Niemieckie firmy chcą prawa do zatrudniania ukraińskich i białoruskich kierowców

Statystyki mówią same za siebie – wiele firmy z Europy Środkowo-Wschodniej oparło swoją działalność na kierowcach spoza Unii Europejskiej. Prym wiodą w tym przewoźnicy litewscy, u których unijni kierowcy zaczęli stanowić prawdziwą mniejszość. I właśnie po ten argument sięgnęła niemiecka organizacja przewoźników BGL.

Skoro Litwini mogą masowo zatrudniać kierowców z Białorusi i Ukrainy, to my również powinniśmy mieć taką możliwość – mniej więcej tak brzmią argumenty BGL, przedstawione na łamach niemieckiego magazynu „Eurotransport.com”. Wszystko zmierza więc do tego, że niemieckie firmy transportowe chcą uzyskać możliwość zatrudniania pozaunijnych kierowców. W przeciwnym wypadku może to zostać uznane za nierówną konkurencję w ramach wspólnego, transportowego rynku.

Tutaj trzeba wyjaśnić, że niemieckie przepisy poważnie utrudniają zatrudnianie pozaunijnych kierowców. Bariery są przy tym nieporównywalnie większe niż w Polsce lub na Litwie. A jednocześnie zagraniczni kierowcy robią się w Niemczech coraz bardziej pożądani, w związku z niedoborem pracowników krajowych. Faktem bowiem jest, że wielu niemieckich kierowców odchodzi na emerytury, a wśród młodych osób zainteresowanie tym zawodem jest niewielkie, zwłaszcza w transporcie dalekobieżnym.

Choć przy okazji BGL zastrzega, że dopuszczenie pozaunijnych kierowców do rynku pracy powinno być odpowiednio nadzorowane. Organizacja chciałyby ostrych wymagań w zakresie dokumentów, nie akceptując ukraińskich lub białoruskich uprawnień. Przyszli kierowcy mieliby więc zdobywać uprawnienia w Niemczech, na tamtejszych zasadach.