Kupił budżetową ciężarówkę i sam zbudował futurystyczną kabinę na dalekie trasy

Autor tekstu: Krystian Pyszczek

Bohaterem naszej dzisiejszej opowieści będzie niejaki John Horswell, australijski kierowca-właściciel, który w 1986 roku sprawił sobie tani, używany ciągnik. Był to Ford Louisville  LNT9000, amerykański model w australijskiej wersji, pomimo 6-letniej kariery mający już milion kilometrów przebiegu i noszący podobno bardzo wyraźne ślady zużycia. Dodatkowo był to pojazd z najbardziej podstawową, dzienną kabiną, co niestety nie pasowało do specyfiki pracy pana Horswella, polegającej na dalekobieżnym transporcie cementu. Dlaczego więc przewoźnik wybrał ten właśnie pojazd? Była to kwestia nie tylko bardzo ograniczonych środków, ale też konkretnych planów na przyszłości, przewidujących własnoręczne przebudowanie kabiny i stworzenie idealnej maszyny na dalekie trasy.

Fabryczny Ford Louisville LNT9000 z dzienną kabiną:

Pomysłowy Australijczyk zabrał się do pracy już w 1987 roku, a więc zaledwie rok po zakupie budżetowego Forda. Początkowo całą swoją uwagę poświęcił dokładnemu projektowaniu szoferki: w tym celu oglądał praktycznie każdą dostępną na rynku fabryczną ciężarówkę, a następnie dokonywał dokładnych pomiarów ich kabin oraz wypunktowywał mocne i słabe strony każdej z nich. Gdy już wstępne szkice były gotowe, kierowca-wynalazca przystąpił do przenoszenia całej koncepcji z papieru do świata realnego. Oczywiście wymagało to od niego sporej wytrwałości, oraz odporności na zmęczenie, bowiem Pan Horswell pracował od tego momentu praktycznie na dwie zmiany: w dzień zasiadał za kierownicą, natomiast wieczorami składał nową szoferkę w prywatnym warsztacie. Również znajomi nie udzielali mu zbyt dużego wsparcia : Australijczyk wspominał przy tym, iż jeśli dostawałby jednego dolara za każdym razem gdy inni nazywali go szaleńcem, prawdopodobnie bardzo szybko uzbierałby kwotę wystarczającą na nowiutki ciągnik. Mimo to prace trwały nadal , a czerwcu 1987 roku Pan Horswell w końcu zaprowadził Forda oraz kabinę do zewnętrznego warsztatu, któremu zlecił złożenie wszystkiego w całość. Był to niezwykle trudny etap, który zajął aż 9 miesięcy. Ostatecznie jednak cały ten wysiłek się opłacił i w lutym 1988 roku na australijskie drogi wyjechała prawdziwie unikatowa ciężarówka nazwana „The Apparition”, czyli z angielskiego „Zjawa”.

„Zjawa” w pełnej okazałości:

Jak wspominał sam właściciel, pojawienie się pojazdu na trasach wprawiało innych kierowców w prawdziwe osłupienie. I trudno się temu dziwić, bowiem pod koniec lat 80-tych podobną sylwetkę miały tylko ciężarówki z filmów sci-fiction. Przede wszystkim Pan Horswell całkowicie zmienił układ samego ciągnika. O ile więc standardowy Ford Louisville  LNT9000 posiadał typową dla amerykańskich konstrukcji wysuniętą maskę, tak silnik „Zjawy” znajdował się bliżej środka pojazdu, przy jednoczesnym przeniesieniu szoferki znacznie wyżej. Jednak mimo to trudno było tu  mówić o typowo europejskim układzie, bowiem przód ciągnika opadał pod dosyć dużym kątem i wraz z mocno pochylonymi do tyłu szybami tworzył niemalże prostą linię. Poza tym australijski kierowca zastosował światła i przedni grill rodem z samochodu osobowego, a także zdecydował się na pełne osłony międzyosiowe, praktycznie niespotykane w Australii.  Oczywiście taki design miał swoje praktyczne aspekty. Chodziło przede wszystkim o poprawienie aerodynamiki oraz zmniejszenie spalania: to ostatnie miało być o około 10% mniejsze aniżeli w przypadku standardowego Forda Louisville LNT9000. Dodatkowo Pan Horswell twierdził, iż jego szoferka znacząco poprawiła układ chłodzenia silnika, który dzięki temu stał się bardziej wydajny. Sama kabina natomiast została wykonana z lekkich materiałów, w tym m.in. z włókna szklanego, co również miało niebagatelny wpływ na masę całego ciągnika oraz zmniejszoną konsumpcję paliwa.

Sposób otwierania kabiny:

Futurystyczna sylwetka była jedynie początkiem nowinek zastosowanych w „Zjawie”, bowiem równie ciekawie całość wygląda także w środku. Przede wszystkim Pan Horswell znacząco rozbudował deskę rozdzielczą poprzez dodanie nowych wskaźników dokładnie monitorujących pracę jednostki napędowej oraz innych podzespołów. Dodatkowo rezygnacja z poziomej maski miała pozytywny wpływ na widoczność z kabiny. Australijczyk zadbał również o komfort jazdy, bo o ile w standardowym Fordzie szoferka była po prostu przykręcona do ramy, tak tutaj została ona zawieszona na sprężynach z japońskiej ciężarówki Hino, wzbogaconych dodatkowo o poduszki produkcji amerykańskiego Macka. Jednak największa poprawa względem oryginału miała miejsce w kwestii wypoczynkowej. Zastosowano tu bowiem bardzo przestronną przestrzeń sypialną z podwyższonym, a do tego przeszklonym dachem, przeniesionym z szoferki typu Aerodyne, produkcji amerykańskiego Kenwortha. Tym samym kierowca miał do dyspozycji bardzo duże łóżko oraz wystarczająco dużo przestrzeni aby móc bez problemu stanąć w pozycji wyprostowanej. Jakby tego było mało, znalazło się nawet miejsce na niewielki prysznic z 60-litrowym zapasem czystej wody, sprytnie ogrzewanej ciepłem z silnika. A skoro już  o tym silniku wspominam, to warto dodać, że „Zjawa” posiadała 415-konnego Cumminsa połączonego z 15-biegową, niezsynchronizowaną skrzynią Fuller Roadranger i pochodzącego wprost z bazowego Forda.

Fabryczny pulpit (ustawienie kierownicy na USA):

Przebudowany pulpit „Zjawy”:

Tak powstała „Zjawa” była ciężarówką bez wątpienia niezwykłą, łączącą w sobie najlepsze rozwiązania konstrukcyjne marek z całego świata. Dzisiaj trudno też sobie wyobrazić, by jakikolwiek mały przewoźnik podjął się podobnego projektu. Tym bardziej należy oddać tu ukłony Australijczykowi, który zbudował całość dzięki swojej determinacji. Oczywiście droga do uzyskania takiego efektu była długa i trudna, także po ukończeniu całości. Pan Horswell wspominał m.in. iż krótko po ukończeniu swojego projektu odkrył pewne problemy jakościowe z bocznymi osłonami, a nieudolnie zregenerowany silnik w końcu uległ poważnej awarii i wymagał naprawy. Mimo to ciężarówka ta pracowała przez bardzo długi czas, za każdym razem wzbudzając ogromne zainteresowanie. Co się z nią ostatecznie stało? Tego niestety nie wiadomo. Próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej na australijskich forach, ale udało mi się znaleźć tylko jedną informację, o przemalowaniu pojazdu na czarno. Po tej zmianie wyglądał on następująco: