Wschodni kierowcy ciężarówek jako groźni szpiedzy – holenderski tekst z 1986 roku

Wykonywanie przewozów przez tak zwaną „żelazną kurtynę” to temat, który stanowi naprawdę obfite źródło historycznych ciekawostek. Długo można by opowiadać o zachodnim sprzęcie trafiającym do wschodnioeuropejskich przewoźników, czy też o prestiżu jakim cieszyli się kierowcy prowadzący takie ciężarówki na trasach międzynarodowych. Sam zresztą napisałem na ten temat naprawdę wiele artykułów (zapraszam do starszych wpisów z działu historia). Jest jednak w tej tematyce pewne zagadnienie, którego historycznego opisu jeszcze nigdy w branżowych mediach nie spotkałem. A jak zaraz sami się przekonacie, przed laty był to temat wzbudzający naprawdę masę emocji.

Poniżej zamieszczam Wam tłumaczenie kompletnego holenderskiego artykułu z czerwca 1986 roku, opublikowanego na łamach ogólnokrajowego, ogólnoinformacyjnego dziennika „Nederlands Dagblad”. Tekst ten został zatytułowany „Wróg stoi u bram (zaparkowany)”, opatrzono go zdjęciem ciężarówek z radzieckiej firmy transportowej Sovtransavto, a treść skupiała się na wschodnioeuropejskich kierowcach, wykonujących przewozy do krajów kapitalistycznych, w tym przede wszystkim do Holandii oraz do Niemiec Zachodnich. Konkretnie mowa zaś o udziale tych kierowców w operacjach szpiegowskich, włącznie z wysyłaniem w trasy doskonale przeszkolonych żołnierzy służb specjalnych.

Obraz wypływający z artykułu może wydawać się bardzo mocny. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że po lekturze czegoś takiego przeciętny Holender z 1986 roku czuł po prostu przerażenie, a na widok parkingu pełnego wschodnioeuropejskich ciężarówek najpierw przechodził na drugą stronę ulicy, a następnie rozważał telefon na policję. Z dzisiejszego punktu widzenia, gdy ciągniki ze wschodnich krańców Unii Europejskiej widuje się na każdym kroku, wydaje się to naprawdę odległą historią, a przecież od powstania omawianego artykułu minęło ledwie 37 lat. Co też ciekawe, w artykule pojawia się kilka przykładów, które mają stanowić przykład na tę szpiegowską działalność. Niemniej tylko niewielka część z nich konkretny, a większości padają bardzo ogólne stwierdzenia i podejrzenia.

Przed właściwą lekturą chciałbym jeszcze podkreślić jedną rzecz – w oryginalnym, holenderskim artykule ani razu nie została wymieniona Polska, polscy kierowcy, czy polskie firmy. To nie jest więc tak, że przygotowując tłumaczenie wykreśliłem nasz kraj, by ograniczyć kontrowersje. Wygląda po prostu na to, że wobec polskich transportowców Holendrzy po prostu nie czuli w 1986 roku aż tak wyraźnych obaw. Za to artykuł gęsto wymienia kierowców z Związku Radzieckiego oraz z Niemiec Wschodnich, a rzadziej też z Czechosłowacji, Węgier, Bułgarii oraz Rumunii.

Fragment oryginalnego tekstu

Pełen holenderski artykuł z 1986 roku:

Medialne doniesienia na temat szpiegostwa stają się dzisiaj również emocjonujące co w powieściach Alistaira Mclean czy Johna De Carre. Mordowanie parasolem, przemycanie mikrofilmów, kradzieże wyjątkowo kosztownej elektroniki, walka z alkoholowymi lub finansowymi problemami przewożonych, czy też zwodzenie uległych sekretarek – to tylko część takich wydarzeń z ostatnich lat. Stała konkurencja między KGB a CIA, umacniana przez ich mniejszych sojuszników, stanowi dziś swoiste serce konfliktu między wschodem i zachodem. Nie każdy akt szpiegostwa musi być jednak szyty na miarę. Gołym okiem też można wiele dostrzec, a zdrowym rozsądkiem wiele rozumieć, co prowadzi nas do „wartości dodanej” wschodnioeuropejskiego transportu na naszych drogach.

Rządowe instytucje niechętnie komentują doniesienia o szpiegach w kabinach wschodnioeuropejskich ciężarówek. NATO, BVD, czy też różne ministerstwa trzymają język za zębami. Z jednej strony jest to zrozumiałe, gdyż służby bezpieczeństwa nie powinny wystawiać wszystkiego na afisz. Z drugiej strony wskazuje to też pewną słabość – po holenderskim asfalcie jeździ bowiem tak wiele wschodnioeuropejskich ciężarówek, że nadzorowanie ich ruchu jest po prostu niemożliwe. Zwyczajnie brakuje na to środków oraz personelu. Poza tym są to ciężarówki z napisami „T.I.R.”. Skrót ten oznacza Transport International Routier i zapewnia szybkie przechodzenie kontroli celnych, bez większych ceregieli. Korzystanie z holenderskiej sieci drogowej jest też nieograniczone, więc wschodnioeuropejskie ciężarówki mogą dojechać niemal wszędzie, jeśli tylko spełnią wymogi ma granicy, a zezwolenia na przewóz oraz listy przewozowe będą bez zarzutu. Wschodnioeuropejscy chłopcy w ciężkim sprzęcie masowo robią z tego użytek. Maszyny Sovtransavto, Hungarocamionu lub Deutransu spotkamy bowiem nie tylko na autostradach. Zestawów pod szyldem „Romania” widuje się ostatnio mniej, przez wprowadzone przez nasz kraj ograniczenia importowe, ale za to sporo pojawia się ostatnio Czechów.

Istnieje wiele powodów, dla których szpiegostwu w ciężarówkach warto poświęcić uwagę. Po pierwsze, niemiecki tygodnik „Stern” publikował w styczniu rozległy materiał o tej bardzo szczególnej formie zbierania informacji. A co ma zastosowanie dla Niemiec, to może tyczyć się także naszego kraju. Po drugie, telewizyjny magazyn „Tijdsein” śledził ostatnio wschodnioniemiecką ciężarówkę jadącą zupełnie nielogiczną trasą. Po trzecie, pytania na ten temat pojawiły w marcu w naszym parlamencie, w odpowiedzi na wspomniane doniesienia. Posłowie Van Rossum oraz Van Dis oczekują wyjaśnień, czy nasz kraj rzeczywiście szpiegowany jest z ciężarówek i jakie rządowe środki można podjąć dla opanowania tego procederu. Jeśli bowiem aparatura szpiegowska faktycznie się znajduje, holenderskie państwo powinno złożyć oficjalny protest wobec danego, wschodnioeuropejskiego rządu. Pytania na ten temat trafiły do trzech ministerstw: spraw zagranicznych, obrony oraz infrastruktury. Za to o dziwo nie do resortu finansów, pod który podlega przecież służba celna. A to dopiero początek zamieszania, bo rodzi się pytanie, które ministerstwo reguluje czym w ogóle jest aparatura szpiegowska? Czy jest nią aparat, mobilny telefon, nadajnik radiowy, czy może magnetofon? Niełatwo to stwierdzić.

W temacie ciężarówkowego szpiegostwa pojawia kilka ograniczeń. Po pierwsze, kierowcy ciężarówek ewidentnie nie wykonują naprawdę „brudnej roboty”. Trudno wyobrazić sobie kursy między załadunkami i rozładunkami, połączone z kradzieżą szkicu dla nowego okrętu marynarki wojennej. Po drugie, naoczne relacje kierowców raczej niewiele dodają do tego, co Moskwa lub Berlin Wschodni już doskonale wiedzą. Mapy sztabowe i zdjęcia satelitarne mówią im znacznie więcej. Niemniej szpiedzy w ciężarówkach mogą być przydatni, tym bardziej, że blok wschodni nadal jest w porównaniu z nami w tyle. Sowieci na przykład nie potrafią rozpoznać amerykańskich numerów rejestracyjnych na samochodach w oparciu o zdjęcia z satelity. Amerykanie mają już taką technologię. Poza tym wschodnioeuropejskie ciężarówki idealnie nadają się do testowania nośności dróg, wiaduktów i mostów. Dla przykładu, w Niemczech Zachodnich widywano podwozia, które z założenia służą do transportu rakiet. I tak jak ciężarówki często nie są tylko zwykłymi ciężarówkami, tak samo kierowcy często nie są tylko zwykłymi kierowcami. W końcu Wschodnioeurojczyk jeżdżący zestawem do Europy Zachodniej musi być sprawdzony pod kątem wierności ideowej. W pewnych przypadkach jest to wręcz „Specnaz” z dużym prawem jazdy. Specnaz to rosyjski skrót dla specjalnych brygad, porównywalnych z amerykańskimi Rapid Deployment Forces, założonymi swojego czasu przez prezydenta Cartera. Mowa więc o czymś w rodzaju skrzyżowania dobrze wykształconego szpiega z odpowiednio wyszkolonym komandosem. Viktor Suvorov, wysoki rangą rosyjski oficer, przebywający na emigracji, napisał o tym książkę, wskazując na elitarną rolę sprawowaną przez Specnaz w ramach GRU, militarnego konkurenta KGB. Te specjalne brygady wykorzystuje się do sabotażu, zrzutów spadochronowych w strategiczne miejsca, przerywania linii komunikacyjnych, a także rozregulowywania instalacji nuklearnych. Mówiąc więc krótko, mają one sparaliżować sytuację we wrogim kraju. Siły lądowe, powietrzne oraz morskie – wszystkie one mają swoich specjalnych żołnierzy, z ilością szacowaną na 30 tys. osób w czasach pokoju. Część z nich jest zaś ukierunkowana na prowadzenie wysuniętych punktów obserwacyjnych.

Oczywiście nie każdy wschodnioeuropejski kierowca ciężarówki należy do Specnazu. Co więcej, tylko część kierowców ma jakichkolwiek związek ze szpiegostwem. Niemniej w pełni logiczne wydaje się założenie, że elitarni żołnierze przesiadają się czasami do ciężarówek, by zweryfikować scenariusze dotyczące prawdziwej wojny. Wskazuje na to wystarczająco wiele sygnałów.

Kilka lat temu, przy tamie Afsluitdijk, zatrzymano sowiecką ciężarówkę, która według dokumentów transportowych znajdowała się około 100 kilometrów od najbardziej ekonomicznej trasy. Za to tuż obok niej znajdowało się Den Helder (największy holenderski port wojenny). W praktyce wydawało się niemożliwe by ten pojazd sprawdzić. Tutaj trzeba podkreślić, że sytuacja w RFN wyraźnie różni się od tej z naszego kraju. Niemcy Zachodnie są większe i bogatsze, a także wydają się najbardziej oczywistym polem walki w razie realizacji tragicznego scenariusza. Za sprawą podziału Niemiec, Sowieci mogą też prowadzić swoje misje wojskowe w Baden-Baden, Osnabrücku oraz Frankfurcie. I oczywiście nie jeżdżą tam na rozpoznanie pojazdami pancernymi. Za sprawą dwustronnego porozumienia handlowego między RFN oraz NRD, po Niemczech Zachodnich jeździ też pewna ilość wschodnioniemieckich ciężarówek. Magazyn „Stern” śledził taki pojazd przez kilka dni, dochodzą do wniosku, że jego kierowca stosował objazdy, zataczał koła, wybierał drogi krajowe zamiast autostrad, a także zjeżdżał na parkingi by prowadzić długie rozmowy z innymi wschodnioeuropejskimi kierowcami. Nie są to twarde dowody, ale za to jak najbardziej ciężkie podejrzenia. Faktem też jest, że całe floty wschodnioeuropejskich ciężarówek parkują w pobliżu miejsc, w których prowadzone są ćwiczenia NATO. W Holandii dało się zauważyć Czechów, Rumunów oraz Bułgarów, który stali w okolicach Den Helder podczas ćwiczeń „Veluwe”. Przy czym nigdy nie byli to kierowcy robiący zdjęcia, a jedynie wykonujący remonty samochodów.

Nasz kraj jest istotny z uwagi na porty morskie oraz sieć drogową. Na wybrzeżach prowincji Noord-Holland oraz regionu Rijnmord sygnalizuje się zwłaszcza obecność Czechów oraz Bułgarów. W Londynie przyłapano sowiecką ciężarówkę, która przy użyciu aparatury nadawczo-odbiorczej podsłuchiwała ministerialne telefony. Nigdy nie dowiedziono, że coś podobnego odbywało się na zachodzie Holandii, ale pojawiają się takie założenia. GRU ma swoje nieoficjalne wydziały w Hadze oraz Amsterdamie, KGB jest nieoficjalnie wszędzie. Tak naprawdę można powiedzieć, że rosyjski konsulat w Rotterdamie, gdzie osiedlił się niesławny ambasador Beletski, jest zupełnie niepotrzebny. Wydaje się też, z punktu widzenia europejskiej wspólnoty, że wśród wschodnioeuropejskich przewoźników występuje podział. Rosjanie koncentrują się na Skandynawii, Danii i północno-zachodnich Niemczech. Podobnie jeżdżą kierowcy z Niemiec Zachodnich. Kraje bałkańskie biorą na siebie Europę Południowo-Zachodnią, a Węgrzy obstawiają Austrię. Ten podział jest oczywiście daleki od ostatecznego, jako że omawiane kraje zajmują się też pozyskiwaniem ładunków.

O Skandynawii mówi ekspert Dragan Jovius, Rumun na emigracji. Obecność amerykańskich samolotów jest w Europie Północnej znacznie silniejsza, więc Rosjanie próbują to nadrabiać silną flotą i szpiegowskimi łodziami podwodnymi. Sowieckich ciężarówek jeździ u nas bardzo dużo. Mogą je kontrolować tylko celnicy, nawet w głębi kraju. Akcje policji zdarzają się sporadycznie i tylko czasami znajduje się przy tym aparaturę. Zwykle do tego jednak nie dochodzi, co budzi irytację i ośmiesza szwedzkie władze w prasie. Sprawa też jest tym bardziej delikatna, że Szwecja nie należy do NATO.

W Holandii służba celna podlega pod resort finansów. Oto słowa jej rzecznika prasowego, Duivenvoorde’a: Oczywiście nie można kontrolować ciężarówek tylko dlatego, że stoją zaparkowane, a ich kierowcy spożywają posiłek lub coś naprawiają. Służba celna kontroluje na granicach lub w punktach docelowych, obejmując tym wyłącznie ładunki. Szuka się przemytu alkoholu, mięsa lub czegoś podobnego.

Rzecznik prasowy ministerstwa sprawiedliwości: Z założenia wszystkie ciężarówki podlegają na holenderskich drogach pod te same przepisy. Na pokładzie można mieć aparaturę radiową, w tym także aparaturę nadawczą, ale za to jej użytek niezawsze jest dozwolony. Pewne radiotelefony są też całkowicie zabronione. To oznacza, że policja może aresztować wschodnioeuropejską ciężarówkę tylko przy realnych podejrzeniach, a nie za samo pochodzenie z Niemiec Wschodnich. Kontrola dokumentów samochodowych, a także stanu technicznego – to naturalnie zawsze jest możliwe. Gdy wschodnioeuropejska ciężarówka mocno zbacza z trasy, podejrzenie wzrasta, ale samo w sobie nie jest podstawą dla gruntownego przeszukania kabiny. Takich decyzji nie podejmuje się „ot tak”. W Holandii obowiązują przepisy zapobiegające szpiegostwu, a także prawo zakazujące nieautoryzowanego nadawania i nasłuchiwania radiowego. Nie ma żadnego specjalnego rozporządzenia, które dotyczyłoby wschodnioeuropejskiego transportu towarów.