Holenderskie wywrotki na bazie transporterów rakiet z głowicami nuklearnymi

 

 

Chcąc prezentować najciekawsze wywrotki jeżdżące po europejskich drogach, zwykle zaglądam na strony z końcówką „nl” w adresie. Holendrzy przodują bowiem w tworzeniu bardzo ciężkich konfiguracji. Związane jest to z przepisami, dopuszczającymi jazdę po publicznych drogach nawet 50-tonowymi solówkami. Stąd też te wszystkie cztero- lub pięcioosiowe Ginafy, Terbergi, MAN-y, czy Tatry.

W tym artykule pójdziemy jednak o krok dalej. Przyjrzymy się budowlanym wywrotkom, przy których wspomniane Tatry i Ginafy są po prostu niczym szczególnym. Co więcej, będą to wywrotki, przy którym nawet przegubowe wozidła wydadzą się jakby niepozorne. A jednocześnie będą to samochody, które przez kilka lat, dzień za dniem, pracowały na holenderskich budowach autostrad.

Cała ta historia rozpoczyna się od… broni rakietowej o systemie radiowego sterowania. Konkretnie chodzi tutaj o rakiety Martin MGM-1 Matador, które amerykańska armia wykorzystywała od 1952 roku. Każda z nich mogła przelecieć niemal 1000 kilometrów, rozwijając prędkość 1050 km/h i przenosząc głowice nuklearne. Wrażenie robiły też parametry gabarytowe, jak 5,5 tony masy własnej oraz 11 metrów długości. I to właśnie w związku z nimi powstały ciężarówki o nazwie „Teracruzer”.

Teracruzery w oryginalnym zastosowaniu:

Teracruzery były ciągnikami siodłowymi do pracy w grząskim terenie. W założeniu miały one dojechać w odludne miejsce, by tam dokonać startu rakiety. Same rakiety przewoziło się na ekstremalnie wytrzymałych naczepach, będących przy okazji stojakami do startu Na ciągnikach znajdowały się natomiast zbiorniki na 3700 litrów paliwa rakietowego, ogromne generatory prądu, a także sprzęt do tankowania rakiet, wraz z wysoce wydajnymi pompami.

Biorąc pod uwagę wszystkie elementy wyposażenia, dodając do tego masę samej rakiety i chcąc uwzględnić terenowy napęd, łatwo doliczyć się kilkudziesięciotonowego zestawu. Jak więc taki kolos mógł zapewnić wysoką sprawność grząskim terenie? Odpowiedzią na to pytanie miały być balonowe koła, montowane dwójkami i obejmujące w ten sposób całą szerokość podwozia. Do tego doszedł też wyjątkowo silny napęd, w postaci ośmiocylindrowego silnika lotniczego, zasilanego 145-oktanowym paliwem. Motor ten przekazywał moc na wszystkie koła, korzystając po drodze z 4-biegowego reduktora.

Gdzie tylko rakiety Martin MGM-1 Matador trafiały do użytku, wraz z nimi pojawiały się ciągniki siodłowe typu Teracruzer. Do tego dochodziła też cała flota egzemplarzy z obsługującego je zaplecza. Były to między innymi Teracruzery z żurawiami, czy centrami dowodzenia na czas poligonowych testów. Samochody tego typu dotarły także do Europy, stacjonując w amerykańskich bazach na terenie Niemiec Zachodnich. Gdy natomiast zostały w końcu wycofane z użytku, rozpoczęła się historia wspomniana na wstępie.

Teracruzery w Holandii:

W latach 70-tych Amerykanie wystawili swoje wynalazki na sprzedaż. Zainteresował nimi nie kto inny, jak handlarze używanymi ciężarówkami z Rotterdamu. W byłych holownikach do rakiet dostrzegli oni ogromny potencjał, kryjący się w transporcie budowlanym. Wykupili więc Teracruzery, demontując wojskowe zabudowy i instalując w ich miejscu „wanny” z układem wywrotu. Co więcej, zdemontowali też lotnicze silniki, zamiast tego instalując łatwiejsze w eksploatacji silniki marek DAF lub Magirus-Deutz. Ponadto zastosowali też hydrauliczne przekładnie układu kierowniczego, by cywilni kierowcy byli w stanie wytrzymać cały dzień pracy.

Jak podaje strona „mace-b.com”, pełna ciekawostek na temat amerykańskich baz rakietowych, holenderscy budowlańcy otrzymali sześć tak przerobionych Teracruzerów. Dzielnie pracowały one na budowach dróg, podczas gdy dwa kolejne egzemplarze przeznaczono na części. Firmy transportowe były z nich podobno bardzo zadowolone, z uwagi na rekordową szerokość kół. Świetnie sprawdzała się ona na budowach dróg wokół Amsterdamu, gdzie wywrotki musiały poruszać się po miękkim, podmokłym terenie.

Kres budowlanej pracy Teracruzerów przypadł na połowę lat 70-tych. Najprawdopodobniej był to rok 1976. Wówczas amerykańskie „dziwolągi” po prostu zezłomowano, nie widząc dla nich dalszego zastosowania. Newralgiczne budowy wokół Amsterdamu były bowiem ukończone, podczas gdy w innych częściach kraju nie było zapotrzebowania na ciężarówki o tak szerokim ogumieniu.

Na koniec polecam też starszy tekst o transporcie rakiet:

Takimi ciężarówkami wożono rakiety V2, czyli przyczepy Meiller Kipper i 100-konne ciągniki Hanomag