Siły Zbrojne Rzeczpospolitej Polskiej mają przejść w najbliższych latach sprzętową rewolucję. Jak szacują ekonomiści z Credit Agricole, łączne koszty tej operacji do 2035 roku mogą pochłonąć nawet 1,7 miliarda złotych. W tle całej tej operacji stoi zaś marka Jelcz, którą raz za razem wymienia się przy nowych zamówieniach.
Tylko w ubiegłym tygodniu pojawiły się na to dwa przykłady. W środę, 14 grudnia, podpisano pierwszą umowę na dostawy podwozi pod nowe wyrzutnie rakietowe, pozyskiwane od Stanów Zjednoczonych oraz Korei Południowej. Systemy o nazwie Himars oraz Chunmoo mają zostać zamontowane na co najmniej 59 ciężarówkach, a dostawcą tych podwozi będzie właśnie Jelcz. Można się przy tym spodziewać pojazdów z napędem 8×8, o opancerzonych kabinach, przystosowanych do pracy na polu walki.
Dwa dni później, 16 grudnia, poinformowano o rozstrzygnięciu przetargu na nowe cysterny paliwowe z dystrybutorami. Pojazdy tego typu dostarczy firma Celtech i będą się one składały z naczep-cystern o pojemności 26900 litrów, a także ciągników-dystrybutorów marki Jelcz. Tym razem mowa o samochodach z napędem 6×4, o bardziej szosowym układzie jezdnym oraz bez opancerzonych kabin. Przewidziana w przetargu ilość to co najmniej 29 egzemplarzy, z opcją rozszerzenia o kolejne 40 sztuk.
Oczywiście trzeba się tutaj spodziewać, że pod polskimi znaczkami będzie kryła się znaczna ilość zagranicznych podzespołów. Jelcz korzysta między innymi z silników Iveco lub MTU, skrzyń biegów i skrzyni rozdzielczych ZF, a także mostów napędowych Axel Tech-Meritor. Tak dla przykładu, w ciągnikach 6×4 pod cysterny można spodziewać się 352-konnych silników Cursor 8 od marki Iveco, natomiast najcięższe ciągniki 8×8 otrzymują nawet 625-konne jednostki MTU, blisko spokrewnione z napędem Mercedesa Actrosa. Więcej na ten temat: 625-konne Jelcze trafiają do Wojska Polskiego – MON pokazał swoje nowe ciągniki