Spał w ciężarówce, którą podpalono – uratowany kierowca opowiedział o przeżyciach

W nawiązaniu do tekstu:

Podpalili ciężarówkę ze śpiącym kierowcą i uciekli srebrnym Seatem – nowe informacje

Podpalenie ciężarówki ze śpiącym wewnątrz kierowcą było jednym z najbardziej przerażających tematów ubiegłego roku. Do zdarzenia doszło w sierpniu ubiegłego roku, na bazie niderlandzkiej firmy MM Transport, pod osłoną nocy. Kierowca doznał przy tym poparzeń dwóch trzecich ciała, zatrucia krwi, a także ciężkich urazów nerek oraz płuc. W krytycznym momencie szanse jego przeżycia określano na zaledwie 10 procent.

Na szczęście te 10 procent okazało się wystarczające. Życie 46-letniego kierowcy udało się uratować i jesienią mógł on zostać wybudzony z siedmiotygodniowej śpiączki. To też rozpoczęło bardzo długi okres rehabilitacji, wraz z przywracaniem podstawowych zdolności ruchowych. Jak na razie mężczyzna jeździ jeszcze na wózku inwalidzkim sterowanym brodą, a czucie w kończynach dopiero zaczyna się pojawiać. Niemniej był już na siłach, by udzielić wywiadu dziennikarzom z niderlandzkiego magazynu „Truckstar”. Opowiedział jak wyglądały ostatnie chwile przed pożarem.

W dniu tragedii Jos Lambregts postanowił nie zjeżdżać z trasy do domu, lecz przespać się w kabinie na bazie. Właśnie wtedy, w samym środku nocy, obudziły go silne duszności. Odchylił firanki i zdał sobie sprawę, że całą ciężarówkę otaczają płomienie. Szybko okazało się też, że zamki w kabinie pozostały zaryglowane, a ich przełącznik w żaden sposób nie reaguje. Nie powiodła się także próba uruchomienia silnika, czego dokonuje się w Mercedesie Actrosie przy użyciu przycisku. Choć na szczęście próba użycia startera przyniosła pewien ratunek – po naciśnięciu przycisku z jakiegoś powodu odblokowały się zamki w kabinie.

Pierwszą próbą ucieczki było otwarcie drzwi po stronie pasażera. Wystarczyło je jednak uchylić, by pojawił się wielki słup ognia. Kierowca spróbował więc także po lewej stronie, gdzie płomienie okazały się nieco mniejsze. Nie mając większego wyboru, postanowił wskoczyć tam w ogień i spróbować uniknąć w ten sposób śmierci. Później pamięta już tylko przyjazd karetki pogotowia oraz przebudzenie po wspomnianej śpiączce.

W sprawie nadal prowadzone jest dochodzenie. Policji nie udało się zatrzymać sprawców, choć nagrania z monitoringu jak najbardziej wskazują na podpalenie. Dlatego zaś ktoś miał tego dokonać? Jak twierdzi sam kierowca, to prawdopodobnie kolejny przejaw wyjątkowo ostrej konkurencji między przewoźnikami wożącymi tekstylia z Włoch do Niderlandów. W przeszłości doszło już bowiem do podpalenia innej ciężarówki z tej samej firmy, a relacje między przewoźnikami z tej branży bywają bardzo napięte.

Mimo to Jos Lambregts zapowiada powrót do pracy i pozostanie w tej samej firmie. Przewoźnik obiecał już, że zapewni byłemu kierowcy spokojniejsze zatrudnienie w biurze, przy planowaniu przewozów. Choć sam zainteresowany zamierza jak najszybciej wrócić za kierownicę i kontynuować zawód wykonywany przez cały dorosłe życie.