Odmowa rozładunku dla kierowcy z zagranicy – duński sklep zdobył duże uznanie

Omawiany post na Facebooku znajdziecie pod tym linkiem.

Duński sklep KJOF – Truckshop zajmuje się sprzedażą akcesoriów do samochodów ciężarowych. To głównie asortyment kojarzony z „oldschoolowym” tuningiem, bardzo popularnym wśród duńskich przewoźników. Często są to też dodatki sprowadzane z Niderlandów, gdyż właśnie tam znajdują się ich dystrybutorzy lub producenci.

Import z Niderlandów oczywiście nie obyłby się bez transportu. I właśnie tutaj pojawiały się wymagania, które zasłynęły teraz na całą Europę. Otóż KJOF – Truckshop oficjalnie wymaga w swoich zleceniach, by transport przywoziła ciężarówka z duńskiej firmy, na duńskich rejestracjach i z duńskim kierowcą w kabinie. A gdy w ubiegłym tygodniu zleceniobiorca złamał tę zasadę, podzlecając transport przewoźnikowi z Łotwy, ciężarówka po prostu nie została przyjęta w firmie, a cały towar zawrócono.

W związku ze złamaniem zapisów umowy, zleceniobiorca musiał na swój koszt zorganizować transport powrotny do Niderlandów. Tam przyjechał po niego kolejny, duński transport, tym razem w formie ekspresowej. Były to trzy dalekobieżne „busy” z duńskimi kierowcami, które raz jeszcze zawiozły te same palety do Danii. Firma musiała też przeprosić i obiecać, że nigdy więcej nie złamie już zasad zlecenia. A tymczasem KJOF – Truckshop pochwaliło się całą historią na Facebooku, podkreślają swoje zasady i dołączając zdjęcie łotewskiego zestawu (poniżej). Wówczas sprawa nabrała sporego rozgłosu.

Od tamtego czasu pod postem pojawiło się ponad 160 komentarzy. Jest też 400 udostępnień, a wieść o zachowaniu firmy dotarła do mediów z Polski, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, czy Węgier. Można by się więc spodziewać, że w komentarzach szybko wybuchną ostre dyskusje, biorące w obronę zagranicznych przewoźników. Gdy jednak to wszystko przeanalizowałem, wśród reakcji znalazłem niemal tylko te pozytywne. Duńczycy nie kryją wręcz wielkiego uznania, doceniając ochronę duńskiego transportu, zwłaszcza w wydaniu sklepu zarabiającego na duńskich kierowcach i przewoźnikach. Tymczasem krytyka przez osoby z zagranicy okazała się naprawdę niewielka. Wygląda więc na to, że decyzja właściciela sklepu spotkała się z powszechnym zrozumieniem.

Sam właściciel – młody, 28-letni przedsiębiorca, zafascynowany ciężarówkami – udzielił też w tej sprawie wywiadu. Jak wyjaśniał na łamach duńskiego magazynu branżowego „Lastbilmagasinet”, to jego sprzeciw wobec działaniom wielkich firm, podzlecającym ładunki najtańszym przewoźnikom i odbierającym w ten sposób kierowcom godziwy zarobek. Podał też przy tym konkretne kwoty – skoro duńska firma liczy za transport palety z Niderlandów 1200 koron (750 złotych), a najtańsi wschodni przewoźnicy oczekują tylko 400 koron (250 złotych), całą sytuacja po prostu musi odbyć się kosztem kierowców. Dlatego chce on dopilnować, by osoby wożące jego towar do Danii mogły zarobić po duńsku.