Jak już przekonaliśmy się w tym tygodniu, po aferze z tłuszczem roślinnym rozlanym na 50 kilometrach autostrady, gdy zauważymy utratę ładunku, nawet po fakcie powinniśmy zgłosić to odpowiednim służbom. W przeciwnym wypadku ktoś może mieć do nas bardzo kosztowne pretensje. A tymczasem przechodzimy do kolejnego tematu z taką zgubą, tym razem z udziałem wiaduktu i autotransportera.
Do zdarzenia doszło w piątkowych godzinach szczytu, na holendersko-niemieckim pograniczu, w miejscowości Zevenaar. Załadowany samochodami autotransporter jechał wówczas holenderską drogą krajową nr 336 i musiał przejechać pod autostradowym wiaduktem. Była to przeprawa obsługująca ruch samochodów ciężarowych i oznaczona wręcz niebieską tablicą, informującą o 4 metrowej wysokości. Problem jednak w tym, że autotransporter okazał się znacznie wyższy, za sprawą Citroena Jumpera wiezionego na górnym pokładzie.
Wiadukt najpierw zmiażdżył w Citroenie przednią część dachu, a następnie zrzucił go z ciężarówki wprost na drogę. Ciężarówka pojechała natomiast dalej, więc jej kierowca najprawdopodobniej nie poczuł i nie zauważył całej sytuacji. Również z opóźnieniem na policję nie wpłynęło żadne zgłoszenie, choć funkcjonariusze będą oczywiście próbowali ustalić do kogo należała ciężarówka i kto mógł ją prowadzić. Tym bardziej, że sprawa wywołała straty w publicznym mieniu, w postaci uszkodzenia elewacji na wiadukcie i nawierzchni na jezdni.
Szczęście w nieszczęściu, że na tych stratach materialnych sprawa się skończyła. Za autotransporterem nie jechał bowiem żaden inny samochód i dzięki temu obyło się bez jakichkolwiek osób poszkodowanych.
Wiadukt, w który uderzył autotransporter: