76-metrowy pień drzewa na dwóch zestawach jednocześnie – 32 km przez lasy i mosty

Autor tekstu: Krystian Pyszczek

Nie tak dawno opisywałem dla Was potężne, kanadyjskie ciężarówki marki Hayes, a także rekordowy transport sprzed 51 lat, kiedy to pojedynczy ciągnik przeciągnął 250 ton drewna załadowanego na aż 7 naczep. Pozostańmy więc jeszcze na chwilę w podobnych klimatach, przyglądając się historii, w której to dwie ciężarówki wspólnie przewiozły 76-metrowy pień drzewa.

Cała ta historia wydarzyła się w 1958 roku na wyspie Vancouver zlokalizowanej w kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. Wówczas to zaplanowany został nietypowy transport bardzo długiej daglezji (drzewa z rodziny sosnowatych), którą zamierzano dostarczyć do Królewskich Ogrodów Botanicznych w Kew w Anglii, gdzie miała posłużyć jako maszt flagowy. Całe to przedsięwzięcie miało związek z obchodami stulecia prowincji Kolumbia Brytyjska oraz dwusetną rocznicą powstania wspomnianych ogrodów botanicznych.

Proces załadunku:

Zdjęcia z przejazdu:

Zanim pień można było załadować na statek i przetransportować przez Ocean Atlantycki, najpierw należało ją wywieźć ciężarówkami z miejsca wycinki (która swoją drogą trwała aż trzy dni!). Tak jak wspomniałem drzewo miało aż 76 metrów długości, co skłoniło Kanadyjczyków do stworzenia dosyć nietypowego, improwizowanego zestawu. Składał się on z dwóch ciężarówek wspomnianej we wstępie marki Hayes do których podpięto standardowe przyczepy kłonicowe do przewozu dłużycy. Następnie ciągniki załadowano kłodami o standardowej długości, tak aby utworzyć z nich prowizoryczną platformę transportową, sięgającą ponad dach kabin. Dopiero potem przyszedł czas na główny ładunek, ten o długości 76 metrów. Rozwiązano to w sposób następujący: jeden koniec kłody przywiązano do pierwszej ciężarówki konwoju, drugi natomiast spoczął na następnym pojeździe, jadącym kilkadziesiąt metrów dalej. Tym samym obydwa Hayesy zostały połączone w całość, a kłoda mogła obracać się na zakrętach, zachodząc także nad kabiny.

Takie rozwiązanie wymagało od kierowców maksymalnego skupienia oraz umiejętności. Tym bardziej, że trasa liczyła około 32 kilometrów bardzo wąskimi i krętymi drogami wyspy Vancouver, gdzie ogromna daglejza ledwie się mieściła. Oznaczało to w praktyce, iż kierowcy musieli być perfekcyjnie skoordynowani, a każdy ruch kierownicą, dodanie gazu bądź hamowanie wykonane w tym samym momencie. Co więcej, w niektórych miejscach jezdnia była o ledwie 60 centymetrów szersza od ciężarówek, co oznaczało, iż nawet drobny błąd mógł zakończyć się upadkiem obu pojazdów z urwiska lub wypadnięciem z mostu.

Przykładowy Hayes z tej samej epoki

Oczywiście w tym wszystkim sprawni musieli być nie tylko ludzie, ale i także maszyny. Na szczęście dla kanadyjskich Hayesów takie transporty nie były niczym szczególnym. Ciężarówki tej marki od początku słynęły z niesamowitej wytrzymałości i już w latach 60-tych pozwalały zabierać 130-tonowe ładunki drewna. Jeśli natomiast chodzi o silniki i skrzynie biegów to potencjalny użytkownik miał pewną dowolność w konfiguracji tych elementów: głównie wybierano jednostki amerykańskie takich marek jak Detroit Diesel (w tym 16-cylindrowe warianty dwusuwowe), Caterpillar czy Cummins, choć zdarzały się egzemplarze z motorami brytyjskiego Roll-Royce’a.

Wracając natomiast do samej daglezji: pomimo wielu trudności czekających na trasie cały transport udało się bezpiecznie ukończyć i to w całkiem niezłym czasie wynoszącym 2 godziny i 15 minut. Następnie kłodę przeciągnięto drogą wodną do miasta Vancouver, gdzie następnie załadowano ją na większy statek, który dostarczył niezwykły ładunek wprost do Wielkiej Brytanii. Tam też daglezja została ustawiona we wspomnianych we wstępie ogrodach botanicznych, gdzie przez lata mogła poszczycić się mianem największego masztu flagowego na świecie. Niestety z czasem drewno zaczęło gnić, dlatego postanowiono usunąć ją z obiektu w 2007 roku. Tym samym zniknęło świadectwo jednego z najciekawszych przedsięwzięć w historii drogowego transportu.