Warzywa musiały dzisiaj lecieć do Anglii samolotem – „most powietrzny” jak przed laty

Sierpniowy tekst z omawianym zdjęciem: 85 proc. ciężarówek bez powrotnych ładunków i dzieci witające kierowców kwiatami

Historię powyższego zdjęcia opisywałem Wam już w sierpniu. Dzisiaj jednak wracam do tej fotografii, jako że sytuacja wprost doskonale do niej pasuje. Mowa będzie bowiem o zjawisku zwanym „mostem powietrznym”.

Na lotnisku w Doncaster-Sheffield, na północy Anglii, wylądował dzisiaj szczególny transport. Ogromny Boeing 777, należący do niemieckiej Lufthansy, dostarczył z Frankfurtu 80-tonowy ładunek sałaty, kalafiorów, brokułów oraz owoców cytrusowych. Cały ten ładunek trafi do lokalnych supermarketów, by uzupełnić coraz większe braki w dostawach.

Nie bez powodu świeżej żywności nie transportuje się po Europie samolotami. Taka forma dostawy jest wyjątkowo kosztowna i na pewno znacznie droższa od transportu drogowego. Z racji stosunkowo krótkich dystansów, trudno też mówić o wielkiej oszczędności czasowej. Owszem, sam przelot z jednego kraju do drugiego może być kwestią kilku godzin, ale dostawy na lotnisko oraz do odbiorcy i mogą być już znacznie dłuższe. 

Dlaczego więc 64-metrowy Boeing musiał dzisiaj lecieć z warzywami do Anglii? Przyczyną jest oczywiście paraliż ruchu promowego, zablokowanie tysięcy ciężarówek w okolicach Dover i skuteczne zniechęcenie przewoźników do jakichkolwiek tras na teren Wielkiej Brytanii. W obliczu tego kryzysu brytyjskie zapasy świeżej żywności po prostu się wyczerpały i nawet drogi transport lotniczy zaczął wydawać się sensowną alternatywą.

Pisząc o dzisiejszej operacji, angielski dziennik „Independent” użył określenia „airlift”. Na język polski jest to zaś tłumaczone jako „most powietrzny”, co jest utartym określeniem rodem z lat 40-tych ubiegłego wieku. Właśnie taki „most powietrzny” uratował Berlin Zachodni przed brakiem jakichkolwiek dostaw, a może nawet przed sowiecką okupacją. Miało to miejsce dokładnie między 24 czerwca 1948 a 12 maja 1949 roku, gdy władze ZSRR przestały przepuszczać jakiekolwiek ciężarówki i pociągi zmierzające do angielskiej, francuskiej oraz amerykańskiej strefy okupacyjnej miasta.

Do problemu na taką skalę jest nam oczywiście bardzo, bardzo daleko. „Most powietrzny” z lat 40-tych był bowiem operacją na gigantyczną skalę, z dziennymi dostawami 13 tys. ton ładunków i startami lub lądowaniami w kilkudziesięciosekundowych odstępach. Łącznie wykonano ponad 200 tys. lotów, koszty całej operacji można było liczyć w miliardach, a w wywołanych przy tym katastrofach lotniczych śmierć poniosło 85 osób. I dopiero po 323 dniach takich lotów władze sowieckie zdecydowały się na zdjęcie blokady.

Jeśli jednak obecny paraliż dostaw zostanie utrzymany, a Brytyjczycy nadal będą ściągali swoje warzywa samolotami, pewne elementy historii sprzed lat mogą się powtórzyć. Kierowca Mercedesa z powyższego zdjęcia, jako pierwszy wjeżdżający do miasta po zniesieniu „mostu powietrznego”, witany był przez mieszkańców kwiatami. Dzieci wiwatowały, kobiety płakały, a lokalni dziennikarze robili ciężarówce pamiątkowe zdjęcia. Społeczeństwo miało bowiem okazję docenić jak bardzo istotny jest dla niego transport drogowy.

Choć jest też druga strona tej historii, która również może być zapowiedzią na przyszłość. Zaraz po zniesieniu „mostu powietrznego”, zapotrzebowanie na przewozy do Berlina Zachodniego było wprost ogromne. Powstały całe firmy specjalizujące się w takim transporcie i przez całe dekady nie narzekały one na brak ładunków do miasta. Gdy jednak pojawiała się kwestia powrotów, odcięte od reszty kraju miasto okazywało się jednym wielkim brakiem ładunków. Nawet 85 proc. ciężarówek wracało więc z Berlina Zachodniego na pusto, jako że po prostu nie było czego zabierać w drugą stronę.