Scania L111 w Polsce, do pomocy w tartaku – to był wyjątkowo specyficzny model

Gdyby powyższe zdjęcie zostało wykonane w Szwecji lub w Norwegii, nie byłoby w tym niczego zaskakującego. W Polsce naprawdę trudno się jednak spodziewać, że ktoś będzie trzymał na tyłach posesji Scanię L111. Przyjrzymy się więc tej ciężarówce nieco bliżej, wszak była to bardzo ciekawa konstrukcja.

Jako to w starych Scaniach, oznaczenie można bardzo łatwo rozpracować. Litera „L” oznacza pojazd z silnikiem przed kabiną, cyfry 11 oznaczają silnik 11-litrowy, a ostatnia cyfra „1” to oznaczenie serii 1, produkowanej w latach 1975-1980. Niemniej trzeba też tutaj podkreślić, że L111 mocno się w tej serii 1 wyróżniało, już w czasach nowości będąc wersją specyficzną i pod pewnym względami przestarzałą. To też sprawiło, że poza Skandynawią model ten nigdy nie zdobył wielkiej popularności, a do Polski nie sprowadzano go nawet w najwcześniejszym okresie przemiany ustrojowej. Za to w Skandynawii mógł się pochwalić dużą grupą wiernych użytkowników, o czym opowiem za chwilę.

Na czym polegała ta specyfika? Zacząć można od tego, że Scania L111 przypominała wyglądem zewnętrznym jeszcze ciężarówki z połowy XX wieku. Bardzo obła sylwetka, wąska osłona silnika i z szoferka tylko minimalnie szersza od maski – to rozwiązania, które w drugiej połowie lat 70-tych należały po prostu do historii. We wszystkich innych modelach zrezygnowała z nich także Scania, w tym nawet w produkowanej równolegle, 14-litrowej wersji L141, który miał zupełnie inne kształt i znacznie przestronniejszą szoferkę. Niemniej w L111 zachowano ten bardzo stary typ kabiny, najwyraźniej nie widząc powodu do zmiany.

Sytuacja nieco zmieniała się po wejściu do środka pojazdu. Bo choć z zewnątrz Scania L111 była identyczna jak modele z lat 60-tych i bardzo podobna do modeli z lat 50-tych, to w kabinie Szwedzi zadbali o powiew nowoczesności. Klasyczna szoferka była już więc pełna czarnego plastiku, miała bardzo nowoczesną kierownicę i dosyć uporządkowaną deskę rozdzielczą. Poza tym samochód oferował też współczesną obsługę, jako że 10-biegowa skrzynia była już zsychronizowana. Za to sześciocylindrowy silnik nadal pozwalał wybierać między wersją wolnossącą i turbodoładowaną, oferując z 11 litrów moc odpowiednio 202 lub 296 KM.

Do czego więc służyła taka hybryda klasyki z nowoczesnością? Skandynawowie wysyłali te pojazdy wszędzie tam, gdzie nie był potrzebny potężny silnik V8 oraz szeroka, przestronna kabina. Innymi słowy, Scanie L111 kursowały głównie w transporcie lokalnym, jako wywrotki, betonomieszarki, cysterny, pojazdy komunalne, czy lżejsze konfiguracje do przewozu drewna. Zdarzało się je też spotykać jako ciągniki siodłowe, ale tylko z przeznaczeniem na krótsze trasy, jako że oferta nie przewidywała pełnoprawnej sypialni. Dało się zamówić tylko bardzo wąską i krótką leżankę za fotelami, o wymiarach, które wydawały się wystarczające co najwyżej w latach 60-tych.

Skąd natomiast wziął się egzemplarz z powyższych zdjęć? Czytelnik Grzegorz spotkał go ostatnio w jednym z polskich tartaków. Pojazd pełni tam rolę klasyka na żółtych rejestracjach, choć podobno pozostaje też w pełni gotowy do pracy, pomaga czasami w przewozie pelletu i może zaoferować działający żuraw hydrauliczny. Szkoda tylko, że ciężarówka parkowana jest po prostu pod chmurką, podczas gdy jej klasyczne nadwozie wyraźnie nadgryza już korozja…

Przykładowe zdjęcie sypialni w modelu L111:

Przykładowe zdjęcie pulpitu w modelu L111:

Równolegle produkowany model LBS111, z silnikiem pod kabiną:

Równolegle produkowany model L141, z 14-litrowym V8: