W ciężkiej motoryzacji trwa prawdziwa elektrorewolucja. Tylko w ciągu ostatnich dni byłem na pierwszych jazdach trzema elektrycznymi pojazdami – Iveco Daily Electric, a także MAN-ami eTGE i eTGM. Co więcej, w momencie pisania tego tekstu byłem akurat w drodze na kolejną tego typu prezentację, tym razem mając jeździć Mercedesami eVito oraz eSprinter. W dużym skrócie można więc powiedzieć, że dostawcze i ciężarowe samochody na prąd staną się wkrótce drogową rzeczywistością.
A jak wypadają w tym wszystkim wspomniane MAN-y? Z jakimi rozwiązaniami spotkają się ich kierowcy i jakich warunków pracy mogą się spodziewać? W poniższym artykule odpowiem na tle pytania w kwestii większego modelu eTGM. Z jednej strony, MAN eTGM to samochód, w którym nie znajdziemy ani pół silnika spalinowego. Cała praca pojazdu bazuje na silniku elektrycznym, połączonym z litowo-jonowymi bateriami. Z drugiej strony, jest to po prostu spora ciężarówka, wyposażona w układ osi 6×2. Przyznam, że nigdy wcześniej nie miałem okazji jeździć aż tak dużym pojazdem na prąd.
Powyższe połączenie daje naprawdę wyjątkowy efekt. Wsiadamy bowiem do kabiny typowej dla MAN-ów, przed sobą mamy wyjątkowo dużą, MAN-owską kierownicę, a przy tym nie dochodzą do nas najmniejsze wibracje oraz dźwięki wydawane przez silnik. Poza ogólnym otoczeniem kierowcy, o fakcie jazdy pełnoprawną ciężarówką przypominają jedynie pneumatyczne hamulce. Choć i ten układ zasilany jest w pełni elektrycznie.
Uruchomienie silnika sygnalizowane jest przez wskaźnik umieszczony w miejscu obrotomierza. Wskazuje on, że samochód został uruchomiony, a także w jakiej znajduje się fazie – poboru prądu lub też jego generowania. Ten drugi proces występuje w czasie hamowania lub toczenia się, poprzez system odzyskiwania energii. Wskaźnik pokazuje też poziom poboru prądu, zależny między innymi od tempa przyspieszania, czy działania urządzeń pokładowych. Czego jednak zabrało, to dokładnych wyliczeń dotyczących chwilowego zasięgu. Auto pokazuje jedynie procentowy stan naładowania baterii, z którego kierowca sam będzie musiał wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Kierowca będzie się też musiał przyzwyczaić do nietypowego hamowania. Jest ono bowiem zależne od aktualnego stanu baterii. Między 100 a 85 proc. naładowania, hamować musimy nogą, wykorzystując hamulec zasadniczy. Gdy natomiast zejdziemy poniżej 85 proc., samochód pozwala nam na hamowanie jednostopniowym retarderem. Skąd ta zależność? Hamowanie retarderem wytwarza stosunkowo dużo prądu, który po prostu musi zostać zmagazynowany w bateriach. Gdy natomiast baterie są prawie pełne, system nie umożliwia ich doładowywania i odłącza retarder.
Nawet jak na samochód elektryczny, MAN eTGM jest ekstremalnie cichy. Do 60 km/h nie słyszymy nawet charakterystycznego pisku, typowego dla silników na prąd. Minimalnie głośniej robi się dopiero w momencie, gdy napęd elektryczny mocniej się rozgrzeje. Wówczas do pracy wkracza bardzo rozbudowany system chłodzenia, słyszalny z zewnątrz lub przy otwartej szybie. Niemniej nawet wtedy w środku można rozmawiać szeptem.
Pamiętajmy też, że mowa o MAN-ie. Ciężarówki tej marki z natury są nastawiona są na komfort, mając miękkie zawieszenie i nieszczególnie precyzyjny układ kierowniczy. Gdy więc połączymy to z brakiem typowych wibracji, generowanych przez silnik, otrzymujemy efekt dosłownie płynięcia po trasie. Kierowca może się w pełni zrelaksować, tym bardziej, że eTGM przekazuje napęd bezstopniowo i zawsze gotowy jest do przyspieszania.
Na papierze eTGM oferuje 360 KM, a maksymalny moment obrotowy dostępny jest już od początku rozpędzania. Skutkowało to doskonała dynamiką, nawet pomimo faktu, że samochód był obciążony. Szybkiemu przyspieszaniu sprzyjał też fakt, że napęd nie tracił ani sekundy na zmianę jakiegokolwiek biegu. Dodam, że zadbałem o utwierdzenie się w tym wrażeniu, chwilę później wsiadając za kierownicę spalinowego MAN-a TGM 18.320 z 12-biegową przekładnią AS-Tronic. Różnica była bardzo duża, choć 18.320 do zawalidróg nie należy.
Zapewne zauważyliście, że MAN eTGM zrobił na mnie spore wrażenie. Gwarantuję Wam jednak, że mając okazję pokierować pojazdem tak cichym, komfortowym i dynamicznym, bylibyście pod podobnym wrażeniem. Inna sprawa, że – z zupełnie subiektywnego punktu widzenia – jazda eTGM była śmiertelnie nudna. Gdy później spędziłem godzinę za kierownicą spalinowego TGM, cieszyłem się z każdej ręcznej zmiany biegu, możliwości hamowania kilkustopniowym zwalniaczem i po prostu wsłuchiwania się w obroty.
Jeśli natomiast chodzi o zarzuty obiektywne, to ograniczają się one do zasięgu. Taki MAN eTGM przejedzie na jednym ładowaniu 180 kilometrów, nadając się do użytku tylko na najkrótszych trasach. Odpowiedzialne je za to łącznie 12 baterii o pojemności 185 kWh. Co więcej, zasięg ten nie został jeszcze zweryfikowany w codziennej pracy. Proces ten rozpocznie się dopiero jesienią bieżącego roku, wraz z przekazaniem pierwszych egzemplarzy grupie austriackich przedsiębiorstw. Elektryczne MAN-y zaczną wówczas jeździć w typowej dystrybucji, wykonując między innymi miejskie dostawy żywności oraz piwa. Jeśli natomiast chodzi o produkcję seryjną, to ma się ona rozpocząć dopiero w 2021 roku. Wówczas będzie można pójść do przedstawiciela marki MAN i najzwyczajniej w świecie złożyć zamówienie na takiego eTGM-a.