Ta „amerykańska” ciężarówka to IFA H6Z z NRD, przerobiona w szczególnym czasie

Powyżej: przejazd przez NRD na początku 1990 roku

Był przełom 1990 oraz 1991 roku, zjednoczenie Niemiec właśnie stało się faktem, a wielu mieszkańców wschodniej części kraju zaczęło realizować swoje motoryzacyjne marzenia. Trabanty masowo trafiły w odstawkę i zastępowano je jakimikolwiek samochodami produkcji zachodniej, choćby miały one ledwie trzymać się na nogach. A jeśli ktoś marzył o ciężarówce w amerykańskim stylu, to w końcu mógł sobie coś takiego zbudować.

Napisałem „zbudować”, wszak na początku lat 90-tych byłe NRD nadal było bardzo biedną krainą. Sprowadzenie tam Kenwortha lub Peterbilta pozostawało w sferze abstrakcji, przynajmniej dla większości społeczeństwa. Za to nagle na rynku pojawiło się mnóstwo bajecznie tanich ciężarówek produkcji wschodnioniemieckiej. Bo skoro nagle komisy zaczęły zalewać MAN-y i Mercedesy, to kto chciał jeździć ciężarówką marki IFA?

Do tego pojawił się rynek części, które umożliwiały odpowiednią modyfikację. Nowocześniejsza kabina z używanej ciężarówki zachodnioniemieckiej? Żaden problem. Sklepy pełne dodatkowego oświetlenia, chromowane dodatki i powszechny dostęp do polerowanej blachy? Tak, to też nagle się pojawiło. Nic więc nie stało na przeszkodzie, by ograniczonym kosztem zbudować coś takiego, jak poniżej.

Samochód ze zdjęcia to wschodnioniemiecka IFA H6. Pojazdy te, znane także pod dawną, przedwojenną marką Horch, produkowano do końca lat 50-tych. Wśród ich użytkowników były między innymi polskie PKS-y, a krajowi kierowcy wspominali model H6 za niezawodność i wytrzymałość. Co też ciekawe, w samym NRD pojazdy te służyły do najróżniejszych roli, od transportu komunalnego, po długodystansowy. Spotykało się przy tym zarówno 13-tonowe podwozia z 6-tonową ładownością, jak i ciągniki siodłowe lub ciągniki balastowe.

Ten konkretny pojazd to IFA H6Z, a więc właśnie ciągnik balastowy. Taki wariant wyróżniał się bardzo krótkim rozstawem osi oraz krótką skrzynią ładunkową, często służącą do przewozu towarów lub balastu. W tym drugim scenariuszu obciążenie miało zwiększać przyczepność tylnej osi i tym samym pozwalać na holowanie ciężkich przyczep. Zresztą, to system stosowany do dziś, w przypadku transportu ponadnormatywnego.

IFA H6 z oryginalnym nadwoziem:

Jeśli chodzi o napęd, IFA H6Z z początku produkcji oferowała 9-litrowy silnik o mocy zaledwie 120 KM. Był to oczywiście diesel, pozbawiony turbodoładowania. Choć podobno do dzisiaj niemal nie przetrwały egzemplarze z tak słabym napędem. Jeszcze za czasów NRD powszechnie montowano nowszą generację silnika, o mocy 190 KM. Motor ten miał pasować bez żadnych większych problemów, więc jego przekładki odbywały się na porządku dziennym.

A co ze wspomnianą na wstępie realizacją marzeń? Otóż na samym początku lat 90-tych ta IFA przeszła proces amerykanizacji. Niemal 40-letni pojazd został pozbawiony fabrycznej kabiny, zamiast tego otrzymując nowocześniejsze nadwozie z Magirusa. Z przodu zastosowano kanciastą osłonę silnika, sięgającą daleko przed oś kierującą. Całość zwieńczyła ozdobna atrapa chłodnicy, zderzak w amerykańskim stylu, kominy układu wydechowego, ozdobne lusterka, czy też stateczniki wyznaczające przód pojazdu.

Są zapewne osoby, które nazwałyby to bezczeszczeniem klasyka. I z dzisiejszego punktu faktycznie można tak powiedzieć. Wyobraźmy sobie jednak, że oceniamy ten pojazd z perspektywy mieszkańca dawnego NRD, dokładnie 30 lat temu. Wówczas zmodyfikowana IFA musiała robić gigantyczne wrażenie i wzbudzać powszechną zazdrość. Tym bardziej, że był to pojazd typowo hobbystyczny. Jego właściciel, przedsiębiorca spod Lipska, wykonał go w własnym zakresie i promował w ten sposób swoją restaurację.

Magirus z omawianą kabiną:

W późniejszych latach samochód przechodził pewne zmiany lakieru i detali, ale jego ogólny kształt już się nie zmienił. Znalazłem też informacje sprzed kilku lat, że IFA trafiła w pewnym momencie na sprzedaż za wyjątkowo wysoką kwotę. Właściciel oczekiwał 20 tys. euro, a więc więcej niż za odrestaurowane egzemplarze modelu H6 z oryginalnymi kabinami. Niemniej jakiś amator musiał się na to znaleźć, wszak ciężarówka przetrwała do dzisiaj i wygląda na bardzo zadbaną.

Kolega „Rod Man” sfotografował ten pojazd na północnym wschodzie Niemiec, przy lokalnym warsztacie wyspecjalizowanym w marce IFA. Bo choć od zjednoczenia NRD minęło już 30 lat i początkowo IFA masowo ustępowała miejsca MAN-om i Mercedesom, to dzisiaj nadal cieszy się pewnym gronem użytkowników. To zasługa nowszych, terenowych modeli, jak przykład L60 cenione za świetne właściwości jezdne w terenie.

A przy okazji, skoro już jesteśmy w tym temacie, spójrzcie na znalezisko od Czytelnika Marka. Oto nowsza IFA stojąca dosłownie kilkanaście metrów od granicy brazylijsko-urugwajskiej, na południu Ameryki Południowej: