Opowieść o tym, jak jedna kontrola drogowa we Włoszech kompletnie zrujnowała kierowcę-przewoźnika

wloska_policja

Niechęć włoskich policjantów do zagranicznych przewoźników jest powszechnie znana, objawiając się w postaci wyjątkowo wymyślnych mandatów, łączonych z wyjątkowo wysokimi karami. Przypadek, do którego doszło ostatnio w okolicach Mediolanu, przechodzi jednak wszelkie granice, trafiając nie tylko do mediów transportowych, ale także tych z przewozami kompletnie niezwiązanych.

Wszystko dotyczy holenderskiego kierowcy-przewoźnika imieniem Roland Spekman, jeżdżącego swoją własną ciężarówką. Jego sprawa zaczęła się od zatrzymania z bardzo błahego powodu, natomiast skończy się najprawdopodobniej bankructwem, a także gigantycznymi długami. Żeby jednak zachować chronologię, zacznijmy od tego, że pan Spekman zjechał na autostradzie pod Mediolanem na lewy pas, aby umożliwić włączenie się do autostradowego ruchu innemu autu. Zachowanie to najzwyklejsze na świecie i uchodzące raczej za przejaw kultury, niż łamanie przepisów, ale no cóż – Włochom się to nie spodobało. Policjanci, którzy byli świadkami tego manewru, od razu zatrzymali ciężarówkę, stwierdzając, że kierowca złamał zakaz wyprzedzania dla ciężkich pojazdów. Do tego doszła kara za przekroczenie czasu jazdy o JEDNĄ minutę w ciągu 28 dni, a także padło podejrzenie, że Holender wykonywał nielegalne przewozy. Dlaczego? Na czterech z okazanych dokumentów CMR brakowało czterech pieczątek samego przewoźnika. Policjanci uznali więc, że mają do czynienia z naprawdę poważną sprawą i oprócz wypisania mandatu, zdecydowali się także na odebranie Holendrowi prawa jazdy i zatrzymanie jego ciężarówki na parkingu strzeżonym, rozstrzygnięcie całej sprawy pozostawiając w rękach sędziego.

I tutaj rozpoczyna się prawdziwa tragedia, bo krótko później włoscy sędziowie zorganizowali strajk i rozprawa nie mogła się odbyć. Co więcej, kiedy protest się skończył, sędzia wyznaczony do tej sprawy wyjechał na wakacje i znowu trzeba było wszystko przełożyć. I choć pan Spekman odzyskał już prawo jazdy, to jego ciężarówka już od dwóch miesięcy tkwi na włoskim parkingu strzeżonym. Rachunek za ten parking wynosi już… 18 tys. euro, a do tego doszło 50 tys. euro różnego rodzaju strat, które każdego dnia tylko się zwiększają. Sam Roland został postawiony przed koniecznością zorganizowania innej, tymczasowej ciężarówki, co tylko podniosło koszty stałe i postawiło jego pięcioosobową rodzinę w wyjątkowo trudnej sytuacji. A tymczasem Włosi twierdzą, że takie jest prawo, takie są procedury i co tu poradzić…