Już od ponad roku unijne ciężarówki mają bardzo ograniczone możliwości wjazdu do Rosji. W przypadku pojazdów z Polski jest to wręcz zakaz całkowity, ustanowiony cztery miesiące temu. Nasi przewoźnicy zostali więc odcięci od głównych tras dojazdowych do Kazachstanu oraz do Chin, od kilku lat uchodzących za coraz bardziej istotny kierunek. Dlatego też usilne szuka się sposobów na ominięcie Rosji.
Najbardziej oczywistym rozwiązaniem jest przejazd tak zwanym „szlakiem południowym”, przez Turcję, Gruzję, Azerbejdżan oraz Morze Kaspijskie. Takie trasy okazały się jednak bardzo problematyczne, trwając nawet po 40 dni w jedną stronę (szersze wyjaśnienie znajdziecie w tym artykule). Dlatego też ostatnio spróbowano innej metody, całkowicie omijając Turcję, a jednocześnie decydując się na przepinanie naczep. Wszystko w ramach programu o nazwie TRACECA, co stanowi skrót od „Transport Corridor Europe – Caucasus – Asia” (ang. „Korytarz Transportowy Europa – Kaukaz – Azja”).
Pierwszy przejazd w ramach TRACEA został już wykonany, a o jego przebiegu poinformowała litewska agencja celna Bunasta, zaangażowana w cały projekt. Europejska ciężarówka wyruszyła przy tym z Wilna, by przejechać następnie przez Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię oraz Bułgarię. Konkretnie jej punktem docelowym był bułgarski port w Burgas, skąd pływają promy przez Morze Czarne, w kierunku gruzińskiego portu w Batumi.
W Burgas europejski kierowca dopełnił procedur celnych, a następnie wypiął naczepę i przekazał ją obsłudze portowej. W rejs pojazd miał udać się bez ciągnika, jako że wysyłanie całego zestawu było ekonomicznie nieuzasadnione. Wynika to faktu, że sam tylko czas oczekiwania na prom wyniósł 42 godziny, natomiast na morzu statek spędził 67 godzin.
Po dotarciu do Batumi, naczepa została przejęta przez gruziński ciągnik. Ten miał zadanie przewieźć naczepę do Azerbejdżanu, do portu w niewielkiej miejscowości Alyat. Sam przejazd był tutaj stosunkowo krótki, licząc tylko 15 godzin, ale do tego trzeba było niestety doliczyć 68 godzin podjeżdżania na gruzińsko-azerskiej granicy. Gdy natomiast ciężarówka dotarła w końcu do portu, naczepa znowu została odpięta od ciągnika i ustawiono ją na kolejnym promie. Tym razem był to statek płynący z Alyat do kazachskiego portu w Kuryk, a czas oczekiwania w porcie wyniósł tylko 5 godzin.
W porcie Kuryk naczepę odebrał trzeci ciągnik, tym razem na rejestracjach z Kazachstanu. Jego zadaniem był przejazd do Chin, a konkretnie do centrum przeładunkowego w zachodniochińskiej miejscowości Chorgos, tuż za kazachską granicą. Naczepa dotarła tam po 21 dniach od odpuszczenia Wilna, a łączny koszt paliwa, promów, opłat promowych i opłat celnych wyniósł 7000 euro.
Zdaniem organizatorów, taka metoda transportu może być o 30 procent tańsza niż przejazd na kołach przez Turcję. Tak ogromna korzyść ma wynikać z ograniczenia przestojów w ciągnikach, mniejszej ilości dniówek dla kierowców, a także przekraczania mniejszej ilości przejść granicznych. Z drugiej strony, pewnym problemem może być zależność od pogody na morzu. Tutaj wyliczono, że średnio każdej zimy oraz jesieni na Morzu Czarnym występuje około 70 dni z niekorzystnymi warunkami. Poza tym same promy mają ograniczoną dostępność, w Morze Czarne wychodząc tylko na początku tygodnia, a na Morzu Kaspijskim nie mając sztywnego harmonogramu.