Trasa przez Kazachstan przy groźbach wojny domowej – transport zawsze się toczy

Kazachstan: Rząd odszedł, zamieszki trwają, płoną siedziby urzędów – to tylko jeden z wielu takich nagłówków, które można było zobaczyć w mediach półtora tygodnia temu. Największy kraj Azji Środkowej miał znaleźć się na skraju wojny domowej i głośno mówiło się o wysłaniu militarnej pomocy z Rosji oraz Białorusi. Tymczasem koła toczyły się dalej, a kierowcy nawijali na nie kolejne kilometry…

Jako że dzisiaj sytuacja w Kazachstanie już się uspokaja, a pojutrze stan nadzwyczajny odejdzie do przeszłości, postanowiłem podsumować ten temat z transportowego punktu widzenia. Źródłem moich informacji był Jakub Kwiatulski, polski kierowca-przewoźnik, wyspecjalizowany, w dalekich, wschodnich trasach (polecam śledzić na Instagramie). W czasie gdy kazachskie zamieszki przebierały na sile, był on akurat na załadunku, podejmując towar do Uzbekistanu. To kierunek o tyle problematyczny, że z Europy dojedziemy tam właściwie tylko przez Kazachstan.

Zasadnicze pytanie brzmiało – czy uda się przejechać przez kazachskie granice? Gdyby doszło do ewentualnej blokady, mogłaby ona zająć nawet całe tygodnie. To na pewno sytuacja, w której nie chciałby się znaleźć żaden kierowca, a już tym bardziej kierowca-przewoźnik. Dlatego też Jakub próbował zasięgnąć języka u znajomych kierowców ze Wschodu, w tym przede wszystkim Kazachów, ale też Białorusinów.

Kazachowie faktycznie mieli problem. Ich kraj został odcięty od internetu, urzędy całkowicie wstrzymały pracę i przez to uzyskanie kazachskich zezwoleń na transport było fizycznie niemożliwe. Innymi słowy, ich ciężarówki utknęły, nie mogąc wyjechać na międzynarodowe trasy. Słysząc to, Jakub postanowił opóźnić o kilka dni także i swój wyjazd. Szybko inny obraz przedstawili jednak Białorusini, dominujący obecnie we wschodnio-unijnym transporcie. Według nich granica okazała się przejezdna i Kazachstan nikogo nie zablokował.

W końcu padła decyzja o wyjeździe. Białe Volvo na radomskich rejestracjach – rocznik 2007 z przebiegiem 1,25 miliona, prezentowany już tutaj – ruszyło w kierunku Uzbekistanu. I faktycznie, pomimo przerażających doniesień w mediach, trasa rozpoczęła się bez większych problemów. Okazała się wręcz łatwiejsza niż zwykle, bo na granicy rosyjsko-kazachskiej prawie nie było samochodów, a kazachska drogówka z radarami właściwie zniknęła. Zamiast tego pojawiły się drogowe bramki kontrolne, związane ze stanem wyjątkowym. Niemniej Jakub trafił na tylko dwa takie punkty i nie miał na nich problemu.

Tak naprawdę jedyną większa przeszkodą okazała się bardzo ostra, kazachska zima. Doskonale może to zobaczyć na zdjęciach. Obecnie Jakub dojeżdża już jednak do Uzbeckiej granicy i wkrótce powinien się rozładować. Nieco trudniej może być na powrocie, bo na kazachskiej granicy w kierunku Rosji pojawił się już w międzyczasie potężny zator. Nie wynika to jednak z jakiejkolwiek blokady, lecz z przywrócenia do działania urzędów i uzyskania przez Kazachów zezwoleń.

A na koniec taka mała refleksja – to chyba norma, że media biją na alarm, społeczeństwo nie kryje przerażenia, a kierowcy i przewoźnicy po prostu robią swoje. Zjawisko to mogą potwierdzić kierowcy z niemal wszystkich pokoleń, wszak to samo było na początku pandemii, w czasie wojny w byłej Jugosławii, czy dekadę wcześniej podczas wojny iracko-irańskiej (czego doświadczył zwłaszcza Pekaes Warszawa).