Zatrudnianie tańszych, zagranicznych kierowców to zjawisko wzbudzające w Europie mnóstwo kontrowersji. Okazuje się jednak, że w odległej Republice Południowej Afryki problem ten jest równie dobrze znany. Co więcej, jak pokazały wydarzenia z kwietnia tego roku, kontrowersje wokół zagranicznych kierowców niemal zebrały śmiertelne żniwo.
Wszystko rozegrało się na jednej z głównych dróg w Republice Południowej Afryki. Mowa tutaj o trasie N3, łączącej aglomeracje Johannesburga oraz Durbanu. Każdego dnia przejeżdżają tamtędy tysiące samochodów ciężarowych, a za ich kierowcami nierzadko mają zasiadać obcokrajowcy. Chodzi tutaj o imigrantów z innych, znacznie biedniejszych krajów Afryki, dla których praca w rozwiniętym transporcie RPA to prawdziwa „ziemia obiecana”. Problem jednak w tym, że bezrobocie wśród samych Południowoafrykańczyków wynosi niemal 30 procent. Sprawa z obcokrajowcami doprowadziła więc do spektakularnego protestu.
30 kwietnia, w okolicach miejscowości Mooi River, trasa N3 została zablokowana. Chciano w ten sposób wyrazić sprzeciw wobec przewoźników, którzy dla obniżenia kosztów zatrudniają kierowców z zagranicy. Sprawa szybko jednak wymknęła się spod kontroli i protestujący gwałtownie zwrócili się przeciwko zatrzymanym pojazdom. Zaczęto obrzucać je kamieniami, oblewać paliwem i podpalać. Łącznie zniszczono aż 35 zestawów, a wobec kierowców mogących pochodzić spoza RPA zastosowano przemoc.
Szczególnie głośna stała się przy tym historia 42-letniego Jimmiego Dlezi. Teoretycznie protestujący nie powinni zrobić mu krzywdy, jako że mowa tutaj o obywatelu RPA. Sam Dlezi twierdzi wręcz, że okazał protestującym swoje południowoafrykańskie prawo jazy. Uznano je jednak za fałszywe, jako że 42-latek prowadził zestaw z firmy SNB Freight, mającej zatrudniać głównie obcokrajowców. Gdy więc jego pojazd zaczął być niszczony, mężczyzna próbował uciec z kabiny, by ratować swoje życie. W odpowiedzi na to protestujący złapali go, oblali go benzyną i z powrotem wrzucili do kabiny, grożąc podpaleniem. W ostatniej chwili mężczyznę uratowała policja, która akurat przybyła na miejsce.
Gdyż już policjanci opanowali sytuację, udało im się aresztować zaledwie 54 protestujących. Trasa N3 musiała przy tym zostać zamknięta na dłuższy czas, a straty materialne liczono w milionach. Tymczasem południowoafrykańskie stowarzyszenie przewoźników, znane jako RFA, wyraziło swój brak zrozumienia dla akcji. W oficjalny komunikacie stwierdzono, że zatrudnianie kierowców z zagranicy jest wielką rzadkością i nie mogło to być prawdziwą przyczyną podpaleń.
Źródło zdjęć z protestu: IOL