Ukraińska granica miała przejąć ruch z białoruskiej – zamiast tego wszystko stoi

W nawiązaniu do tekstów:

Ciężarówki pojadą do Rosji przez Łotwę oraz Ukrainę – scenariusz na wypadek blokady

Transport na Białoruś coraz bardziej niemożliwy – doba w kolejce i kilka dób pod urzędem

Jeśli ruch przez Białoruś stanie się niemożliwy lub utrudniony, przejmą go trasy prowadzące przez Ukrainę – tak brzmiał pomysł z początku tygodnia, opisywany w tym artykule. Rzeczywistość jednak pokazała, że w razie paraliżu Białorusi żadnej alternatywy dla przewoźników nie będzie.

Można powiedzieć, że trasy na Białoruś zostały już sparaliżowane. Ciężarówki tkwią w ogromnych kolejkach do granicy, a także mają problemy z odprawieniem się w głębi kraju. Przy granicy z Litwą doszło na przykład do tego, że Białorusini skanują wszystkie ciężarówki, a na koniec część z nich kierują jeszcze na dodatkowe, ręczne kontrole. W efekcie formalności wjazdowe lub wyjazdowe mogą zmarnować nam nawet kilka dni.

A tymczasem trasy na Ukrainę – które miały być tutaj ratunkiem – przeżywają bardzo podobny paraliż. Według oficjalnych danych polskiej straży granicznej, kolejka do Hrebennego jest nawet dłuższa niż kolejka do Koroszczyna. W Dorohusku też nie jest wiele lepiej, podobnie zresztą jak na granicy słowacko-ukraińskiej i węgiersko-ukraińskiej.

Szukanie winnego niestety nie naprowadza na żaden konkretny trop. Dla przykładu, kolejki na wjeździe od strony Słowacji tłumaczono awarią słowackiego skanera. Skoro jednak problem pojawił się na granicach z aż trzema krajami, żadne z tego wytłumaczenie. Polskie służby mówią zaś o tym, że odnotowuje się coraz więcej przypadków przemytu. Nie ma więc żadnej możliwości, by prowadzić kontrole w sposób szybszy i mniej drobiazgowy.

Co więc przyniosą nam kolejne dni, tego naprawdę nie wiadomo. Jedno jest jednak pewne – przewoźnicy zapłacą za te opóźnienia ogromne kwoty, a kierowcy znacznie później wrócą do domów. Tutaj można też podać wyliczenia z artykułu „Rzeczpospolitej”. Według nich, każdy dzień opóźnienia na granicy kosztuje właściciela jednej ciężarówki nawet 1300 złotych, a zbiorcze straty z tego tytułu, podsumowane w ubiegłym roku, wyniosły ponad 200 milionów.