Wielki zlot ciężarówek na Florydzie oczami przewoźnika i kierowcy z Polski

Artykuł zawiera około setki zdjęć, może ładować się dłużej niż zwykle.

Nie da się ukryć, że Europa oraz Ameryka Północna to pod względem transportowym dwa zupełnie różne światy. Różnice można by wymieniać całymi godzinami, wady i zalety znajdując tak naprawdę po obu stronach. Jakie będzie natomiast pierwsze wrażenie Europejczyka, który uda się na amerykański zlot samochodów ciężarowych? O tym opowie nam teraz Michał Jędrzejczyk, na co dzień właściciel polskiej firmy transportowej MMJ Transport Solutions i nadal też zawodowy kierowca, który pod koniec kwietnia po raz pierwszy stanął na amerykańskiej ziemi i od razu trafił tam na branżową imprezę. Oddaję więc głos Michałowi:


Floryda, stan USA położony na południowym krańcu Wschodniego Wybrzeża, znana jest głównie z atrakcji turystycznych – wspaniałych piaszczystych plaż, cytrusów, mokradeł Everglades, aligatorów czy siedziby agencji kosmicznej NASA. Niemniej jednak miłośnicy motoryzacji także znajdą tam coś dla siebie, choćby tory wyścigowe Sebring i Daytona, czy zlot truckerski odbywający się w Wildwood w środkowej części stanu. Tegoroczny, już 25. z kolei Truck Show zorganizowany przez 75 Chrome Shop odbył się w dniach 28 – 30 kwietnia, i całkiem szczęśliwym zrządzeniem losu, dane mi było go odwiedzić.

Wnętrze sklepu:

No dobrze, a czym właściwie jest sam 75 Chrome Shop? Jak sugeruje sama nazwa to sklep z gadżetami do ciężarówek położony przy międzystanowej autostradzie I-75. A dokładnie usytuowany na truckstopie Pilot Travel Center przy skrzyżowaniu I-75 ze stanową drogą 44. Choć przyznać trzeba, że stwierdzenie „sklep” nie oddaje ani wielkości, ani klimatu tego miejsca. Jest to właściwie świątynia amerykańskiego tuningu w najbardziej klasycznej formie. Chętni znajdą tam absolutnie wszystko – od czapeczek i koszulek, przez chlapacze i lampki po chromowane zderzaki, nadkola czy kominy układu wydechowego! Wszystko logicznie poukładane i przedstawione w przyciągającej wzrok formie – na czele z pokazowo wykończoną szoferką Peterbilta 379 umiejscowioną na środku sklepu.

Sam zlot odbywał się na terenie parkingu należącego do truckstopu – to co od razu rzucało się w oczy to fantastyczna organizacja. Terenu zlotu pilnował lokalny szeryf, wjazd na teren imprezy odbywał się płynnie, a na parkingu dla gości auta, nad wyraz sprawnie, ustawiało kilkanaście osób. Parking był płatny – 5 dolarów za cały dzień. Natomiast wejście na zlot było całkowicie darmowe. Sama impreza ma bardzo piknikowy charakter. Na dość dużym placu zgromadzono kilkadziesiąt maszyn ustawionych w równych rzędach z odpowiednimi odstępami, aby móc je dokładnie obejrzeć. A zdecydowanie było na czym zawiesić oko. Dla ludzi, tak jak ja, wychowanych na filmach typu „Konwój” czy „Mistrz Kierownicy Ucieka”, była to prawdziwa uczta dla oczu i uszu. Zdecydowaną większość pojazdów stanowiły klasyczne Peterbilty i Kenworthy. Z przewagą Peterbiltów. Od razu widać jaka marka jest ulubioną wśród amerykańskich kierowców-przewoźników.

To właśnie kierowcy-przewoźnicy, po angielsku „owner-operators” stanowili większość uczestników zlotu. Oznacza to także, że zdecydowana część prezentowanych pojazdów to normalnie pracujące woły robocze. Tym bardziej ich właścicielom należą się słowa uznania za perfekcyjne utrzymanie sprzętu, mającego nierzadko na karku kilkadziesiąt lat. W normalnym ruchu nadal można spotkać bowiem, np. Peterbilty 359, których produkcję zakończono w 1987 roku. W szeregach obok siebie zaparkowały ciężarówki całkowicie lub niemal nowe (np. Peterbilty z cyfrowymi panelami wskaźników) oraz kilkudziesięcioletnie klasyki z dwoma lewarkami skrzyń biegów. Na szczególne wyróżnienie zasługują zwłaszcza te drugie, wśród których nie zabrakło klasycznych ciężarówek z silnikiem pod kabiną, tak zwanych „caboverów” pokroju Freightlinera WF, Peterbilta 352 czy Kenwortha K100. Choć trzeba przyznać, że ilość takich pojazdów jest już minimalna, tak na drogach, jak i na zlotach. W przypadku klasycznych conventionali przepis na tuningowy sukces wydaje się być prosty i uniwersalny – długa rama, chrom, efektowny lakier, chrom, chrom i jeszcze trochę chromu. I trzeba przyznać, że faktycznie te auta doskonale odnajdują się w tym stylu. Układ kabiny za silnikiem sprzyja także temu, aby tuningowi poddać także komory silnika. Nie brakowało zatem pięknie wykończonych Catrerpillarów, Cumminsów czy Detroitów, a nawet… Paccarów! Coraz większym zaufaniem bowiem cieszą się w Stanach europejskie jednostki znane z DAF-ów.

Wśród zebranych ciężarówek kilka zasługuje na szczególną uwagę. Zdecydowanie warto było zatrzymać się na dłużej przy wspomnianych już caboverach – czasy ich popularności minęły bezpowrotnie i tylko dzięki solidnej budowie przypominają nam jeszcze stare czasy amerykańskiej truckerki. Bardzo ciekawym pojazdem był przepiękny brązowy 359 wyposażony ciekawy układ podwójnych dodatkowych filtrów oleju montowanych po lewej stronie maski. Było to wyposażenie opcjonalne i pozwalało wydłużyć interwał obsługowy o 50%. Pragmatyczni amerykanie przeliczali, że zastosowanie tych filtrów pozwalało znacząco obniżyć koszt przejechania 1 mili. Przy standardowym ówczesnym interwale 10 tysięcy mil, można było zredukować koszt o 3 centy na każdą milę. Równie interesującym pojazdem był turkusowy Kenworth W900L wyposażony w akcesoryjną, chromowaną kabinę sypialną marki Mercury. Te charakterystyczne nadwozia były szczególnie popularne w latach 60. i 70., kiedy fabryczne kabiny nie zapewniały jeszcze komfortu wypoczynku na odpowiednim poziomie. Dodatkową porcją chromu wyróżniał się także ekskluzywny, limitowany Peterbilt 389X. Ciągnik przyciągnął równie efektowną naczepę chłodniczą, w której wzrok przyciągał utrzymany w spójnym stylu agregat Thermo Kinga.

 

Niemniej interesujące pojazdy można było spotkać na parkingach wokół terenu zlotu. Zdecydowanie najciekawszym z nich był pochodzący z 1970 roku „wąskonosy” Peterbilt 358. Na przedłużonej ramie, za kabiną, zainstalowano ogromną sypialnię Double Eagle – i tutaj ciekawostka – była to pierwsza kabina sypialna tej kultowej marki wyposażona w tylne drzwi wejściowe. Ciągnik napędzał 14,6-litrowy silnik Caterpillar 3406B połączony ze skrzynią w układzie 6×4. Dwoma drążkami wybierało się więc cztery zakresy, mające do sześciu biegów. Ten niezwykły pojazd wystawiony był niedawno na sprzedaż w cenie, bagatela, 250 tysięcy dolarów amerykańskich, czyli bagatela 230 tysięcy euro.

Podsumowując – jubileuszowy zlot zorganizowany przez 75 Chrome Shop – był dla mnie arcyciekawym wydarzeniem. Organizacja, czystość, kultura odwiedzających, otwartość ludzi, normalność cen – wszystko to zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Było to wydarzenie, na którym można było spędzić cały dzień z rodziną – niezależnie od wieku. Każdy znalazł tam coś dla siebie. A połączenie wspaniałych ciężarówek, grillowanego jedzenia, zimnego piwa to coś co jak najbardziej pasuje do klimatu Florydy!

Pełna fotorelacja: