Ostatnia trasa na pokładzie Jana Heweliusza – 30. rocznica tragedii z 28 ciężarówkami

14 stycznia 1993 roku, a więc dokładnie 30 lat temu, w czasie silnego sztormu na Morzu Bałtyckim, zatonął polski prom Jan Heweliusz. Za sprawą okrągłej rocznicy, mówi się o tym dzisiaj w całej Polsce, a nawet poza jej granicami, wspominając 55 ofiar śmiertelnych.

Tradycyjnie już z okazji rocznicy sięgnę do materiałów archiwalnych, pochodzących z momentu katastrofy. Najbardziej wymownym z nich jest nagranie komunikacji radiowej, w której załoga promu wzywała pomoc i próbowała przekazać informacje o swojej pozycji. Część tej komunikacji odbywała się po angielsku, między promem a duńskimi służbami, reszta była w języku polskim, między Janem Heweliuszem a innymi promami znajdującymi się w pobliżu. Możecie tego wysłuchać poniżej:

W czasie gdy oficerowie podkładowi organizowali pomoc, wśród pasażerów statku rozgrywał się już dramat. Kierowcy łącznie 28 ciężarówek zostali wyrwani ze snu przez sygnał alarmowy, a wielu z nich było po prostu w piżamach, co w obliczu szybko postępującego przechyłu promu i bardzo ciężkich warunków atmosferycznych, tylko sprzyjało tragedii. Niestety, przechył utrudniał też opuszczanie szalup ratunkowych, a potężny wiatr, dochodzący do 160 km/h, przewracał tratwy lub zalewał je wodą.

Jak też się później okazało, kapitan mógł popełnić błąd przy określaniu lokalizacji promu, a niemieckie służby ratunkowe, wysłane na miejsce, miały ogromne problemy z przeprowadzeniem akcji. Szczególnie znany jest przypadek zahaczenia tratwy przez linę helikoptera ratunkowego i przewrócenia jej do góry dnem. Uwięziło to pod wodą trzy osoby, prowadząc niestety do ich śmierci. I tak oto dochodzimy do przerażającej statystyki – wśród wszystkich 64 osób znajdujących się na promie, udało się uratować tylko 9 członków załogi. Reszta, w tym wszyscy kierowcy ciężarówek, zginęła w lodowatej wodzie.

Kjell „Ballo” Håkansson:

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez K.E. Palms Åkeri AB (@kepalmsakeri)

Znaczna część firm transportowych, które miały swoje ciężarówki na tonącym promie, już dzisiaj nie istnieje lub znacznie zmieniła charakter działalności. Tym samym niewiele pojawia się osobistych, transportowych wspomnień z dnia katastrofy. Niemniej jest pewna symboliczna historia, która pojawiła się dzisiaj rano w sieci i może wzbudzać duże emocje. To jedno z ostatnich zdjęć z trasy, na którym mógł pojawić się młody szwedzki kierowca Kjell „Ballo” Håkansson, zatrudniony w firmie transportowej K.E. Palms Åkeri (powyżej). Jak wspomina przy tym sam przewoźnik, Håkansson był ogromnym miłośnikiem ciężarówek i już w wieku 10 lat postanowił pracować przy myciu zestawów na bazie. Gdy tylko zdobył uprawnienia, awansował oczywiście na kierowcę, a 14 stycznia 1993 roku wykonał swoją ostatnią międzynarodową trasę. Zmierzał wówczas z ładunkiem powrotnym do Szwecji i trafił właśnie na pokład Jana Heweliusza

To oczywiście tylko jeden z kilkudziesięciu dramatów, które rozegrały się tej nocy na morzu. Na pokładzie promu znajdowali się bowiem kierowcy z Austrii, Czech, Jugosławii, Norwegii, Szwecji, Węgier oraz oczywiście Polski. Reprezentowali oni między innymi tak znane firmy, jak Peakes Warszawa, Scanspol, Danzas, ASG Logistic oraz Hungarocamion, a symbolicznym pomnikiem ich ostatniej trasy jest całe cmentarzysko ciężarówek, od 30 lat spoczywające na dnie Morza Bałtyckiego. Możecie je zobaczyć na poniższym nagraniu z 2018 roku:

Dlaczego prom zatonął?

Jak to w przypadku tego typu katastrof bywa, pojawia się wiele teorii. Pierwsze z nich dotyczyły złego stanu technicznego statku oraz błędu kapitana. Również na te dwa czynniki wskazywała początkowo Odwoławcza Izba Morska.

Przeszłość statku na pewno mogła mieć znaczenie. Wielokrotnie miał on problemy z utrzymaniem równowagi na morzu, siedem lat wcześniej wybuchł na nim pożar, a spalona część pokładu została nielegalnie zalana betonem. Nie brakowało również usterek napędu, a tuż przed wypadkiem Jan Heweliusz lekko uderzył o nabrzeże i był naprędce remontowany. Dlatego w rejs do Ystad wypłynął z dwugodzinnym opóźnieniem, a załoga starała się nadrobić stratę poprzez wyższą prędkość.

Czy można więc powiedzieć, że winę za katastrofę poniósł kapitan? Biorąc pod uwagę trudne warunki, pan Andrzej Ułasiewicz naprawdę niewiele mógł zrobić. Co więcej, do końca pozostał on na mostku, koordynował akcję ratunkową, a w efekcie niestety też zatonął razem z promem. Pośmiertnie zaczęto oczyszczać go z zarzutów, a zatonięcie promu nie jest bezpośrednio wiązane z początkowo wyższą prędkością rejsu.

Na koniec jeszcze przypomnę, że w chwili obecnej trwają prace nad polskim serialem katastroficznym „Jan Heweliusz”. Będzie on dostępny na platformie Netflix, choć dokładna data premiery nie jest jeszcze znana. Wiadomo za to, że realizacją zajmie się między innymi reżyser Jan Holoubek, producentka Anna Kępińska oraz scenarzysta Kasper Bajon. To dokładnie ta sama ekipa, która odpowiadała za ubiegłoroczny serial „Wielka Woda”, opowiadający o wrocławskiej powodzi z 1997 roku i będący jednym z najgłośniejszych tytułów Netflixa z ostatnich miesięcy, uznanym na skalę międzynarodową.