Ciągnik siodłowy z kabiną z trzech ciężarówek – przestronny projekt z lat 70-tych

Połączenie nadwozi z trzech ciągników siodłowych, ustawiając je na ramie wydłużonej o 4,5 metra, to pomysł, który może wydawać się kompletnie szalony. W Stanach Zjednoczonych lat 70-tych powstał jednak taki pojazd, robiąc wprost ogromne wrażenie, zdobywając sławę nawet w Europie, a przy tym istniejąc do dzisiaj. Opowie nam o nim Krystian Pyszczek.

Autorem opisywanej ciężarówki był niejaki Walt Durfor, pochodzący z Pensylwanii kierowca-właściciel ze sporą dozą fantazji i najwyraźniej niemałym zapasem gotówki. Durfor jako swoje narzędzie pracy wykorzystywał GMC 9500, czyli dosyć budżetowy ciągnik z wysuniętą do przodu maską, który był bardziej kojarzony z transportem lokalnym aniżeli dalekobieżnym. Fakt ten wynikał głównie z tego, iż model 9500 nawet jak na amerykańskie standardy miał bardzo małą szoferkę, którą przeniesiono wprost z dużo mniejszych pickupów. Co więcej, według posiadanej przeze mnie wiedzy, w przypadku tego ciągnika producent nie oferował żadnych fabrycznych kabin sypialnych.

GMC 9500:

GMC Astro:

Efekt połączenia tych modeli w całość:

Nietrudno odgadnąć, iż jazda taką ciężarówką na dłuższych trasach byłaby uciążliwa. Dlatego Walt Durfor postanowił gruntownie przerobić swój pojazd. Jako pierwsza pod przysłowiowy nóż poszła oryginalna kabina kierowcy, którą po prostu usunięto. W jej miejsce zamontowano kabinę z innego ciągnika marki GMC, a konkretnie modelu Astro. GMC Astro, w przeciwieństwie do 9500, był caboverem, czyli ciężarówką z silnikiem znajdującym się pod kabiną. Oznaczało to, iż szoferka była znacznie szersza, a do tego wybór kabiny z Astro miał też jeszcze jedną, dosyć ważną zaletę. Otóż w momencie swojej premiery ciężarówka ta na tle innych amerykańskich caboverów wyróżniała się naprawdę bardzo dużą szybą czołową, zapewniającą świetną widoczność.

Łącząc te dwa modele w całość, Walt Durfor de facto wyeliminował wady zarówno 9500 jak i Astro: z jednej strony mieliśmy wysunięty do przodu silnik oraz przednią oś, co pozytywnie przekładało się na komfort jazdy przy wyższych prędkościach, a jednocześnie pojazd otrzymał szeroką szoferkę kierowcy z panoramicznym przeszkleniem. Pewną wadą tego rozwiązania było pozostawienie oryginalnego tunelu silnika z modelu Astro, choć to decyzja łatwa do wyjaśnienia. Usunięcie tego elementu to dosyć poważna ingerencja konstrukcyjna, a do tego na tunelu środkowym w Astro znajdowało się część instrumentów deski rozdzielczej. Może to przypominać dzisiejsze, holenderskie Volva przerobione na układ Torpedo, gdzie też pozostawiany jest tunel silnika, by nie tracić badań homologacyjnych na nadwozie.

Wnętrze GMC 7500:

Wnętrze GMC Astro:

Wraz z zainstalowaniem kabiny z Astro, prezentowana ciężarówka dorobiła się także niewielkiej części sypialnej. Durfor postanowił jednak powiększyć to nadwozie, sięgając po dosyć nietypowe rozwiązanie – dołożył do ciężarówki jeszcze jedną kabinę z Astro, scalając ją z poprzednim egzemplarzem, a także mocno modyfikując względem oryginału. Zainstalował w niej przede wszystkim podwyższany dach z panoramicznymi szybami, który nie występował w Astro fabrycznie. W efekcie całość przypominała kabinę Aerodyne projektu Kenwortha, choć konstrukcja Durfora oferowała jeszcze więcej przestrzeni.

Rozwiązanie to umożliwiło właścicielowi na zamontowanie wielu udogodnień, wśród których znalazły się między innymi aneks kuchenny z rozkładanym stolikiem, kuchenka mikrofalowa, dwa łóżka, telewizor, stereo z odtwarzaczem kaset, telefon a nawet prysznic. Wszystko w latach 70-tych XX wieku! Dodatkowo oryginalna tapicerka została zastąpiona prawdziwą skórą, dzięki czemu wypoczynek mógł przypominać noc spędzoną w przytulnym hotelu. Niestety nie udało mi się odnaleźć żadnych archiwalnych zdjęć prezentujących środek tego niezwykłego GMC. Za to z zewnątrz cały zestaw wraz z naczepą został ozdobiony malunkami z motywami Dzikiego Zachodu. W związku z tym pojazd otrzymał nazwę własną „Longhorn” która odnosiła się do pochodzącej z Teksasu rasy bydła o niezwykle długich, nawet 2,4-metrowych rogach.

Detroit Diesel 12V-71:

Ten sam silnik w Peterbilcie polskiego kolekcjonera „Henrego Hilla”:

Także pod względem rozwiązań technicznych Longhorn był bardzo ciekawym projektem. Publikacje z epoki mówią o ramie wydłużonej o 4,5 metra, skutkującej rozstawem osi na poziomie 815 centymetrów. Ponadto pojazd posiadał łącznie osiem zbiorników, które służyły do przechowywania 2270 litrów paliwa, 302 litrów czystej wody i 302 litrów wody szarej (odprowadzanej z prysznica lub umywalki). Przysłowiową wisienką na torcie był silnik w postaci 14-litrowej, dwusuwowej jednostki V12. Znany z donośnego dźwięku Detroit Diesel 12V-71 rozwijał moc aż 550 KM i został połączony z 12-biegową, niezsynchronizowaną skrzynią Roadranger. Przypominam iż ciągle mówimy tu o ciężarówce z końca lat 70-tych!

Koszt zbudowania „Longhorna” wyniósł pod koniec lat 70-tych aż 250 tys. dolarów. To ponad 4,2 miliona złotych według dzisiejszego kursu i wartości pieniądza. Sam ciągnik przez długie lata był prawdziwą gwiazdą wszelkich zlotów ciężarówek, a nawet trafił do europejskich sklepów z zabawkami, za sprawą zestawu puzzli niemieckiej marki F.X. Schmid. Co więcej opisywany GMC przetrwał do dnia dzisiejszego i pojawia się na branżowych wydarzeniach, choć niestety jego obecny stan można określić mianem agonalnego. Wygląda po prostu na to, że ciężarówka jeździ tak, jak przetrwała po latach pracy, bez żadnych prac restauracyjnych.

Niemieckie puzzle z prezentowaną ciężarówką:

Wyeksploatowany „Longhorn” na zlocie w 2022 roku: