raczej nie szedł w parze z wyśrubowanym komfortem. Nie trzeba  też wspominać iż manewrowanie tak długimi naczepami po ciasnych uliczkach większych miast, przy minimalnym przeszkleniu kabin, stanowiło nie lada wyzwanie dla kierowców.

Ford na ulicach Detroit

Cały ten projekt, choć trudny w realizacji, kosztowny i zwyczajnie nietypowy, nie poszedł na marne. W 1944 roku z linii produkcyjnych Willow Run co 63 minuty zjeżdżał gotowy Liberator, a praca w fabryce trwała 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Do końca wojny zbudowano 18 482 egzemplarzy B-24, z czego 6 972 wyprodukował Ford. Samoloty te miały niebagatelny wpływ na pokonanie III Rzeszy oraz Japonii.

A co z niezwykłymi Fordami? Wraz z zakończeniem działań zbrojnych oraz wzrostem popularności silników diesla takie wynalazki przestały być potrzebne. Do dnia dzisiejszego zachował się prawdopodobnie tylko jeden taki ciągnik, który znajduje się w prywatnych rękach. Większa ilość informacji nie jest niestety na daną chwilę dostępna.