Rok stania na granicy, czyli co może spotkać Renault Major 420ti z czarnymi tablicami

Renault Major na czarnych rejestracjach to widok, który może wzbudzać w Polsce ogromny sentyment. Takie samochody stanowią żywe wspomnienie lat 90-tych, gdy kierowcy przesiadali się na „Majorki” z Jelczów, Starów oraz Liazów. Francuski samochód mógł wówczas zachwycać znacznie wyższym komfortem, dynamiką silnika oraz ogólnym cywilizowaniem. Zwłaszcza jeśli komuś trafiła bogata wersja, z podwyższonym dachem o nazwie Turboliner oraz 420-konnym silnikiem.

Właśnie taki samochód, Renault Major 420ti Turboliner z 1994 roku, wystawiono ostatnio na sprzedaż. Samochód ma jeszcze czarne, polskie rejestracje, więc ćwierć wieku temu zapewne uczestniczył w budowaniu jakiejś nowej, prywatnej firmy transportowej. Wdaje się też kompletny i nieprzesadnie zardzewiały, więc zapewne dałoby się go jeszcze uratować. Wszystko wskazuje jednak na to, że europejska historia tego ciągnika jest już zakończona.

Zdjęcia z ogłoszenia dostępnego tutaj:

Pomimo polskich tablic, ciężarówka znajduje się już w Belgii, w firmie specjalizującej się pojazdach na eksport do Afryki. Treść ogłoszenia zachwala elementy istotne przewoźników z najbiedniejszych krajów, jak prosty układ wtryskowy, czy dwugłowicowa góra silnika. Za to cena nie należy do niskich, wynosząc aż 10 tys. euro. Może to wynikać niemalejącego popytu na „Majorki”, zwłaszcza w biednej, francuskojęzycznej Afryce Zachodniej, zdominowanej przez samochody ciężarowe francuskich marek.

Jaka natomiast może być przyszłość tego ciągnika po zdjęciu polskich, czarnych tablic i zarejestrowaniu gdzieś w Afryce Zachodniej? Jeden przykład już kiedyś pokazywałem, w artykule zatytułowanym Renault R380 Major oraz jego beniński kierowca – jak wygląda ich codzienna praca? Ostatnie miesiące przyniosły też jednak inną, równie ciekawą historię, uświadamiającą jak skrajnie mogą być warunki pracy w tamtejszym transporcie.

20 sierpnia 2019 roku zamknięto granicę między Beninem a Nigerią. Nigeryjskie władze tłumaczyły tę decyzję ogromną skalą przemytu, a także nadmiernym uzależnieniem od importu z biedniejszego, tańszego Beninu. Innymi słowy, chciano rozkręcić w ten sposób własną gospodarkę. Co więcej, decyzja o tym zamknięciu była zupełnie niezapowiedziana, zaskakując tym samym kierowców i przewoźników. Szacuje się, że tylko na jednym, popularnym przejściu Sèmè-Kraké nagle utknęło ponad 700 ciężarówek. Ich kierowcom odmówiono wjazdu do Nigerii, nie podając żadnej potencjalnej daty odwołania zakazu.

Granica Sèmè-Kraké:

Dłuższe opóźnienia w transporcie i problemy na granicach nikogo w tej części świata nie dziwią. Wielu przewoźników nakazało więc kierowcom oczekiwanie na granicy, licząc na kontynuowanie trasy po zniesieniu zakazu. Cześć miała czekać kilka dni, inni kilka tygodni, a jeszcze inni spędzili na granicy… kilkanaście miesięcy!

Dokładnie rok po zamknięciu granicy, w sierpniu 2020 roku, sprawą zainteresowało się francuskie radio „RFI”. Jak donosił jego wysłannik, na granicy Sèmè-Kraké nadal stało około 50 ciągników siodłowych z naczepami, oczekujących na przejazd w kierunku Nigerii. Kierowcy mogli więc mieć za sobą rok stania na granicy. Część z nich była tam wręcz uwięziona, z uwagi na opłaty parkingowe. Przed opuszczeniem parkingów kierowcy musieliby zapłacić za postój, a ich pracodawcy po prostu się tym nie przejmowali.

Przejazd przez granicę Sèmè-Kraké przywrócono dopiero 16 grudnia 2020 roku. Nastąpiło to więc po szesnastu miesiącach od zamknięcia. Co więcej, początkowo przepuszczano tylko pieszych oraz auta osobowe, skazując ciężarówki na dalsze oczekiwanie. Ostatnie z nich tkwiły na granicy jeszcze na początku stycznia 2021 roku, niemalże wracając przy tym w ziemię.

A oto zdjęcie, które RFI opublikowało przy swoim artykule z sierpnia 2020 roku. Możemy tutaj zobaczyć ciężarówki stojące na granicy Sèmè-Kraké rok po jej zamknięciu. Są to dwa starsze ciągniki marki Renault, z serii R oraz R/Major, a także DAF 95XF.

Fot. RFI